Polska uchodzi za kraj motoryzacyjnego złomu. Pewnie dlatego istnieje mnóstwo poradników dla nabywców używanych pojazdów.
Rynek fabrycznie nowych aut rzeczywiście prezentuje się mizernie, co nie znaczy jednak, że nikt takich samochodów nie kupuje – również do jak najbardziej prywatnego użytku.
Kupowanie „nówki” prosto z taśmy montażowej jest oczywiście nieporównanie przyjemniejsze i mniej stresujące niż „używki” o niepewnej przeszłości i nie do końca rozpoznanym stanie technicznym, lecz i tu pojawia się niebezpieczeństwo popełnienia pewnych błędów, które mogą być powodem późniejszych rozczarowań. Co zatem robić, aby ich uniknąć?
Są zagorzali miłośnicy poszczególnych marek samochodów, którzy mają bardzo sprecyzowane marzenia i zamiary. Z góry wiedzą, co chcą kupić: jaki model, którą wersję, z jakim wyposażeniem, w jakim kolorze nadwozia. Ci żadnych rad nie potrzebują. Z drugiej strony istnieje liczna grupa osób bez określonych motoryzacyjnych preferencji, pozbawionych jakichkolwiek sympatii i uprzedzeń. Kierujących się w swoich decyzjach bardziej rozumem niż sercem, chłodną kalkulacją, a nie stereotypami. Oni powinni zacząć operację pn. „Kupuję nowy samochód” od skonkretyzowania własnych potrzeb.
Czy ma to być pojazd dla singla, pary czy rodziny? Jeżeli dla rodziny, to jak licznej? Czy są plany, by ją wkrótce powiększyć? Czy potrzebny będzie duży bagażnik? Czy samochód będzie jeździł głównie w mieście czy raczej na dalekich trasach? Jeżeli i tak, i tak, to w jakich mniej więcej proporcjach? Czy planowane roczne przebiegi i sposób użytkowania pojazdu uzasadniają zainteresowanie droższym w zakupie i serwisowaniu dieslem? Czy przymierzając się do kupna auta z silnikiem benzynowym myślimy o zamontowaniu instalacji gazowej?
Dzięki takiej analizie określimy segment aut, w obrębie którego będziemy się dalej poruszać.
Następny etap to ustalenie kwoty, którą chcemy i możemy przeznaczyć na kupno samochodu. Niestety, kasa często brutalnie weryfikuje marzenia. Jeżeli ktoś ma do dyspozycji 50 tys. zł, a celuje w dobrze wyposażony kompakt „w dieslu”, od razu może zapomnieć o salonach dilerskich i przenieść swoje zainteresowania na komisy i ogłoszenia. Jednak nawet wtedy, gdy pieniądze nie stanowią większego problemu, warto wyznaczyć nieprzekraczalny pułap wydatków. Zdarza się bowiem często, że skuszeni przez sprzedawcę lub pod wpływem impulsu („a co tam, żyje się raz, nie będę dziadował…”) okazujemy nadmierny gest. A potem żałujemy owej chwili słabości latami, spłacając nieopatrznie zaciągnięty kredyt…
Określenie potrzeb i skonfrontowanie ich z budżetem pozwoli wytypować modele aut odpowiadających naszym oczekiwaniom i będących w naszym zasięgu finansowym. Warto zrobić to na piśmie, w formie przejrzystej tabeli, która ułatwi kontynuowanie procesu wyboru. W tym momencie możemy bowiem pokusić się o analizę słabych i mocnych stron poszczególnych ofert.
Sporządzamy listę istotnych dla nas cech samochodu: cena, możliwości przewozowe (wielkość bagażnika, płaska powierzchnia bagażowa po złożeniu tylnych siedzeń, ładowność, ilość miejsca dla pasażerów itp.), standardowa wyposażenie, liczba i ceny opcji, osiągi, koszty eksploatacji (zużycie paliwa, ale także częstotliwość i ceny przeglądów, koszty wymiany elementów podlegających normalnemu zużyciu), długość i warunki gwarancji, utrata wartości auta z biegiem czasu, łatwość późniejszej odsprzedaży itd. Można tu posiłkować się lekturą forów internetowych, ale bez przesady – opinie na temat praktycznie wszystkich marek i modeli samochodów są tak rozbieżne, że szybko będziemy mieli w głowach kompletny mętlik i wiedzieli mniej niż przez rozpoczęciem kwerendy w sieci.
Podsumowując wszystkie plusy i minusy, które zaznaczyliśmy w tabeli, wystawiamy oceny końcowe kandydatom na „nasz” samochód. To z kolei pozwoli sporządzić ich krótką listę, złożoną z 3-4 modeli.
Teraz przychodzi czas na wizyty w salonach dilerów. Niektórzy sprzedawcy przyzwyczajeni są do tego, że najczęściej odwiedzają ich zwykli oglądacze, nie przykładają się do rzetelnej, wyczerpującej prezentacji oferty. Dobrze jest więc dać im do zrozumienia, że jesteśmy poważnie zainteresowani zakupem auta. Jednocześnie jednak nie okazujmy zbytnich zachwytów, bo to osłabi naszą pozycję negocjacyjną. Pamiętajmy jednocześnie, że możliwości obniżania ceny przez dilerów są ograniczone. Trudno oczekiwać, że pojazd kosztujący nominalnie, powiedzmy 70 tys. zł, kupimy o 20 tys. zł taniej. Istnieje za to duża szansa, że dostaniemy gratis dodatkowe elementy wyposażenia: komplet kół z zimowym ogumieniem, autoalarm, czujniki cofania itp.
Bardzo dobrym czasem na kupowanie nowych samochodów jest okres wyprzedaży rocznika. Kiedyś takie wyprzedaże startowały dopiero po sylwestrze, teraz zaczynają się już w listopadzie (co zresztą nie dziwi, zważywszy na to, że bożonarodzeniowe dekoracje pojawiają się w sklepach tuż po Zaduszkach). Importerzy chcą pozbyć się zapasów, sprzedawcy walczą o wykonanie rocznego planu – wszyscy pilnie potrzebują pieniędzy. Wyprzedaż rocznika oznacza możliwość uzyskania atrakcyjnych rabatów, sięgających nawet kilkunastu tysięcy, i upolowania prawdziwych okazji. A zatem czas ruszać na łowy. Powodzenia!
INTERIA.PL