Wbrew wstępnym ustaleniom krajów członkowskich UE z Parlamentem Europejskim, Niemcy chcą okresu przejściowego w obniżaniu emisji CO2 z samochodów osobowych. Chcą, by w 2020 roku 80 proc. nowych samochodów spełniało nowe normy, a dopiero w 2024 r. – wszystkie.
„Uznajemy wysiłek poczyniony na rzecz znalezienia kompromisu w ramach nieformalnych negocjacji, jednak nie odniesiono się jeszcze odpowiednio do kwestii elastyczności (…) dlatego sugerujemy wprowadzenie modelu przejściowego, jeśli chodzi o cel emisji 95 gramów CO2 na kilometr w 2020 roku” – czytamy w piątkowej poufnej notatce do ministrów, do której dotarła PAP. Niemcy chcą, by w 2020 roku 80 proc. nowych samochodów spełniało zaostrzone normy, w 2021 – 85 proc., w 2022 – 90 proc., w 2023 – 95 proc. i dopiero w 2024 roku – 100 proc.
Jak pisze na swojej stronie internetowej tygodnik „European Voice” wprowadzenie postulowanej przez Niemcy zmiany, oznaczałoby odrzucenie wstępnego porozumienia między rządami a PE z czerwca, co spowodowałoby, że najpewniej nie zostałoby ono przyjęte w tej kadencji PE. Tygodnik dodaje, że wniosku Niemiec nie popierają Francja i Włochy, które produkują lżejsze auta. Ponadto ministrowie mieli chłodno przyjąć propozycję Niemiec, bo zmiana uzgodnień na tym etapie jest rzeczą niebywałą.
Czerwcowe porozumienie krajów UE z przedstawicielami PE nie zostało na skutek interwencji Niemiec ostatecznie zaakceptowane przez ambasadorów. Teraz kraje członkowskie mają głosować nad tym porozumieniem w środę. „European Voice” przewiduje, że Niemcom nie uda się ponownie przełożyć głosowania.
Po niemieckich wyborach parlamentarnych „sprawa wróciła na wokandę i nie ma już więcej wystarczającej liczby krajów, które poparłyby ociąganie się Niemiec” – czytamy w tygodniku. Głosowanie przed wyborami miało być ryzykowne dla niemieckiego rządu ze względu na sprzeciw tamtejszego przemysłu motoryzacyjnego wobec nowych limitów CO2. W sprawie emisji CO2 z samochodów miała interweniować sama kanclerz Angela Merkel.
moto.wp.p, (PAP)