Środowiska akademickie widzą rozwiązanie na brak wykwalifikowanych pracowników – proponują wprowadzenie do polskiego systemu edukacji piątego poziomu kształcenia, który sprawdza się choćby w państwach zachodnich. Fundacja Rektorów Polskich mówi nawet, że jest to „brakujące ogniwo w szkolnictwie”, bo znajduje się pomiędzy poziomem czwartym (matura) a szóstym (dyplom licencjata i inżyniera). Na czym polega?
Obustronne korzyści
Piąty poziom polega na szybkim zdobyciu kwalifikacji zawodowych i służy absolwentom do znalezienia pracy oraz awansu zawodowego. Według Fundacji Rektorów Polskich piąty poziom kształcenia może być swoistym pomostem między szkołą średnią a studiami wyższymi. W wielu krajach europejskich piąty poziom realizuje się w postaci studiów krótkiego cyklu, które zazwyczaj trwają 2 lata. Osoby zdobywające kwalifikacje na piątym poziomie mogą zasilić od razu rynek pracy albo kontynuować naukę na studiach.
– Piąty poziom kształcenia na całym świecie robi karierę. Brakuje osób poniżej tytułu inżyniera, ale z konkretnymi kompetencjami. Przykładowo kierowca TIR-a albo operator potężnej maszyny za miliony złotych to bardzo poważny człowiek. Mało kto ma w ręku taki majątek, który można zniszczyć jednym ruchem – mówi Jan Szmidt, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, a także rektor Politechniki Warszawskiej.
Kierunki kształcenia na piątym poziomie są opracowywane w oparciu o potrzeby rynku pracy. Dotyczą zawodów technicznych, które nie wymagają wykształcenia na poziomie inżyniera, ale wymagają cennych umiejętności. Wprowadzenie piątego poziomu wiązałoby się z korzyściami nie tylko dla pracodawców. To też możliwość zdobycia kwalifikacji dla tych, którzy nie czują się mocni z chemii, fizyki czy matematyki, dlatego nie podejmują studiów inżynierskich.
Inne państwa już to robią
Piąty poziom realizowany jest w Holandii, Austrii, Danii, Chorwacji, Portugalii, Francji czy na Wyspach Brytyjskich. Fundacja Rektorów Polskich w pracy pt. „Poziom 5 – brakujące ogniwo?” powołuje się na dane z 2010 roku, kiedy to wszystkie kraje były w trakcie tworzenia krajowych ram kwalifikacji. Pokazują one, że z kształcenia na piątym poziomie korzystało wtedy 1,7 mln studentów z 19 krajów europejskich.
W tej samej pracy zwrócono uwagę, że we wszystkich badanych krajach kształcenie na piątym poziomie wprowadzono w oparciu o regulacje prawne. Prowadzone ono było przez różnorodne instytucje publiczne, zarówno placówki szkolnictwa wyższego, jak i instytucje edukacyjne kształcenia ustawicznego, organizacje nastawione na kształcenie osób dorosłych czy też szkoły pomaturalne. Oznacza to także, że edukacja na piątym poziomie jest również we wszystkich badanych krajach współfinansowana przez państwo. I tutaj pojawia się problem, jeśli chodzi o grunt polski.
Kto da na to kasę?
Niedawno zaproponowana przez resort nauki reforma szkolnictwa wyższego została pozytywnie odebrana przez środowiska akademickie, choć nie przewiduje ona wprowadzenia piątego poziomu.
Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosław Gowin zdaje sobie sprawę, że piąty poziom mógłby być odpowiedzią na potrzeby pracodawców, ale widzi w tym temacie pole do działania dla Ministerstwa Edukacji Narodowej, które podlega pod minister Annę Zalewską.
– Mamy w Polsce dwa problemy związane z wprowadzeniem piątego poziomu kształcenia. Pierwszym z nich jest upowszechnienie studiów licencjackich, przez co nie bardzo widać grupę chętnych, która przez dwa lata chciałaby kształcić się na poziomie powyżej średniego, ale poniżej wyższego. Drugim problemem jest odpowiedzialność za ten poziom kształcenia – mówi dla PulsHR.pl Jarosław Gowin.
Jego zdaniem nie jest jasne, kto powinien za piąty poziom odpowiadać i nie jest oczywiste, kto miałby go finansować.
– W mojej opinii zasadniczo ten poziom kształcenia powinien leżeć w gestii Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wielokrotnie rozmawiałem na ten temat z minister Anną Zalewską. Mówiłem pani minister, że kluczową kwestią jest znalezienie środków na sfinansowanie tego poziomu edukacji. Zdaniem pani minister, te pieniądze powinny pozostać w szkołach, a uczelnie powinny kształcić na piątym poziomie z dotacji na studia wyższe. Na takie podejście ani uczelnie, ani ja zgodzić się nie możemy. Dyskutujemy na ten temat. Liczę, że w toku prac nad nową ustawą o szkolnictwie wyższym wypracujemy, zadowalające wszystkie strony, rozwiązanie – podkreśla Jarosław Gowin.
Ministerstwo Edukacji nie udzieliło nam odpowiedzi na pytanie, czy zamierza kiedykolwiek zająć się tematem piątego poziomu. Wydaje się zresztą, że w tematyce dostarczania wykwalifikowanych pracowników, MEN zadowala się wprowadzeniem szkół branżowych, które od września zastąpiły szkoły zawodowe. Kiepskie wyniki rekrutacji do tych szkół budzą jednak wątpliwości, czy rzeczywiście będą one dobrą odpowiedzią na potrzeby pracodawców.
Źródło: www.pulshr.pl