Styczniowa sprzedaż nowych aut na Starym Kontynencie była najsłabsza od dekad. W Polsce jest lepiej — ale tylko pozornie.
Branża motoryzacyjna jedzie w Europie na zaciągniętym ręcznym — jak wynika z najnowszych danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA), salony samochodowe na Starym Kontynencie świeciły na początku roku pustkami nieobserwowanymi co najmniej od czasów sprzed upadku Żelaznej Kurtyny.
Mentalny kryzys
W styczniu w Unii Europejskiej kupiono zaledwie 885 tys. nowych aut osobowych, czyli 8,9 proc. mniej niż w 2012 r. — i mniej nawet niż w najgorszym w ostatniej dekadzie kryzysowym roku 2009. To też najsłabszy wynik zanotowany od 1990 r., gdy zaczęto zbierać dane.
— Niska sprzedaż w Europie to w dużej mierze efekt złych nastrojów i mentalnego przeświadczenia, że kryzys trwa i trwać będzie — przy wzrastającym bezrobociu zakup nowego auta odkładany jest po prostu na później — mówi Marek Konieczny, prezes Związku Dealerów Samochodowych.
W Polsce co prawda zanotowano wyraźne zwyżki (styczniowa liczba nowych rejestracji aut osobowych skoczyła r/r o 8,6 proc., do 26,2 tys. egzemplarzy), ale eksperci nie mają wątpliwości — nie ma się z czego cieszyć.
— W Polsce styczniowe zwyżki sprzedaży zupełnie nic nie znaczą. Mamy bardzo specyficzny na tle kontynentu rynek, na którym grudzień i styczeń to okres wielkiej wyprzedaży aut z poprzedniego rocznika — w innych krajach wyprzedaże zaczynają się w wakacje i nie mają takiego charakteru. Grudzień był słaby, więc czekający na promocje klienci poszli do dealerów w styczniu — ale to raczej drgawki chorego rynku niż jego uzdrowienie — mówi Marek Konieczny.
Powszechne spadki
Spadki odnotowano na niemal wszystkich największych europejskich rynkach — wyjątkiem była Wielka Brytania, gdzie sprzedaż skoczyła o 11,5 proc. W Niemczech sprzedano 192 tys. nowych aut, czyli 18 tys. mniej niż rok wcześniej, we Francji — 22,5 tys. mniej, a we Włoszech — ponad 25 tys. mniej. Szczególnie słabo wypadła Hiszpania — kraj seatów tradycyjnie uznawany jest za jeden z pięciu największych europejskich rynków motoryzacyjnych, ale w styczniu sprzedano tam niespełna 50 tys. nowych aut — mniej niż w Belgii, która ma cztery razy mniej mieszkańców.
Najbardziej dotkliwy spadek sprzedaży w Europie dotknął Forda — auta amerykańskiej marki sprzedawały się aż o 25 proc. gorzej niż rok wcześniej. Dwucyfrowe spadki zaliczyły też m.in. Fiat, Grupa PSA (Citroen i Peugeot), Toyota i Volvo. Poza dobrze radzącą sobie koreańską KIA niewielkie zwyżki zanotowali tylko producenci bardziej luksusowych aut — BMW, Mercedes czy Jaguar z Land Roverem. Lider europejskiego rynku — Grupa Volkswagen — co prawda zmniejszył sprzedaż, ale zwiększył udział rynkowy do 24,4 proc. Cieszy to polskich producentów części, takich jak Boryszew.
— Oczywiście dostrzegamy kryzys w otoczeniu, ale w naszym przypadku problemu nie ma. Dostarczamy głównie części do modeli grupy Volkswagena, których sprzedaż nie maleje — w tym roku zakładamy nawet wzrost przychodów przy lepszych marżach. Skala naszego biznesu z notującymi spadki Citroenem czy Peugeotem jest wyraźnie mniejsza — mówi Piotr Szeliga, prezes Boryszewa.
Koncerny samochodowe, borykające się ze spadkami w Europie, muszą coraz cieplej spoglądać na Chiny. Sprzedaż aut w Państwie Środka skoczyła w styczniu tego roku aż o 46,4 proc. w porównaniu z 2012 r. Nieźle wygląda też sytuacja na rynku amerykańskim, gdzie w ubiegłym roku sprzedaż nowych aut osobowych i ciężarowych rosła najszybciej od połowy lat 80.
Puls Biznesu, Marcel Zatoński