Rok w motoryzacji raczej bez fajerwerków

Do 2030 roku co piąty samochód w globalnej flocie powinien być elektryczny – tak należy rozumieć „paryską” deklarację, którą przyjęto zaledwie kilka tygodni temu podczas szczytu klimatycznego COP21. Deklarację podpisały m.in. Tesla Motors, Michelin, Renault-Nissan, mocno zaangażowane już w e-mobilność. Ogólnie jednak należy przypuszczać, że producenci aut traktują ją raczej ostrożnie, bo to na nich spoczywa najwięcej zadań.

Rzecz jasna, zmiana polityki emisyjnej to proces który już trwa, podążając chociażby za kolejnymi uregulowaniami w zakresie norm Euro. Nowy rok będzie z pewnością obfitował w kolejne inicjatywy i nowości, zgodne za ogólnym trendem. Jeśli potraktować ustalenia z paryskiego szczytu jako swego rodzaju wytyczne dla długofalowych działań koncernów motoryzacyjnych, to trzeba wspomnieć też o takich inicjatywach, jak Global Fuel Economy Initiative (GFEI), do której przystąpiło 40 krajów, a która zmierza do podwojenia efektywności paliwowej floty lekkich pojazdów do 2050 r.

Inna sprawa to MobiliseYourCity, której celem jest wsparcie 100 miast i 20 krajów rozwijających się, by do 2020 r. wdrożyły plany zrównoważonego rozwoju transportu publicznego.

To w długim okresie, a w najbliższych miesiącach będą miały miejsce kolejne działania podmiotów branży, odpowiadające na stale rosnący popyt – zarówno w zakresie akcesoriów, części, podzespołów jak i wyrobów finalnych. Trudno co prawda wypowiadać się o dłuższej perspektywie, ale dotychczas potwierdzeniem takich prognoz zdaje się być np. wysoka dynamika eksportu moto-branży z Polski, który na koniec roku 2015 przekroczy zapewne (nie ma jeszcze oficjalnych danych) wartość 20 mld euro.

Już kilka miesięcy temu zmianę nastrojów wieszczył szef Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, Jakub Faryś, kiedy mówił: – Nastąpiło wyrównanie popytu i podaży, a więc nie ma już powrotu do gwałtownych skoków zapotrzebowania na pojazdy samochodowe na Starym Kontynencie.

W praktyce, już w połowie ub. roku widać było wyraźnie, że kryzys sektora mamy za sobą i zaczęło się odrabianie strat od załamania pod koniec poprzedniej dekady. A to, nawet pomimo zaognionej sytuacji w Europie Wschodniej, przede wszystkim załamania rynku rosyjskiego. Wygląda na to, że w obliczu takiej a nie innej sytuacji zewnętrznej (związanej również z kryzysem imigracyjnym i rozdźwiękami w UE) wyniki sektora motoryzacyjnego są całkiem odporne na zawieruchy.

W Polsce, na razie, też wygląda na to, że zmiany polityczne nie wpływają na sytuację gospodarczą. Uznani gracze moto-branży nie zamierzają się zwijać. Wręcz przeciwnie. Wielu rozbudowywać będzie swoją bazę, biorąc pod uwagę np. kolejne zezwolenia na działalność w SSE – nowości zapowiedział m.in. Borg Warner, Faurecia, buduje się fabryka Volkswagena Craftera we Wrześni, inwestycje i reinwestycje sygnalizowane są m.in. w strefach: wałbrzyskiej, katowickiej czy mieleckiej.

Nową sytuację stworzy za chwilę wielkie przedsięwzięcie Jaguara Land Rovera na Słowacji. Co prawda wyścig o luksusową markę przegraliśmy, ale znajdujemy się zbyt blisko przyszłej fabryki, aby Brytyjczycy (Hindusi) nie spojrzeli również w kierunku polskich wytwórców moto-komponentów, doświadczonych wieloletnią współpracą z niemal wszystkimi uznanymi producentami samochodów.

Czynniki zewnętrzne zdają się więc  pozytywnie oddziaływać na sektor motoryzacyjny. Nie można tego – w podobnej skali – powiedzieć o rynku wewnętrznym. Nic nie na razie nie wskazuje na to, żeby w Polsce miało sprzedawać się rocznie więcej niż ok. 400 tys. nowych samochodów. Ostatnio notowany, listopadowy, wynik dla aut osobowych – 364,5 tys. od początku roku 2015 (wg. PZPM) – wskazywał na poziom niemal 8% wyższy niż rok wcześniej, ale o gwałtownym przyroście mowy nie ma.

Nie zanosi się też na powstrzymanie fali samochodów używanych (wstępne nieoficjalne dane wskazują na wzrost za ub.rok do ok. 800 tys. szt.). Zmiany w prawie przewidują zniesienie „opłaty recyklingowej” (500 zł przy pierwszej rejestracji) oraz budowę sieci stacji demontażu pojazdów wycofanych z użytku.

Skoro mowa o rynku wewnętrznym, pierwsze dni nowego roku są nieco nerwowe dla dealerów nowych samochodów. Za kilka dni rozstrzygnie się zapewne kwestia podatku od wielkopowierzchniowego handlu detalicznego, którym mogłyby być objęte również salony sprzedaży aut. Podczas specjalnego spotkania z wicepremierem Mateuszem Morawieckim oraz ministrem finansów Pawłem Szałamachą -jak należy się spodziewać – zostanie poszczególnym branżom handlu detalicznego zaprezentowana ostateczna propozycja kształtu podatku.

W najbliższych miesiącach będziemy obserwować kolejne intensywne wysiłki koncernu Volkswagen, pracującego nad odzyskaniem pełnego zaufania rynku po ubiegłorocznej „dieselgate” – wykrytej w USA aferze z „podkręcaniem” wyników na potrzeby testów emisyjnych.

Należy przypuszczać, że na kształt polskiego rynku motoryzacyjnego wpłynie w jakimś stopniu kwestia kosztów obsługi finansowej kredytów i ubezpieczeń po wprowadzeniu podatku „bankowego”.

W kwestii produkcji samochodów: fabryka Opla w Gliwicach nie zapowiada na ten rok nowości po uruchomieniu linii nowej generacji Astry. Inaczej może być w Tychach. Co prawda szefowie Fiat Chrysler Automobiles milczą jak zaklęci, ale  wiadomo, że w połowie roku w tyskim zakładzie skończy się produkcja Forda Ka, a polscy pracownicy z niecierpliwością czekają na informację o nowym modelu.

Produkcję stricte polskich modeli nadal będziemy traktować raczej w kategorii krótkoseryjnych  koncepcji pasjonatów. Dwie Syreny/Syrenki, dwóch różnych wytwórców (AMZ Kutno i AK Motor) już jeżdżą. Warszawa (Warsaw Wratislavia – KoziolekDesign) pozostaje na razie luksusowym projektem. Jest również sportowy pomysł pn. Arrinera Hussarya, który ma za sobą testy na torze.

AUTOR:  WNP.PL (AG)