Ubezpieczyciele mają kiepską pamięć. Zapomnieli, ile kosztuje wojna cenowa, i zaczęli obniżać ceny. Walka jest tak ostra, że w ruch poszły nawet prowizje
Na nic zdały się deklaracje o tym, że nigdy więcej. Branża ubezpieczeniowa zapomniała już, jak posypywała głowę popiołem z powodu ostrej wojny cenowej. Po trzech latach podwyżek wróciła do obniżania cen, a skutki zaczynają być widoczne w wynikach.
— Wojna cenowa, szczególnie w segmencie ubezpieczeń komunikacyjnych, jest odczuwalna i była jednym z głównych czynników, które wpłynęły na pogorszenie naszego wyniku technicznego w porównaniu z początkiem 2012 r. — mówi Anna Włodarczyk-Moczkowska, prezes Gothaer (dawne PTU).
Wojna na ceny
Wczoraj kierowany przez nią ubezpieczyciel jako pierwszy na rynku opublikował wyniki za I kw. Ze względu na jeden z najwyższych udziałów polis komunikacyjnych w jego portfelu (prawie 70 proc., w zdecydowanej większości OC) może być traktowany jak papierek lakmusowy dla całego rynku. Szefowa Gothaera nie ma dobrych informacji dla branży.
— Spodziewamy się, że w I kw. średnia cena polisy OC spadnie — twierdzi prezes. Jeśli tak się stanie, będzie to oznaczało wyraźną zmianę trendu na rynku ubezpieczeniowym. Od połowy 2010 r. branża nastawiała się na podwyższanie cen w polisach komunikacyjnych. Zbyt niskie spowodowały, że musiała wówczas dorzucić do biznesu około 1 mld zł.
W połączeniu z powodzią, która kosztowała ubezpieczycieli 1 mld zł, zagroziło to stabilności całej branży. Podwyżki cen polis spowodowały, że dla ubezpieczycieli nadeszła złota era nawet 30-procentowych zwyżek przychodów i wysokich zysków. Skończyło się w ubiegłym roku, kiedy Polskę dosięgnął kryzys.
W drugiej połowie roku głowę podniosło, zdawało się pokonane, widmo wojny cenowej, które obecnie na nowo zaczyna obejmować władzę nad branżą. — Rynek komunikacyjnego OC jest w stanie wewnętrznej szarpaniny.
Część ubezpieczycieli już obniża ceny polis, a reszta trzyma je nadal na niezmienionym poziomie — mówi Andrzej Jarczyk, prezes grupy Uniqa. Obniżki mają przyciągnąć klientów i spowodować wzrost składek. Jednak według naszych rozmówców, jest to strzał w stopę, bo powodują kurczenie się rynku.
Według pierwszych szacunkowych danych, w I kw. tego roku segment komunikacyjny skurczył się o 6 proc., a cały majątek prawie o 2,5 proc. W ciągu trzech miesięcy z ubezpieczeń wyparowało kilkaset milionów złotych. Sytuacja w segmencie casco jest spokojniejsza. Co prawda od roku jego głównym problemem jest odpływ klientów, ale na obniżkę cen polis zdecydowali się tylko nieliczni gracze na rynku.
— Robią to towarzystwa, które nie wiedzą, co się dzieje z ich portfelem. Z naszych wewnętrznych badań wynika, że klienci, którzy rezygnują z autocasco, nie pojawiają się już na rynku. Niższa cena nie przekona ich do zakupu polisy, więc jej obniżka nic nie da — podkreśla Andrzej Jarczyk.
Wojna na prowizje
Spadające ceny to nie wszystko. Wojna sięgnęła także prowizji, którą ubezpieczyciele płacą agentom za sprzedaż polis. — Sięgają one już nawet 25 proc. ceny polisy — mówi przedstawiciel dużego ubezpieczyciela.
Reszta rynku to potwierdza. Według Roberta Sokołowskiego, szefa Proamy, część zakładów podniosła prowizję o 1-3 pkt proc. Jeszcze trzy-cztery lata temu rynkowym standardem było 10 proc. Wejście directów w kanał multiagencyjny podniosło stawki do kilkunastu procent. Kolejne zwyżki powodują, że ubezpieczyciele tracą dwa razy: na niższych cenach i na wyższych prowizjach.
— Ten rok będzie stał pod znakiem znikomych przyrostów składki i stabilnego wyniku technicznego. Ruchy na cenach odbiją się na wynikach w latach 2014-15. Sądzę, że za dwa lata rynek znów wróci do podwyżek cen, bo będzie tracił jeszcze więcej na ubezpieczeniach OC, straci marżę AC i obniży rentowność w pozostałych liniach majątkowych — uważa Andrzej Jarczyk.
Puls Biznesu, Mariusz Gawrychowski