Niektórzy ubezpieczyciele wymagają zaświadczeń z przedszkola, że rodzic odwozi dziecko, lub od kierownika, że pracownik dojeżdża autem.
Do rzecznika ubezpieczonych napływa coraz więcej skarg na ubezpieczycieli, którzy nie chcą pokrywać kosztów wynajmu samochodu zastępczego na czas powypadkowej naprawy auta.
Uzasadnione i konieczne
Firmy ubezpieczeniowe każą mianowicie poszkodowanym udowadniać, że samochód był im w tym czasie potrzebny.
– Sam fakt, że kierowca wskutek szkody nie może korzystać z własnego samochodu, nie uzasadnia zwrotu kosztów najmu pojazdu zastępczego – tłumaczy Kinga Rybicka z HDI Asekuracja.
Problem polega na tym, że ubezpieczyciele stawiają wiele wymagań osobom, które chcą wynająć pojazd w czasie naprawy swojego auta po wypadku i oczekują spełnienia wszystkich przesłanek zwrotu związanych z tym kosztów.
– Zgodnie z art. 6 kodeksu cywilnego poszkodowany, wnosząc o zwrot kosztów najmu pojazdu zastępczego, powinien udowodnić zasadność tego roszczenia. Sposób udokumentowania konieczności najmu zależy od okoliczności konkretnej sprawy – tłumaczy Marcin Traczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń. – W sprawach prostych będzie to tylko oświadczenie poszkodowanego. W bardziej skomplikowanych konieczne będzie przedstawienie przez niego dodatkowej dokumentacji.
A z tym może być trudno. Jak bowiem udowodnić, że uszkodzone auto służyło do codziennej komunikacji, a współmałżonek nie może pożyczyć swojego samochodu, bo jest on mu po prostu potrzebny albo w rodzinie drugiego samochodu nie ma? Wtedy właśnie pojawiają się absurdalne oczekiwania ubezpieczycieli, aby poszkodowany przedstawił zaświadczenie z pracy, że dojeżdża samochodem, czy z przedszkola, że dowozi dzieci.
Cięcie kosztów
Na szczęście po zeszłorocznej uchwale Sądu Najwyższego (z 17 listopada 2011 r., sygn. III CZP 5/11) dostęp do komunikacji miejskiej nie stanowi już podstawy do odmowy pokrycia kosztów wynajmu auta.
Niektóre firmy ubezpieczeniowe starają się jednak zaoszczędzić w inny sposób. Skracają okres, za który zwracają te koszty. Nie płacą np. za czas postoju auta w warsztacie przed wizytą rzeczoznawcy, który wycenia zakres szkód i decyduje o przebiegu naprawy. Inny trik to pominięcie w rozliczeniu okresu, w którym naprawa została wstrzymana ze względu na potrzebę sprowadzenia części.
Dzienna stawka najmu pojazdu zastępczego wynosi od 50 zł za najmniejszego fiata 600 przez 160 zł na dobę za skodę octavię do nawet 300–400 zł za BMW czy mercedesa. Zwrot kosztów tylko za część okresu naprawy powoduje, że za resztę poszkodowany zapłaci z własnej kieszeni.
Opinia
Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych
Przy udowadnianiu, że samochód zastępczy jest potrzebny, dochodzi do absurdalnych sytuacji: uprawniony musi zdobyć potwierdzenie, że na co dzień jeździ autem. Uważam, że ubezpieczyciele nie mogą powoływać się na kodeks cywilny i żądać takich potwierdzeń. Takie wymagania mają utrudnić dochodzenie zwrotu kosztów korzystania z samochodu zastępczego. Nie ma też podstaw do skracania okresu, za który należy się zwrot. To nie jest wina poszkodowanego, że ubezpieczyciel zwleka z wyceną naprawy auta, albo że na lokalnym rynku brakuje niezbędnych części. W takiej sytuacji poszkodowany może zwrócić się o pomoc do rzecznika ubezpieczonych, Komisji Nadzoru Finansowego czy powiatowych rzeczników konsumentów, a nawet złożyć sprawę do sądu.
Rzeczpospolita, Mateusz Rzemek