Konsumenci, którzy na co dzień obcują z zaawansowaną technologią podawaną im w smartfonach, laptopach, telewizorach czy nawet domowych „asystentach” coraz bardziej przyzwyczajają się do tego, że technologia znosi ograniczenia, ułatwia interakcje oraz zaczyna wykonywać za nich wiele podstawowych czynności. Ten sam trend jest coraz bardziej widoczny w samochodach, które wedle oczekiwań muszą być bardziej komputerami niż środkami transportu.
Technologia w motoryzacji to perspektywiczny kawałek tortu
Według prognoz ustalonych przez Bain&Company, w 2025 r wartość światowego rynku B2B dla technologii wspomagających bezpieczne prowadzenie samochodu sięgnie 22-26 mld dolarów, a jego roczny wzrost szacuje się na poziomie 12-14 proc. To kolejny ogromny segment rynku, który z impetem wchodzi w cyfrową rewolucję.
80 proc. respondentów ankiety przeprowadzonej przez nas wśród 4,2 tys. konsumentów z 8 kluczowych rynków samochodowych na świecie twierdzi, że chce korzystać z rozwiązań wspomagających prowadzenie auta. Zdaniem klientów główne korzyści z nowych technologii to bezpieczniejsza jazda, mniejsze zużycie paliwa i niższe koszty ubezpieczenia. Obawą przed zbyt dużym naszpikowaniem samochodów technologią jest wzrost ich ceny oraz usterki, których nie da się już naprawić w zwykłym warsztacie pod domem.
Co wyniki badania oznaczają dla dostawców nowych technologii motoryzacyjnych oraz dla producentów samochodów?
Muszą wdrażać innowacje na skalę komercyjną, ale robić to możliwie niskim kosztem. Dlatego powinni zwracać uwagę na dwie kwestie:
- tempo w jakim innowacje będą adoptowane przez kierowców,
- zmiany w swoim otoczeniu rynkowym.
Zwiększanie bezpieczeństwa jazdy to główny motor napędowy rozwoju nowych technologii w motoryzacji. W przypadku producentów udogodnień wspomagających prowadzenie samochodu, wsparcie może przyjść ze strony instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na drogach. Będą one wymuszać standaryzację rozwiązań ułatwiających prowadzenie samochodu.
Samochody autonomiczne to wciąż science fiction dla kierowców
Pojazdy autonomiczne są dziś produktem niszowym, jednak ich udział w rynku będzie wzrastał. Szacujemy, że już w 2025 roku wyniesie aż 10 proc. Jest jednak warunek – nie mogą być dużo droższe niż „zwykłe” auta. Konsumenci nie są i zapewne jeszcze długo nie będą gotowi na dużo wyższe ceny samodzielnie poruszających się pojazdów. Nasze badanie pokazało, że dziś tylko połowa kierowców dopuszcza korzystanie z całkowicie autonomicznych pojazdów. Jednak kiedy pytaliśmy, czy w przyszłości dopuszczają korzystanie z takich aut – już 2/3 badanych nie wykluczyło takiego rozwiązania.
W konsekwencji, miasta te staną się bardzo lukratywnym rynkiem dla tych producentów samochodów, którzy, z dużym prawdopodobieństwem, szybko wprowadzą do powszechnego użytku własne floty autonomicznych pojazdów. Dziś coraz większą popularność zdobywają samochody na minuty, czy usługi takie jak Uber – stąd już tylko krok do autonomicznego systemu komunikacji miejskiej.
Kto wykorzysta szansę jaką przyniesie moda na wehikuły rodem z filmów o przyszłości?
„Starzy” specjaliści od hardware szybko się cyfryzują. Nowi, w tym producenci aut elektrycznych, szybko zwiększają produkcję.
Jeśli na rynek motoryzacyjny wejdą firmy takie jak Apple czy Google układ sił może na zawsze się zmienić i każdy wiekowy producent, który prześpi rewolucję może podzielić los Nokii na rynku smartfonów. Wydaje się, że ostatecznie wszyscy będą jednak współpracowali, co będzie, wymagać zrewidowania modeli działania – podobnie jak dziś Google wciąż nie zdecydowało się na produkcję telefonów wyłącznie własnymi siłami, tak w przyszłości zapewne będzie szukać partnera do produkcji samochodów. Albo po prostu któregoś z obecnie istniejących potentatów motoryzacji przejmie.
Kazimierz Stańczak,
Źródło: www.forbes.pl