Jeśli niedawno kupiłeś nowy samochód – najpewniej ją masz. Czarne skrzynki są już w większości sprzedawanych w Polsce aut. Po co?
By poznać przyczynę wypadku
Czarne skrzynki, choć w istocie pomarańczowe, stosowane są w lotnictwie od 1958 r. Było kwestią czasu, kiedy trafią do samochodów. Dziś tym terminem określa się trzy różne urządzenia. Pierwsze pojawiło się w 1994 r., gdy Cadillac, Buick, Chevrolet i Pontiac zaczęły instalować tzw. EDR-y (od Event Data Recorder), by wiedzieć, jak ich auta zachowują się podczas wypadku. Pięć lat później NHTSA (Narodowa Komisja Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego) uznała, że to źródło bezcennej wiedzy, i zaczęła wykorzystywać EDR-y do rekonstrukcji wypadków.
Od 2014 r. każde auto sprzedawane w USA musi mieć rejestrator 15 parametrów stanu silnika, poduszek powietrznych, pasów, hamulców, układu kierowniczego itp. Dane nagrywane są w pętli – nowe nadpisują stare. Utrwala je wypadek – ostatnich 15 sekund przed i 5 sekund po. By je odtworzyć, potrzebny jest sprzęt kosztujący 2-20 tys. dol. podpinany pod złącze diagnostyczne w kabinie. Kto może korzystać z tych danych? W 15 amerykańskich stanach tylko ta osoba, która ma zgodę właściciela lub nakaz sądowy.
Większość państw – w tym Polska – tego nie reguluje. Korzystają na tym firmy oferujące blokady złącz diagnostycznych, np. AutoCYB czy OBD Lock. Te urządzenia kosztują 20-60 euro i są zamykane kluczykiem, by – jak głosi ulotka – „ochronić dane od skasowania, sfałszowania czy pobrania, co obróciłoby się przeciw tobie”. – Ale i tak można je obejść – zapewnia Richard Ruth, biegły sądowy, a wcześniej długoletni pracownik Ford Motor Co.
Choć trąci to paranoją, zawartość czarnych skrzynek to łakomy kąsek dla firm ubezpieczeniowych i prawników reprezentujących strony wypadku. Tak było w sprawie Bena Haira, 20-letniego skauta z Virginii: w 2009 r. zginął za kierownicą pontiaca G5, który zgasł w czasie jazdy – prócz silnika przestały działać poduszki powietrzne i wspomaganie kierownicy. Pięć lat później rodzina pozwała General Motors, gdy wynajęty przez nią detektyw wykrył, że producent „wyczyścił” zawartość czarnej skrzynki auta, które – jak 2,5 mln innych – miało wadliwą stacyjkę.
By zniechęcić do brawury
Ale i ubezpieczyciele zarabiają na tych danych. W Wielkiej Brytanii namówili już 465 tys. kierowców na czarną skrzynkę typu big brother. Wśród nich Amy Cowell. Ponieważ ma tylko 24 lata i aż dwa wypadki na koncie, ubezpieczyciele wrzucili ją do szufladki „najwyższe ryzyko” i zażądali ponad 2000 funtów za polisę – niemal tyle, ile warta jest jej stara corsa. Ratunkiem okazał się rejestrator jazdy z modułem GPS. Urządzenie wielkości paczki papierosów zapisuje wszystko, co dzieje się z autem od chwili włączenia silnika. Dzięki telemetrii operator ma nieskrępowany dostęp do tych danych. Wie, gdzie, kiedy i jak bezpiecznie jeździ konkretny kierowca. Ten w zamian może zaoszczędzić nawet 1000 funtów rocznie. – Nie ma tańszego ubezpieczenia – potwierdza Amy.
Wielka Brytania znana jest z wysokich stawek i wymownych statystyk: choć tylko 1,5 proc. kierowców ma tu 17-19 lat, powodują aż 12 proc. śmiertelnych wypadków. Stąd zaporowe składki dzielące ich od fotela kierowcy. By na nim zasiąść, młodzi kierowcy godzą się na inwigilację. A wtedy powodują o 40 proc. mniej wypadków.
Dlatego owe rejestratory, a raczej związane z nimi zniżki, kuszą młodych (71 proc. klientów ma poniżej 25 lat) i mało jeżdżących kierowców. Z roku na rok na Wyspach przybywa nabywców (o 40 proc.) i oferentów (ponad 30 towarzystw) takich telemetrycznych polis UBI (Usaged Based Insurance). Nic dziwnego, skoro np. w firmie Gocompare rok po ich wprowadzeniu liczba klientów skoczyła o 155 proc.
Rejestratory są skazane na sukces, bo pozwalają traktować kierowców indywidualnie – każdy płaci inną stawkę, a poza tym większość kierujących sądzi, że robi to lepiej od reszty. Ale uwaga! Nadmierna prędkość, ostre przyspieszanie, hamowanie i skręcanie czy też nocne, dalekie trasy przy złej pogodzie (pracujące wycieraczki) – wszystko to może skończyć się podwyżką stawki. Urządzenie potrafi przyłapać na oszustwie kierowcę, który np. wyprzedza inne auto i gwałtownie hamuje, by doprowadzić do stłuczki i wypłaty odszkodowania na swoją korzyść. Albo gdy twierdzi, że w czasie wypadku to nie on kierował – czarna skrzynka wie, które miejsce w aucie było zajęte. Bywa też, że dostarcza alibi. – Jeden z naszych kierowców został aresztowany i oskarżony o udział w poważnym przestępstwie. W kilka chwil udowodniliśmy, że to nie jego auto było na miejscu zbrodni, lecz inne, ze sklonowanymi tablicami – wspomina Richard King z firmy Ingenie.
Boston Consulting Group szacuje, że w 2020 r. aż co drugie auto w Wielkiej Brytanii będzie wyposażone w jakąś formę zdalnego nadzoru.
By wezwać pomoc
A w Polsce? Zdalny nadzór pozostaje u nas domeną flot – wiele może lokalizować swych kierowców, a niektóre też monitorować ich sposób jazdy. Ubezpieczyciele? Obawiając się niechęci klientów do inwigilacji, nie śmieli oferować takich polis. – W tym roku przedstawimy taką polisę – dobrowolną i skierowaną do bezpiecznych kierowców – mówi Marek Baran z Link4.
Ale czarne skrzynki są już w naszych autach. Od mniej więcej roku montuje je większość producentów. Nabywcy nowych aut nie wiedzą, że mają one fabryczne rejestratory typu EDR, bo producenci się tym nie chwalą. Zważywszy, jak niedokładne są sporządzane u nas opisy miejsca wypadku (zarzut Najwyższej Izby Kontroli pod adresem policji), dane zawarte w czarnych skrzynkach mają szansę poprawić bezpieczeństwo na polskich drogach.
– Mamy je we wszystkich modelach prócz Ka – potwierdza Mariusz Jasiński z Ford Polska.
– Pozwalają odczytać m.in., gdzie dokładnie doszło do wypadku, przy jakiej prędkości, ile osób było w kabinie, ile wystrzeliło poduszek powietrznych itp. – zapewnia Kamil Sokołowski z Volvo Car Poland.
– Też mamy dostęp do takich danych. U nas rejestruje je komputer poduszek powietrznych – mówi Robert Mularczyk z Toyota Motor Poland.
Wyjątki? Przedstawiciele Opla, Fiata i grupy Volkswagen nie potwierdzili, jakoby mieli czarne skrzynki w swoich modelach. Na pewno? Już dziś wszystkie nowe auta oferowane w Unii muszą być przystosowane do eCall, automatycznego systemu szybkiego wzywania pomocy, który ruszy 1 października 2017 r. Jak ma on działać? Wybuch poduszek powietrznych w samochodzie inicjuje sygnał, który via satelita dociera do centrum alarmowego (operatora numeru 112). Wysłanym na miejsce zdarzenia służbom ratunkowym drogę wskazuje moduł GPS.
Już dziś połączenie komputera, kamery, GPS i internetu potrafi niemal wszystko. Skoro samochód może wykryć oznaki senności u kierowcy, nic nie stoi na przeszkodzie, by reagował, gdy ten w czasie jazdy zacznie SMS-ować. Skoro już dziś niejedno auto czyta znaki drogowe, nic też nie stoi na przeszkodzie, by komputer rejestrował przypadki ich lekceważenia i dzielił się tą wiedzą z drogówką, która prześle stosowny mandat.
Jak dotąd ani nasi ubezpieczyciele, ani policja nie korzystają z danych zapisanych w komputerach rozbitych aut.
– Najbardziej nowoczesny pojazd, jaki badaliśmy, to Koenigsegg CCR, który podczas pokazów Gran Turismo Polonia wjechał w tłum, raniąc około 20 widzów – mówi rzecznik poznańskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak. – Ale to było dwa lata temu i auto nie miało czarnej skrzynki.
Źródło: wyborcza.biz