Samodzielnie jeżdżące auta są przyszłością. Nie wiadomo jak bliską (albo raczej jak daleką), ale najprawdopodobniej nieuniknioną. Trzeba przygotować się na wszystkie konsekwencje z tym związane, w tym – na wzrost podatków.
Dorzućmy do tego inne zalety samochodów autonomicznych i płynące z nich konsekwencje. Na przykład optymalizacja prędkości, toru jazdy i długości trasy. Dzięki zaawansowanemu oprogramowaniu samochody przyszłości będą zużywały znacznie mniej paliwa – koniec z wyścigami od świateł do świateł i jazdą na zbyt wysokich obrotach. Ruch będzie się odbywał płynnie i najbardziej ekonomicznie jak to możliwe. W skali całego kraju musi się to poważnie odbić na wpływach z podatków wliczonych w cenę paliw. A więc kolejne niedobory w budżecie, które zwykle kończą się podwyższaniem innych podatków dla rekompensaty. Mimo to upowszechnienie się samochodów jeżdżących bez udziału człowieka nie musi oznaczać drastycznych podwyżek danin na rzecz państwa.
Wspomniana wcześniej optymalizacja jazdy wpływająca na ograniczenie zużycia paliwa, oznacza jednocześnie redukcję emisji zanieczyszczeń do atmosfery. A przecież na walkę z gazami cieplarnianymi i potencjalnie groźnymi substancjami wydaje się teraz gigantyczne kwoty. Raport Brookings Institution przywołuje jeszcze jedną kwestię – rocznie w wyniku śmiertelnych wypadków Stany Zjednoczone tracą prawie 33 tysiące podatników. Gdy komputery przejmą rolę kierowców większość z tych ludzi będzie nadal płaciło państwu daniny. Wystarczy spojrzeć na wyniki eksperymentu korporacji Google. Od 6 lat testuje ona autonomiczne auta, które po drogach USA przejechały już w sumie prawie 3 miliony kilometrów. Brały w tym czasie udział w tylko 11 wypadkach, z czego żaden nie odbył się z winy ich oprogramowania! Gdyby tylko Google Cary jeździły po drogach to wypadki śmiertelne stałyby się prawie niemożliwe.