Dziś Dzień Grzeczności za Kierownicą! Akcja ta zainicjowana została już wiele lat temu we Francji. Z czasem przekształciła się tam w Tydzień Kurtuazji na Ulicach, który odbywa się pod koniec marca każdego roku.
Wielu komentatorów ironizuje, że paryżanie potrzebują aż tygodnia, by przypomnieć sobie o dobrych manierach za kółkiem – słyną bowiem raczej z aroganckiego zachowania na ulicach.
– Łatwo się denerwuję, kiedy prowadzę samochód. Staram się panować nad sobą, ale najczęściej mi się to niestety nie udaje. Najbardziej denerwują mnie ludzie, którzy jeżdżą zbyt wolno i mnie blokują! – szczerze tłumaczy paryskiemu korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi 32-letni Jacques.
– Mnie najbardziej wyprowadzają z równowagi korki i kierowcy, którzy ciągle trąbią. To nie do zniesienia. Nic dziwnego, że później słychać przekleństwa i różnego rodzaju epitety! – wyjaśnia 42-letnia paryżanka Melanie. Skłamałbym mówiąc, że zawsze jestem grzeczny za kierownicą, ale staram się zachowywać kulturalnie – zapewnia natomiast 52-letni Jean-Luc.
Dr Jekyll i Mr Hyde, czyli Brytyjczycy za kółkiem
Na brytyjskich drogach możemy spotkać dwa rodzaje kierowców. Pierwszy to dżentelmen – a więc ten, który zawsze ustępuje pierwszeństwa pieszym, nie używa w mieście klaksonu i wpuszcza innych do ruchu, z uśmiechem na twarzy i bez niepotrzebnych gestów.
Drugi typ jest wręcz ekstremalnie agresywny i określany jest mianem bandyty za kierownicą. To ludzie, którzy potrafią wyjść z samochodu na środku skrzyżowania i wszcząć bojkę, uderzyć zderzakiem w tył innego pojazdu, czy śledzić kogoś kilometrami, tyko po to by pokazać mu wielką, zaciśniętą pieść. Na szczęście na brytyjskich drogach przeważają kierowcy uprzejmi, niemniej ta olbrzymia amplituda zachowań sprawia, że jazda często nie należy do przyjemnych.
Do grzechów ciężkich należy na przykład omijanie korka na autostradzie, jadąc poboczem jezdni. Brytyjczycy mają wręcz religijny stosunek do czekania w kolejce, a korek jest jej drogową odmianą. Kierowcy, którzy pokazują w ten sposób, że są lepsi lub że bardziej im się spieszy od innych, narażają się nie tylko na gniew policji. Są piętnowani przez innych użytkowników dróg.
Do najbardziej pozytywnych zachowań należy z pewnością zaliczyć szacunek brytyjskich kierowców do pieszych. Nawet przechodzący przez środek skrzyżowania pieszy może liczyć na to, że samochody się zatrzymają.
Brytyjczycy przechodzący przez ulice na czerwonym świetle należą na Wyspach do normy i siedząc zakierownicą, warto o tym pamiętać. Inaczej traktowani są natomiast rowerzyści. To dla kierowców zło konieczne – intruz i pasożyt, który każe im ściągać nogę z gazu i co chwilę hamować. Taki stosunek kierowców do ludzi na bicyklach sprawia, że bycie rowerzystą, na przykład w Londynie, wymaga mocnych nerwów.
Nowojorskie ulice – walka o życie
W Stanach Zjednoczonych styl jazdy kierowców zależy od stanu i miasta. W Nowym Jorku to walka o życie na drodze, jazda po Manhattanie to zabawa dla ludzi o mocnych nerwach, siłowanie się z kierowcami żółtych taksówek, przepychanie i przeciskanie. Los Angeles również słynie z nieuprzejmych kierowców, którzy po tym, jak wyjadą z zakorkowanej ulicy, jadą byle do przodu i ciężko liczyć na to, że ktokolwiek pozwoli włączyć się do ruchu.
W USA mało kierowców zaryzykuje jednak zastawienie bramy wjazdowej, zaparkowanie przy hydrancie czy na drodze przeciwpożarowej, bo za to grożą wysokie mandaty. Nikt nie odważy się wyminąć autobusu szkolnego, czy nawet przejechania obok niego jadąc z przeciwnego kierunku, gdy ten akurat stoi. Na autostradach większość kierowców jeździ z dozwoloną prędkością, bo można zapłacić kilkaset dolarów kary.
Ciekawostką są skrzyżowania, gdzie na każdym wlocie stoi znak stop. Jedzie ten, kto pierwszy przyjechał. Nie ma kolizji, kłótni ani korków, ani problemów z ustaleniem, kto przyjechał pierwszy.Kierowcy wzajemnie się przepuszczają.