Ponad 300 interwencji po niedzielnym oberwaniu chmury nad Warszawą. Właściciele dziesięciu aut zatopionych na Trasie AK mogą się starać o odszkodowania, ale z wypowiedzi urzędników wynika, że mają niewielkie szanse na ich wypłatę.
Spadło średnio ponad 20 litrów deszczu na metr kwadratowy, a punktowo na Żoliborzu nawet blisko 50 litrów. Niewiele więcej wynosi warszawska norma dla całego miesiąca. – W ciągu dwóch minut kolektorem burakowskim przepłynęło tyle wody, że mogłaby wypełnić basen olimpijski – mówiła wczoraj prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Dwa burzowce na Bielanach działały na maksimum swoich możliwości. W ciągu godziny miejskie wodociągi otworzyły komplet 16 awaryjnych spustów na deszczówkę, żeby jej nadmiar jak najszybciej spłynął do Wisły. W wielu miejscach niewiele to jednak pomogło. Zastępca komendanta miejskiego straży pożarnej Wojciech Łągiewka informował, że jeszcze wczoraj trwało usuwanie skutków nawałnicy. W akcji uczestniczyło ponad 250 strażaków, część z nich ściągnięto do Warszawy z okolicznych miejscowości. Podtopione były szpitale Bródnowski, Praski i położniczy przy ul. Inflanckiej oraz dziesiątki posesji.
Służby bez zarzutu
Hanna Gronkiewicz-Waltz oceniła, że służby zadziałały tak szybko, jak to było możliwe. Do „Gazety” dochodziły jednak skargi od czytelników uwięzionych w korkach po zamknięciu Trasy AK. Pani Agnieszka przez cztery godziny wracała do Warszawy z weekendu od strony Nieporętu. – Nie było żadnej informacji, którędy jechać i że most Grota jest nieczynny. Kierowcy błądzili. Ja wylądowałam w końcu na moście Północnym – opowiadała. Choć nawałnica zaczęła się ok. godz. 13, jeszcze sześć godzin później nie było ani jednego policjanta przy wjeździe na zatopioną Trasę AK od strony autostrady A2. Podróżujący nią kierowcy na Powązkach natykali się na koniec ogromnego korka, z którego nie było się już jak wydostać.
Auta uwięzione w wodzie na Trasie AK odholowywano stamtąd do późnej nocy. Ich właściciele mówili „Gazecie”, że policjanci doradzali im, by występowali po odszkodowania do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – W żadnym wypadku. To odcinek, który podlega Zarządowi Dróg Miejskich – oponowała jednak Małgorzata Tarnowska, rzeczniczka mazowieckiego oddziału GDDKiA. Według niej po rozstrzygnięciu trwającego od zeszłego roku przetargu na przebudowę Trasy AK i podpisaniu umowy z jej wykonawcą to on będzie odpowiedzialny za stan jezdni. GDDKiA przejmie tę drogę pod kuratelę dopiero po zakończeniu robót ok. 2015 r.
Kto wypłaci odszkodowanie?
Początkowo ofertę zbierania wniosków w sprawie odszkodowań przedstawił rzecznik ZDM Adam Sobieraj: – Wzór jest na naszej stronie internetowej. Postępujemy tak samo, jak np. po uszkodzeniu koła w wyrwie. Roszczenia przekażemy ubezpieczycielowi, który każdą sprawę będzie rozpatrywać indywidualnie – usłyszeliśmy. Potem wersja się zmieniła i poszkodowanych zapraszał rzecznik MPWiK Roman Bugaj. Sytuację wyjaśniła prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, wywołując do odpowiedzi szefową ZDM Grażynę Lendzion.
Okazało się, że miejscy drogowcy rozpatrują wypłatę odszkodowań, jeśli wartość strat nie przekracza 1 tys. zł. W innych przypadkach kierują sprawy do PZU, gdzie ratusz wykupił polisę na ubezpieczenie i dróg, i wodociągów. – W przypadku zatopienia Trasy AK nie było naszej winy. Dziwię się niektórym kierowcom, że wjeżdżali do tej wody, choć przyznaję, że sytuacja zmieniała się tam bardzo gwałtownie – stwierdziła dyrektor Lendzion. Dodała, że PZU może zdecydować o wypłacie pieniędzy albo uznać, że niedzielna nawałnica to „siła wyższa” i kierowcy wyruszyli w drogę na własne ryzyko.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.biz, Jarosław Osowski