Szef Volvo zapowiedział zwolnienie 1300 pracowników, chociaż wcześniejsze komunikaty świadczyły o coraz lepszych wynikach finansowych firmy. Najwyraźniej nie są one wystarczające, biorąc pod uwagę ogólną sytuację rynkową.
O decyzji firmy, dotyczącej redukcji zatrudnienia, poinformował dzisiaj dyrektor zarządzający Volvo Jim Rowan. Zwolnionych zostanie 1300 pracowników w Szwecji. Jak wyjaśnił szef marki w oświadczeniu:
Ekonomiczne zawirowania, wzrost cen surowców oraz coraz ostrzejsza konkurencja, najpewniej pozostaną wyzwaniem naszej branży jeszcze przez jakiś czas.
Około 1100 osób zostanie zwolnionych w samej centrali Volvo Personvagnar. Pozostałych 200 pracowników zostanie wytypowanych po przeprowadzeniu audytu pozostałych oddziałów Volvo w Szwecji. Stanowić to będzie w sumie 6 procent osób, zatrudnionych przez producenta w swoim rodzimym kraju. Zwolnienia dotyczyć będą wyłącznie pracowników biurowych.
Jim Rowan zdradził również, że powinniśmy spodziewać się zwolnień także w oddziałach Volvo na całym świecie. Dokładny zakres redukcji etatów nie został jeszcze ustalony i powinniśmy go poznać w nadchodzących miesiącach. Wiemy jedynie, że firma ponownie skupi się na pracownikach biurowych. Jak wyjaśnił Rowan w wywiadzie dla Reutersa:
Sprzedajemy samochody w ponad 80 krajach, więc sądzimy, że są możliwości na zwiększenie efektywności całej naszej sieci.
Sytuacja finansowa Volvo jest coraz lepsza
Zapowiedzi tak dużych zwolnień mogą zaskakiwać, kiedy weźmie się pod uwagę coraz lepszą sytuację finansową Volvo Group. Jak firma informowała pod koniec kwietnia, w pierwszym kwartale 2023 roku zanotowano kolejny wzrost rentowności, a sprzedaż netto wzrosła o 25 proc. (do 131,4 mld koron), co jest historycznym wynikiem. Sam oddział Volvo Cars zanotował na koniec 2022 roku wzrost przychodów o 17 proc. (do 330,1 mld koron).
Z drugiej strony faktem jest, że sytuacja na rynku robi się coraz trudniejsza, a samochody zamiast tanieć, robią się coraz droższe w produkcji. Szczególnie dotyczy to aut elektrycznych, które mają stanowić coraz większy udział w ofercie Volvo, a od 2030 roku stanowić 100 proc. oferty. Tymczasem jak informowaliśmy pod koniec 2022 roku, koszty zakupu materiałów potrzebnych do wyprodukowania jednego samochodu spalinowego wyniosły 1851 dolarów, co oznacza, że były o 376 dolarów większe niż dwa lata wcześniej. W przypadku aut elektrycznych wyniosły one już 5076 dolarów, co oznacza wzrost aż o 2152 dolary.
Oprócz tego trzeba wziąć pod uwagę wysoką inflację, znaczny wzrost cen energii oraz ogromne inwestycje w rozwój elektrycznych napędów – niezbędne, jeśli producent chce mieć tylko takie modele w ofercie i pozostać przy tym konkurencyjnym. Nie powinno więc dziwić, że kierownictwo Volvo szuka oszczędności.
Źródło: motoryzacja.interia.pl