Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów chce, żeby firma Volkswagen do 1 lipca przedstawiła specjalne dokumenty. Ma z nich jasno wynikać, ile samochodów z oprogramowaniem oszukującym podczas testów czystości spalin, zostało poddanych naprawom w naszym kraju. Chodzi o określenie, na jakim etapie jest akcja i jakie będą jej konsekwencje dla polskich kierowców.
Według szacunków firmy „Samar”, monitorującej krajowy rynek, na polskich drogach jest około 190 tys. samochodów z silnikami Diesla, w których zamontowane jest oszukujące oprogramowanie. Tymczasem koncern Volkswagen jest nad wyraz dyskretny w informowaniu, co robi z tym fantem w Europie, a tym samym i u nas.
Jeszcze przed końcem zeszłego roku niemiecka firma ogłosiła, że ma gotowy plan naprawy silników, będących obiektem dochodzenia i przedstawiła go niemieckiemu urzędowi ds. transportu samochodowego (KBA). W styczniu miał się rozpocząć proces realizacji tych działań, najpierw z silnikami o pojemności dwóch litrów. Jednak do maja b.r. firma dokonała napraw w zaledwie 50 tys. sztuk aut na Starym Kontynencie. Tymczasem nielegalne modyfikacje dotyczą 8,5 mlnsamochodów w Europie i ponad 11 mln na całym świecie.
Dopiero na początku czerwca Volkswagen AG potwierdził, że rozpoczyna w Europie akcję serwisową w odniesieniu do 1,1 mln samochodów związanych ze skandalem emisyjnym. Koncern otrzymał bowiem zgodę od władz niemieckich na dokonanie stosownych napraw w silnikach 2,0 TDI, serii EA 189. W sumie KBA zezwolił dotąd na objęcie akcją ponad 2,5 miliona pojazdów koncernu Volkswagen
W Polsce jednak do dziś nie ma oficjalnej informacji o przebiegu akcji, a polski oddział VAG podaje tylko, że wdrażanie koniecznych zmian w silnikach odbywa się w całej Europie według planu oraz terminarza uzgodnionego z KBA.
– Volkswagen pracuje aktywnie nad wdrożeniem środków technicznych. Odbywa się to w uzgodnieniu z odpowiednimi instytucjami. Właściciele samochodów nie ponoszą kosztów wdrażanych modyfikacji. Ponadto wszystkim klientom, których aut dotyczy akcja serwisowa, zostaną udostępnione odpowiednie i bezpłatne zastępcze środki komunikacji – głosi komunikat prasowy koncernu.
Usunięcie „usterki” może okazać się trudnym zadaniem i to zdaje się być powodem powolnej i prowadzonej bez rozgłosu kampanii serwisowej. Wiele niezależnych źródeł twierdzi, że zmiana oprogramowania tych silników na legalne spowoduje spadek mocy, zwiększenie spalania albo podniesienie emisji substancji toksycznych. Zmienią się tym samym parametry aut kupionych przez klientów, a to pociągnie za sobą roszczenia.
Tymczasem według redakcyjnych testów przeprowadzonych przez niemiecki „Auto Zeitung”, w których porównano VW Passata 2,0 TDI 140 KM z nielegalnym oprogramowaniem, z identycznym autem w którym wgrano nowy software, to drugie miało lepsze parametry pod względem czystości spalin i mniejsze spalanie. Nie odnotowano także zauważalnego pogorszenia się osiągów w zmodernizowanym aucie (różnica w przyspieszeniu do 100 km/h wynosiła 0,1 sek).
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta chce jednak uzyskać pełną, oficjalną informację dotyczącą przebiegu akcji serwisowej w naszym kraju i jej konsekwencji dla właścicieli „trefnych” samochodów grupy VAG. Jednocześnie Stowarzyszenie Osób Poszkodowanych przez Spółki Grupy Volkswagen AG, szykuje pozew zbiorowy przeciwko niemieckiemu producentowi i szacuje, że wartość roszczeń może przekroczyć 10,5 mld zł.
moto.wp.pl, Borys Czyżewski