W tym roku na targach motoryzacyjnych w Genewie królują miejskie „auta terenowe”, pojazdy z napędem ekologicznym i limuzyny dla krezusów.
Od wczoraj w Genewie kierowcy mogą oglądać, jakimi autami będzie się jeździć w tym sezonie w Europie. A koncerny samochodowe muszą się wysilać, by złowić klientów.
Kryzys w strefie euro wygnał kierowców z salonów sprzedaży samochodów. W 2012 r. mieszkańcy Unii Europejskiej kupili 12 mln nowych aut, najmniej od 1995 r. Co gorsza, był to już piąty z rzędu rok kurczenia się rynku motoryzacyjnego Unii, który kiedyś wchłaniał ok. 14-15 mln nowych aut rocznie.
I światełka w tunelu nie widać. W styczniu klienci w UE kupili 885 tys. samochodów, prawie o 9 proc. mniej niż przed rokiem. A jednocześnie był to najgorszy styczeń dla koncernów motoryzacyjnych w Europie od 1990 r. I już wiadomo, że wyniki za luty nie będą lepsze. W Niemczech, które są największym motorynkiem Europy, w zeszłym miesiącu zarejestrowano o 10,5 proc. aut mniej niż przed rokiem – poinformował wczoraj niemiecki urząd KBA. We Francji w lutym rejestracje nowych aut skurczyły się o 12 proc., licząc rok do roku, a we Włoszech o 17 proc.
Amerykański bank Morgan Stanley wczoraj ogłosił, że spodziewa się w tym roku spadku rejestracji nowych aut w Europie o 6 proc., a kilka miesięcy temu przewidywał, że ten regres wyniesie 4 proc.
Wiele koncernów wieści, że kryzys zagościł na lata. – Uważamy, że fundamentalne problemy w Europie, które dotyczą głównie zadłużenia, utrzymają się jeszcze przez co najmniej pięć lat – powiedział wczoraj na targach w Genewie dyr. generalny koncernu BMW Norbert Reithofer. Wtórował mu szef Forda w Europie Stephen Odell, którego zdaniem dopiero za cztery, pięć lat sprzedaż aut na naszym kontynencie wróci do poziomu sprzed kryzysu.
– Chcemy uniknąć katastrofy i poradzimy sobie, jeśli przez najbliższe pięć lat spadki sprzedaży wyniosą 2-3 proc. lub będzie stagnacja – stwierdził szef Renault Carlos Ghosn, wskazując, iż taką katastrofą byłoby skurczenie się rynku przez rok o 10-15 proc.
Optymizmu nie krył za to szef Fiata Sergio Marchionne. Jego zdaniem rynek może zacząć wychodzić z kryzysu w 2014 r., ale „wiele zależy od politycznego pragnienia Europy, by znaleźć wyjście z tego koszmaru”.
A konkurencja nie śpi. W Genewie pierwszy raz pokazano auto marki Qoros, nowej, stworzonej przez konsorcjum firm z Chin i Izraela z myślą o podboju rynków Europy – głównie w naszej części kontynentu.
Koncerny próbują przetrwać kryzys, kusząc nowościami. Na targach w Genewie zaplanowano około setki premier, światowych lub europejskich.
Już widać, że nadchodzi moda na samochody typu crossover, czyli miejskie „auta terenowe”. Taką nowością jest Renault Capture, auto o długości 4,12 m, skonstruowane na płycie podłogowej obecnej wersji modelu Renault Clio. Z tym pojazdem konkurować będzie Peugeot 2008, o długości 4,16 m, a także Ford EcoSport, zaprojektowany w ośrodku badawczym amerykańskiego koncernu w Brazylii i w podstawowej wersji napędzany 3-cylindrowym silnikiem benzynowym o pojemności 1 l i mocy 125 KM. W segmencie mini modę na pojazdy pseudoterenowe szerzy Volkswagen, prezentując w Genewie model Cross Up!, czyli wersję crossover przebojowego miejskiego Up!
Co dziesiąte auto wystawiane w Genewie ma napęd ekologiczny. Japoński koncern Mitsubishi prezentuje Outlandera PHEV – pierwszy seryjnie produkowany samochód terenowy ze stałym napędem elektrycznym na obie osi, a także prototypy GR-HEV (pikap o napędzie hybrydowym) oraz CA-MiEV (miejskie auto elektryczne o zasięgu wydłużonym do 300 km). Renault świętuje premierę elektrycznego auta ZOE, a VW wystawia dwumiejscowe hybrydowe auto XL-1, którego produkcja wyniesie tylko tysiąc sztuk rocznie. Hybrydowy napęd ma też superauto McLaren P1, które do 300 km/godz. rozpędza się w 17 s i emituje 200 g CO2/km, o jedną trzecią mniej niż tego typu samochód z napędem spalinowym. Ale to oferta dla krezusów – hybrydowy McLaren kosztuje 1,3 mln dol. i zaplanowano produkcję tylko 375 sztuk.
W czasie kryzysu nie brakuje jednak amatorów kosztownych aut i koncerny prześcigają się w walce o ich portfele. Alfa Romeo przedstawia stylizowany na bolidy Ferrari model sportowego 4C, które będzie kosztować 60 tys. euro. A Rolls-Royce prezentuje coupe Wraith, napędzane najmocniejszym dotąd silnikiem tej marki: 12-cylindrowym o pojemności 6,6 l i mocy 600 KM.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.biz