80 proc. mniej wypadków. Czyż to nie piękne? Nie wszyscy jednak odczują korzyści z upowszechnienia się autonomicznych aut. Wielkim przegranym będą ubezpieczyciele.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Zaczęło się 14 października 2015 r. Tego dnia Tesla Motors przyspieszyła bieg historii – wysłała oprogramowanie Version 7.0 do modeli S i X. Gdy się wgrało, kierowcy mogli skrzyżować ręce i patrzeć, jak kierownica kręci się sama. Tydzień później jedno z takich aut przejechało na autopilocie całe USA.
Potem media roztrząsały każdą kolizję i każdy wypadek z udziałem tesli. W tym jeden śmiertelny. Czyżby sprawy wymknęły się spod kontroli? Nie. Pozory mylą. Tesle z autopilotem są co najmniej dwukrotnie bezpieczniejsze od zwykłych samochodów. Dla wszystkich w branży jest jasne, że przyszłość należy do zrobotyzowanych aut.
Najpierw zyski, potem bankructwa
– Pojawią się w ciągu dekady. Poprawią bezpieczeństwo na drogach bardziej niż pasy bezwładnościowe. Sprawią, że do 2035 r. liczba wypadków samochodowych spadnie o 80 proc. Do nielicznych nieuniknionych kolizji będzie dochodziło przy znacznie niższej prędkości, co z kolei złagodzi ich skutki. Radykalnie obniży to liczbę zabitych i rannych – twierdzą eksperci z Volvo Cars i brytyjskiego Thatcham Research Centre, ośrodka badawczego, którego członkami są firmy ubezpieczeniowe.
Ich zdaniem takich aut jak tesle, które radzą sobie same na drogach wielopasmowych, będzie w 2020 r. ok. 10 mln. Rok później pojawią się samochody niewymagające nadzoru kierowcy nawet na drogach dwukierunkowych. – Ale znaczny spadek liczby wypadków nastąpi dużo wcześniej – twierdzi Peter Shaw, szef Thatcham. Już dziś w Wielkiej Brytanii większość nowych modeli samochodów ma systemy ostrzegające przed kolizją, zaś 4 na 10 samoistnie hamuje, by do niej nie dopuścić. Tak wyposażone auta o 7-15 proc. rzadziej uczestniczą w wypadkach. Do tego dojdą kolejne systemy, które sprawią, że liczba wypadków zacznie szybko maleć.
Co to oznacza? Spadek stawek ubezpieczeniowych, których wysokość zależy od ryzyka. Taki scenariusz prognozuje 45 proc. kadry kierowniczej towarzystw ubezpieczeniowych. Swiss Re, szwajcarskie towarzystwo reasekuracyjne, szacuje, że elektroniczni asystenci kierowcy do 2020 r. mogą obniżyć globalną wartość ubezpieczeń komunikacyjnych o 20 mld dol. To dobra wiadomość dla kierowców i. ubezpieczycieli. Przynajmniej na początku. Ponieważ ci ostatni w większości na obowiązkowych składkach OC tracą, spadek liczby wypadków przysporzy im zysków. Ale tylko przez kilka lat. Bo gdy poziom bezpieczeństwa na drogach skokowo wzrośnie, wielu z nich nie utrzyma się z malejących stawek.
– To będzie silny wstrząs dla całej branży. Niższe składki spowodują spadek zysków o 40 proc. – uważa Joe Schneider, dyrektor zarządzający KPMG.
Producent = ubezpieczyciel?
Nikt nie potrafi przewidzieć wszystkich skutków usunięcia kierowcy z auta. Ubezpieczyciele sądzą, że wypadki i tak będą, tyle że nie z winy człowieka, lecz zwierząt, pogody, awarii czy hakerów. Poza tym naszpikowane kamerami, czujnikami i procesorami samochody będą droższe. To zaś przemodeluje składki, które pokrywają dziś głównie koszy utraty zdrowia lub życia ofiar, a jutro będą przeznaczane na naprawy pojazdów.
KPMG to kwestionuje: – Za 10 lat napęd spalinowy będzie w odwrocie, a elektryczny jest konstrukcyjnie prostszy. Poza tym upowszechnią się tanie auta na wynajem, które pod znakiem zapytania postawią konieczność posiadania własnych czterech kółek. Spadnie liczba prywatnych aut, a wraz z tym polis ubezpieczeniowych – uważa Schneider.
Wiele kwestii wymaga rozstrzygnięcia. Za wypadek tradycyjnie odpowiada sprawca. A gdy spowoduje go zrobotyzowane auto, któremu pęknie opona – kto wtedy pokryje szkody? Coraz częściej mówi się, że powinien to być producent. A jeśli przyczyną nieszczęścia będzie awaria modułu dostarczanego przez podwykonawcę?
Jednak to właśnie ten model najpewniej zwycięży. Wystarczy precedens, a ten już uczyniło Volvo. Pół roku temu wyraziło gotowość wzięcia odpowiedzialności za zachowanie swych autonomicznych aut, choć tych jeszcze nie ma. Co to oznacza? Że to samo będą musieli zrobić inni producenci, bo inaczej klienci się od nich odwrócą. Jeśli producenci wcielą się w rolę ubezpieczycieli, sytuacja tych ostatnich stanie się jeszcze trudniejsza.
Źródło: wyborcza.biz