Elektromobilność i hybrydy to stan przejściowy?

– Ogniwa wodorowe są przyszłością. Elektromobilność i hybrydy to stan przejściowy – mówił podczas III Okrągłego Stołu Energetycznego dr hab. inż. Mirosław Siergiejczyk, prof. Politechniki Warszawskiej. Podczas debaty dotyczącej eletromobilności i paliw alternatywnych eksperci poruszali tematy aktualnych kłopotów branży i możliwych ich rozwiązań, a także tego co czeka nas w przyszłości.

Transportowy kłopot

Rewolucja w transporcie jest już rzeczą realną. Chociażby ze względu na środowisko konieczne jest zwrócenie się ku bardziej ekologicznym paliwom. Aktualnie motoryzacja stawia na samochody oparte na bateriach litowo-jonowych. Niosą one jednak ze sobą wiele kłopotów. Nadal nie rozwiązano m.in. problemów ich składowania po zużyciu, a to tylko początek listy.

Elektromobilność mało ekologiczna

– Należy zauważyć, że jeśli nie pochylimy się nad tym z czego tę energię produkujemy to sama wymiana floty nie przyniesie oczekiwanych skutków – powiedział Wojciech Szymalski, prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju. – Do tego, nadal istnieje bardzo duża tendencja co do wzrostu ruchu drogowego w Polsce. Więc cel 1 mln samochodów elektrycznych przy takim mixie energetycznym i wzroście ruchu nie wystarczy – dodał.

Niestety, z informacji podanych przez przedstawiciela strony rządowej w tej kwestii w najbliższych latach nie ma nawet możliwość na duże zmiany. – Polski mix energetyczny będzie zmieniał się w sposób nieubłagany. Jednak na to potrzeba dekad. Jeśli zobaczymy na plan elektromobilności to do tego czasu, do którego on jest określony nie nastąpi radykalna zmiana mixu energetycznego. To nie jest możliwe – stwierdził Mateusz Kędzierski, dyrektor Departamentu Innowacji i Rozwoju Technologii w Ministerstwie Energii.

– Ponadto, dziś podstawą energetyki są duże jednostki albo oparte na paliwach kopalnych albo na atomie. Aktualnie nigdzie na świecie cały system jednego kraju nie opiera się na OZE – dodaje przedstawiciel resortu energii.

Inteligentny „skok”

W tej sytuacji eksperci zauważyli, że może warto by było zrobić „skok do przodu” i przeskoczyć tradycyjną elektromobilność opierającą się na bateriach litowo-jonowych. Przedstawiciel Politechniki Warszawskiej zauważył, że przecież samochody napędzane elektrycznie nie są zjawiskiem XXI wieku. – Na początku XX wieku 37% aut w USA było pojazdami elektrycznymi – zaznaczył.

Oczywiste jest więc to, że konieczna jest nie sama elektromobilność, ale odpowiednie do niej podejście. Nieuchronnie zbliża się więc era wodoru i akumulatorów opartych na innej technologii niż konstrukcja litowo-jonowa, np. baterii stałocielnych.

Polska może być pionierem

Statystyki mówią, że aut na baterie typu Li-Ion jest u nas niewiele, tak samo jest ze stacjami ładowania. Obecnie Polacy są do takich pojazdów nastawieni niechętnie. – Głównym problemem jest brak realnych zachęt do kupna samochodu elektrycznego. W obecnej sytuacji osiągnięcie miliona takich aut w 2025 roku jest nierealne. Dodatkowo, jeśli mówimy cały czas o czystym powietrzu to musimy ustalić granicę i nie możemy pozwolić na sprowadzanie do nas starych samochodów np. z Niemiec. To są najczęściej maszyny, które tam w ogóle nie nadają się do użytku, a po naszych drogach mogą jeździć – mówi Adrian Furgalski, wiceprezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

W porównaniu z wieloma innymi krajami, które prace nad rozpowszechnianiem aut elektrycznych zaczęły wcześniej, można powiedzieć, że Polska „przespała” czas samochodów na baterie. W takim razie „skok” w technologię wodorową dla Polski mógłby być wyjątkowo opłacalny.

Skazani na baterie

Niestety, jak zaznaczył przedstawiciel resortu energii – takiego nagłego skoku wykonać nie można. – Jest tak, ponieważ w najbliższych latach rozwój elektromobilności na całym świecie to będzie rozwój pojazdów o napędzie bateryjnym opartym o konstrukcję litowo-jonową. Te pojazdy siłą rzeczy się u nas pojawią – zaznaczał Mateusz Kędzierski.

Rząd ma więc plany na budowę sieci ładowarek. – Pytanie jednak ile mamy mieć tych kosztów tzw. „utopionych” w infrastrukturze ładowania, w sytuacji kiedy na horyzoncie widać przełom wodorowy. Staramy się więc niwelować te koszty. Robimy to m.in. przez promowanie ładowania w nocy, czy po prostu ładowania w domu – dodawał dyrektor Departamentu Innowacji i Rozwoju Technologii w Ministerstwie Energii.

– Jesteśmy skazani na tą najbardziej „prymitywną” elektromobilność. Ale trzeba to zrobić tak, żeby wydać na to jak najmniej pieniędzy. Bo później przyjdzie era wodoru i baterii stałocielnych, i tu infrastruktura będzie całkiem inna – komentował Piotr Kociński, wiceprezes Zarządu Lotos Lab.

Wodór nie tak daleki

Na technologię wodorową stawia się m.in. na dalekim wschodzie. – Niesie ona ze sobą dużo problemów. Jest to m.in. oczyszczanie tego wodoru, następnie jego atestowanie i dalej transport, składowanie i ładowanie tego paliwa. Jednak są to kłopoty, które można rozwiązać i już pojawiają się technologie pozwalające na ich przeskoczenie – podaje Piotr Kociński.

– Nasza gospodarka, w tym Lotos, produkuje mnóstwo wodoru. Większość jest używana w procesie produkcji, ale jeśli pozostały wodór byłby oczyszczony i mógłby być eksploatowany to mógłby napędzić ok. 15 tys. Toyot Mirai (czyli samochodów komercyjnie sprzedawanego na rynku) na mniej więcej 10 tys. km rocznie – mówił wiceprezes Zarządu Lotos Lab.

Źródło: www.rynekinfrastruktury.pl