Współpraca rządowych agencji, zajmujących się sprzedażą nieruchomości, specjalnych stref ekonomicznych i samych inwestorów z samorządami lokalnymi, to warunek niezbędny powodzenia procesu inwestycyjnego – nie mieli wątpliwości uczestnicy sesji „Tereny inwestycyjne – jak władze samorządowe i właściciele gruntów walczą o inwestorów” w ramach Property Forum 2014.
Na coraz sprawniejszą współpracę z samorządami w ostatnich latach, szczególnie w zakresie podziału terenu na mniejsze działki lub zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, wskazywała Ilona Kowalska, prezes Agencji Mienia Wojskowego (AMW). Przykładami takiej dobrej współpracy mogą być, jej zdaniem, należące do Agencji tereny inwestycyjne na terenie Wrocławia, Krakowa, Torunia czy Helu.
– Podejście, zgodnie z którym agencja nie jest już postrzegana przez samorządy jako potencjalny konkurent, a raczej jako partner do współpracy, przynosi efekty synergii dla obu stron. Samorządom zależy na tym, aby kupiec w atrakcyjny sposób zagospodarował kupioną nieruchomość, z kolei my możemy liczyć na szybszą sprzedaż takiego terenu, który został dobrze przygotowany – wyjaśniła prezes AMW.
Nieco mniej optymistycznie na temat współpracy z samorządami wypowiadał się Tomasz Zagórski, zastępca dyrektora zespołu
gospodarowania zasobem w Agencji Nieruchomości Rolnych (ARM), w której posiadaniu znajduje się największy w Polsce zasób gruntów inwestycyjnych o powierzchni ok. 96 tys. ha, z czego ponad 60 tys. ha znajduje się na terenie miast. Według niego nadal z tą współpracą bywa różnie.
– Od dłuższego czasu czekamy na miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego na warszawskiej Białołęce, mimo przekazania na rzecz dzielnicy kilku hektarów gruntów pod budowę dwóch szkół – powiedział. – Ale są również przykłady, że można działać szybko i sprawnie. Gmina Września w ciągu zaledwie pół roku potrafiła przekwalifikować grunty rolne na inwestycyjne i uchwalić plan zagospodarowania pod inwestycję firmy Volkswagen w Swarzędzu – dodał.
Również Jan Mroczka, prezes spółki Rank Progress, która wybudowała 48 obiektów wielkopowierzchniowych w całej Polsce, nie miał wątpliwości, że bez pozytywnych relacji z samorządami inwestorzy praktycznie nie mają szans funkcjonować.
– Zdarzały nam się sytuacje, kiedy z władzami lokalnymi nie było nam po drodze i byliśmy celowo przetrzymywani w procedurze odwoławczej, a ostateczne uzgodnienia otrzymaliśmy dopiero wtedy, kiedy nasz konkurent w tym samym mieście zdążył już wybudować i otworzyć centrum handlowe – opowiadał. Podkreślał jednocześnie, że z drugiej strony, przy dobrych relacjach z samorządem, można liczyć na zmianę planu zagospodarowania nawet w ciągu 6-7 miesięcy. – Najgorzej jest, jeśli w procesie inwestycyjnym zaczyna przeszkadzać lokalna polityka – mówił.
Prezydent Lublina Krzysztof Żuk wcale nie krył, że miasto realizuje projekty infrastrukturalne pod potrzeby konkretnych inwestorów. – Z otwartą przyłbicą informujemy, że zmieniamy miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego na wniosek konkretnych inwestorów, na przykład deweloperów, jeśli uznajemy, że dana inwestycja służy również interesom Lublina – podkreślił prezydent Lublina.
Także przedstawiciele specjalnych stref ekonomicznych przekonywali, że ich skuteczność w zabieganiu o inwestorów w dużej mierze uzależniona jest od dobrych relacji z okolicznymi samorządami.
– Myślę, że doświadczenia w tym zakresie są podobne w większości stref ekonomicznych. Warunkiem koniecznym sukcesu jest dobra współpraca z lokalnymi władzami, bo to buduje zaufanie inwestorów, nie ma innej drogi – powiedział Tomasz Sadzyński, prezes Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Podkreślał, że oferta stref musi być dzisiaj wielowymiarowa, jeśli mają one skutecznie konkurować z terenami inwestycyjnymi w innych krajach. – Dzisiaj to już nie jest wyłącznie kwestia gruntów pod inwestycje i ich ceny, dzisiaj inwestor pyta na przykład o dostępność odpowiednio wykształconych, znających języki obce pracowników. Są firmy, w których na przestrzeni jednego budynku mówi się w dwudziestu różnych językach – zaznaczał.
Jego zdaniem może nawet bardziej niż bezpośrednie wsparcie dla inwestorów obecnie liczy się wsparcie inicjatyw wspomagających rozwój i kształcenie młodej kadry pracowniczej.
Uczestnicy sesji zastanawiali się również nad wpływem nowych przepisów dotyczących pomocy publicznej na zachowania inwestorów na polskim rynku. Wnioski były umiarkowanie optymistyczne.
– Zmiany mapy pomocy publicznej w Polsce, wprowadzone z początkiem lipca tego roku, były zapowiadane na tyle dawno, że wszyscy zdążyli się z nimi oswoić. Przypomnę, że podstawowe rozporządzenia wygasły już z końcem 2013 roku, a pierwsze półrocze tego roku otrzymaliśmy niejako w charakterze bonusu – powiedział Andrzej Zabiegliński, wiceprezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej i prezes podstrefy Jastrzębsko-Żorskiej.
Według niego rynek polski zrobił się na tyle atrakcyjny do inwestowania w skali globalnej, że nie zawsze decyzja inwestycyjna musi być uzależniona od zakresu pomocy publicznej, na jaką może liczyć potencjalny inwestor. To raczej dodatkowa zachęta, a nie warunek podjęcia decyzji inwestycyjnej. – Dodatkowo przedsiębiorcy, którzy jeszcze niedawno planowali ekspansję w krajach położonych za naszą wschodnią granicą, dzisiaj, w związku z napiętą sytuacją na Ukrainie, decydują się pozostać po tej stronie Bugu – mówi. – Polski rynek ma szansę na tym zyskać.
Paweł Tynel, partner w dziale doradztwa podatkowego firmy EY, przyznaje, że firmom w strefach ekonomicznych, w związku z nowymi przepisami unijnymi, będzie trudniej uzyskiwać pomoc publiczną, szczególnie w przypadku inwestorów, którzy już zainwestowali w strefach i chcieliby rozwijać swoją działalność. – Komisja Europejska doszukuje się pomocy publicznej w coraz większej liczbie miejsc, w zasadzie są to już wszelkie rodzaje wsparcia dla firm z sektora prywatnego – mówił.
Mimo wszystko ekspert nie sądzi, żeby miało to w dłuższej perspektywie znacząco ograniczyć skalę inwestycji. – Życie nie znosi próżni, dlatego przewiduję 3-4 miesiące przerwy, a następnie inwestycje ruszą z nową siłą – ocenił Paweł Tynel.
Na problemy z dostępem do sieci wysokich napięć oraz brak ustawy o korytarzach przesyłowych zwrócił natomiast uwagę Tomasz Kowalski, zastępca dyrektora pionu sprzedaży w spółce PKP Energetyka. Jego zdaniem nastręcza to inwestorom szereg problemów. – Naszym atutem w rozwiązywaniu części z tych problemów jest natomiast współpraca z Grupą PKP, przejście z budową infrastruktury energetycznej przez tereny kolejowe jest dla nas znacznie łatwiejsze niż dla inwestora z zewnątrz – zapewnił.
AUTOR: WNP.PL (PIOTR APANOWICZ)