Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych: Prowadzimy rozmowy z producentami samochodów zarówno z Chin jak i z Europy. Nie można wykluczyć, że nasze atuty w postaci dobrze wykwalifikowanej kadry i wysokiej kultury technicznej przekonają w końcu do Polski jednego czy drugiego inwestora.
Paweł Janas, IBRM Samar: Kilka tygodni temu Rada Ministrów przedłużyła do 2026 roku funkcjonowanie Specjalnych Stref Ekonomicznych. Czy zmiana ta faktycznie może przyczynić się do ściągnięcia do Polski większej liczby zagranicznych inwestorów, w tym z branży motoryzacyjnej?
Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych: Zawsze lepiej jest wyjść na ring mając obie ręce sprawne, niż mając lewą rękę zawiązaną na plecach. Chodzi o to, że zestaw zachęt, którym dysponujemy, by przyciągnąć inwestorów do Polski jest dość ubogi, więc zwolnienia podatkowe w strefach są nie do przecenienia. Gdy w ubiegłym roku wielu inwestorów zdało sobie sprawę, że nie zdąży skorzystać z błogosławieństwa zwolnienia podatkowego w strefie, zainteresowanie inwestycjami – w tym także w przemyśle motoryzacyjnym – zaczęło gwałtownie spadać. Po decyzji rządu widać wyraźnie ponownie wzrost zapału zagranicznych firm do dalszego rozwoju biznesu w naszym kraju.
W czym konkretnie się to przejawia?
Wie Pan, tego nie da się jeszcze ująć w kategoriach statystycznych, bo od podjęcia decyzji przez Radę Ministrów upłynęło zaledwie kilka tygodni. Zapewniam jednak, że zdecydowanie rośnie liczba rozmów dotyczących umiejscowienia nowych inwestycji w Polsce. To bardzo ważne, bo do stref trafia 1/3 wszystkich pieniędzy lokowanych w naszym kraju. Skreślenie, więc 1/3 liczby narzędzi, którymi dysponujemy, aby wesprzeć inwestora – a tym byłoby utrzymanie działalności stref tylko do 2020 r. – byłoby pomysłem, delikatnie mówiąc, ekscentrycznym.
Decyzja rządu o wydłużeniu funkcjonowania stref zbiegła się w czasie ze zliberalizowaniem rozporządzenia Rady Ministrów o wspieraniu inwestycji zagranicznych, czyli o grantach. Teraz będzie łatwiej je uzyskać…
To było bardzo dobre posunięcie. Wprowadzono duże ułatwienia dla inwestycji w regionach, gdzie wskaźnik bezrobocia przekracza średnią krajową oraz na terenach Polski Wschodniej. Zmniejszono wymagania dotyczące wielkości wydatków inwestycyjnych czy minimalnej liczby tworzonych miejsc pracy. Decyzja polskich władz odbiła się to szerokim, pozytywnym echem w europejskich sferach biznesowych. Co prawda, by zdobyć od rządu wsparcie, inwestor nadal musi spełnić szereg wymogów, ale to są to konkretne pieniądze – zazwyczaj stanowią 7-8 proc. wartości inwestycji.
Czy branża motoryzacyjna skorzysta na tych zmianach?
Nie tylko zyska, ale będzie największym ich beneficjentem, choć mówimy głównie o producentach części i komponentów. Wbrew temu, co wszyscy mówią, liczba inwestycji w motoryzacji stale rośnie. O ile w ubiegłym roku o tej samej porze PAIiIZ pracował nad nieco ponad 20 projektami z tej branży, to dziś mam ich już ponad 30.
Czy o pozyskaniu dla Polski nowej fabryki samochodów możemy już zapomnieć? Trudne czasy temu nie sprzyjają?
Nie chodzi o trudne czasy, ile o strukturę polskiej gospodarki. Niech Pan zobaczy gdzie trafiają na przykład dziś chińskie inwestycje motoryzacyjne. Na Ukrainę, do Serbii, Bułgarii czy Macedonii. Nie trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Są to kraje o taniej sile roboczej, a ich gospodarka w dużym stopniu jest sterowana przez Państwo. Poza tym, poza Bułgarią, w krajach tych nie ma unijnych ograniczeń dotyczących udzielania pomocy publicznej. Jeśli rząd Ukrainy będzie chciał mieć u siebie na Zaporożu fabrykę aut, to będzie ją miał, bo bez przeszkód może „podsypać” pieniędzy inwestorowi. Nikt mu tego nie zabroni. Ale Polska przede wszystkim nie jest w stanie konkurować z tymi krajami kosztami pracy. Dla większości chińskich inwestorów, którzy myślą o zatrudnieniu ludzi do pracy przy taśmie po 1 miesięcznym przeszkoleniu, do Polski nie przyjdą.
Ta gorzka konstatacja, jak się domyślam, płynie z licznych kontaktów z inwestorami z branży motoryzacyjnej z Chin…
Chiny to szczególny przypadek. W ciągu ostatnich czterech lat rozmawiałem prawie ze wszystkimi producentami samochodów w tym kraju. I to po kilka razy. Większość z nich mówiła – po co pchać się do Unii Europejskiej skoro mamy gigantyczny rynek własny. Do tego jest on mniej wymagający od rynku unijnego m.in., jeśli chodzi o normy emisji spalin.
A europejscy producenci?
Z koncernami motoryzacyjnymi ze Starego Kontynentu jest inny problem. Większość z nich strzeże swoich miejsc pracy i nawet nie chce słyszeć o przenoszeniu produkcji do innych krajów. Żaden z szefów dużej fabryki nie ruszy się dziś poza swój kraj, bo naraziłby się na potężny konflikt ze związkami zawodowymi. A być może także z przedstawicielami rządu.
Czy oznacza to, że PAIiIZ zawiesił rozmowy z producentami samochodów?
Skądże znowu! Prowadzimy rozmowy zarówno z firmami chińskimi jak i europejskimi. Nie można wykluczyć, że nasze atuty w postaci dobrze wykwalifikowanej kadry i wysokiej kultury technicznej naszego kraju przekonają w końcu do Polski jednego czy drugiego inwestora.
Czy Agencja nadal poszukuje także inwestora dla FSO?
Nic nie wiem, by obecnie trwały jakiekolwiek poszukiwania inwestora dla fabryki na warszawskim Żeraniu. W każdym razie Agencja nie jest w nie zaangażowana.
Odnoszę wrażenie, że generalnie nie jest pan wielkim optymistą, jeśli chodzi o dalsze poszukiwania producenta aut dla naszego kraju.
Uważam po prostu, że Polska powinna trzymać się swojej specjalności, czyli inwestycji z branży producentów części i komponentów dla motoryzacji. Tu idzie nam na prawdę bardzo dobrze.
IBRM Samar