Audi planuje zwolnienia i zamknięcie fabryki. Winne auta elektryczne

Koncern Volkswagen ostrzegł, że może zostać zmuszony do zamknięcia zakładu montażowego samochodów marki Audi w Brukseli. Powodem jest słabnący popyt na samochody elektryczne. Jeśli marka nie wypracuje alternatywnego rozwiązania, wypowiedzenia może otrzymać nawet 3 tys. zatrudnionych osób.

Coraz więcej producentów odczuwa skutki dramatycznego spadku popytu na samochody elektryczne. Po poczynieniu ogromnych inwestycji w rozwój mocy produkcyjnych i technologii rynek brutalnie zweryfikował plany koncernów, zmuszając je do przestojów w fabrykach i wstrzymania produkcji niektórych modeli. Europejskie marki już teraz alarmują o gigantycznych problemach finansowych, jednocześnie przestrzegając o negatywnych następstwach płynących z braku zainteresowania elektromobilnością.

Audi zamknie fabrykę w Brukseli. To koniec modelu Q8 E-tron?

Przykładem może być Audi, które poinformowało w oficjalnym komunikacie o ewentualnej konieczności zamknięcia jednego z zakładów montażowych w Brukseli. Powodem ma być brak zainteresowania produkowanym tam elektrycznym modelem Q8 E-tron. Popyt na bezemisyjnego SUV-a jest rzekomo tak niski, że producent rozważa nawet całkowite zakończenie jego produkcji. Jak wskazują źródła serwisu Automotive News Europe – miałoby to nastąpić już w 2025 roku.

Zakład w Brukseli, w którym w zeszłym roku powstało około 50 tys. samochodów, już od pewnego czasu zmaga się z wieloma wyzwaniami. Część z nich dotyczy m.in. lokalizacji fabryki i związanych z tym wysokich kosztów logistycznych. Wkrótce ma rozpocząć się proces konsultacji w celu wypracowania alternatywnych rozwiązań dla całego obiektu. Władze koncernu zaznaczają jednak, że jeśli nie uda się znaleźć sensownego rozwiązania, niewykluczone, że cały zakład zostanie zamknięty. To oznacza, że ponad 3 tys. zatrudnionych w nim osób otrzyma wypowiedzenie. 

Tąpnięcie na rynku samochodów elektrycznych. Jest jednak nadzieja?

Analitycy ostrzegają, że sytuacja na rynku motoryzacyjnym jest trudna i nic nie wskazuje, by wkrótce miała się odmienić. Spadek popytu na samochody elektryczne spowodowany głównie ich wysoką ceną, brakiem infrastruktury ładowania i jednocześnie rezygnacją z wielu programów dopłat, powoduje, że najbliższe lata mogą być dla koncernów motoryzacyjnych i zatrudnianych przez nich pracowników burzliwe i niepokojące.

Eksperci wypatrują nadziei w zapowiadanej od pewnego czasu ofensywie modelowej, w ramach której na rynku zadebiutować ma kilka „przystępnych cenowo” samochodów elektrycznych. Chodzi o pojazdy w cenach 20-25 tys. euro. Z danych rynkowych wynika bowiem, że obie kwoty stanowią dla wielu nabywców barierę psychologiczną jeżeli chodzi o sumę, jaką gotową są oni wydać na nowe auto.

Opracowanie: Krzysztof Mocek

Źródło: motoryzacja.interia.pl