W fabryce Fiata polała się krew. Lekiem ma być nowy system grantów rządowych
1500 osób ma stracić pracę w tyskiej fabryce Fiata. Z inwestycjami zagranicznymi na świecie nie jest różowo, UNCTAD przewiduje, że w najlepszym wypadku wyniosą w tym roku 1,6 bln USD, czyli tyle, ile rok wcześniej. Z danych fDi Markets wynika, że Polska wciąż nieźle wypada na tle Europy pod względem liczby projektów (od stycznia do września 220, czwarte miejsce na kontynencie), ale my też zanotowaliśmy ich spadek (z 230 w tym samym okresie 2011 r.).
Już nie wisienka
Ministerstwo Gospodarki (MG) wie, że nic tak nie przekonuje inwestorów jak gotówka. Dlatego chce ją proponować, i to hojnie, odważnym, którzy nie przestraszą się kryzysu.
— Projektów będzie mniej, więc nie zmieniając obecnego budżetu programu wspierania inwestycji o istotnym znaczeniu dla gospodarki, który na lata 2011-20 wynosi 727 mln zł, możemy zaproponować inwestorom więcej. Chcemy, by grant rządowy nie był symboliczną wisienką na torcie, ale znaczącym wsparciem. Propozycje zmian przedstawimy Radzie Ministrów w styczniu — mówi Ilona Antoniszyn-Klik, wiceminister gospodarki. Eksperci przyklaskują pomysłowi.
— Szkoda, że musiała polać się krew w Tychach, ale może to przyspieszy działania rządu — mówi Paweł Tynel z Ernst & Young. Resort gospodarki chce, by projekt trafił na radę ministrów w styczniu.
Łatwiej o więcej
Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIIZ), która pośredniczy między inwestorami a MG, proponuje dziesięć zmian w programie. Najważniejsze dotyczą wprowadzenia pojęcia inwestycji strategicznej, która mogłaby dostać wyższy grant.
— To inwestycja produkcyjna w sektorach priorytetowych, czyli motoryzacyjnym, elektronicznym, lotniczym i biotechnologicznym, charakteryzująca się znacznie wyższymi od przeciętnej kosztami lub tworząca zdecydowanie więcej miejsc pracy. Na przykład mogłoby to być 800 mln zł lub 1 tys. miejsc pracy — sugeruje Sławomir Majman, prezes PAIIZ. Na 32 realizowane programy wieloletnie, czyli inwestycje wspierane rządowymi grantami, tylko cztery przekroczyły 800 mln zł — Fiat Powertrain w Bielsku- Białej, LG Display w Kobierzycach, Toyota w Wałbrzychu i Toyota w Jelczu- Laskowicach. 2 tys. miejsc pracy powstało tylko w fabryce Sharpa w Łysomicach i LG w Mławie. Dziś takie inwestycje są rzadkością.
Dla kogo praca
PAIIZ proponuje także dopuszczenie możliwości udzielania grantu inwestycjom strategicznym, które pojawią się na terenach z niewielkim bezrobociem, także poniżej 75 proc. średniej krajowej, pod warunkiem że w powiatach okalających jest ono wysokie.
— To wyjście naprzeciw inwestorom, którzy chcieliby ulokować się w bardzo specyficznych lokalizacjach, np. w FSO w Warszawie — mówi Paweł Tynel.
Kolejny pomysł to wyliczanie grantu dla inwestycji produkcyjnych na podstawie stopy bezrobocia w podregionie, a nie powiecie. Np. w mieście Opole wskaźnik wynosi 6,7 proc., w powiecie opolskim 12,6 proc., a w podregionie opolskim 10,6 proc. Inwestycja przy granicy miasta może dostać wsparcie, ale w samym mieście już nie. W przypadku mniejszych miast nie ma potrzeby ograniczania inwestycji produkcyjnych. Duże metropolie: Warszawa, Poznań, Wrocław, Trójmiasto, Kraków czy Łódź, są oddzielnymipodregionami, więc zmiana nie zachęci do budowania w nich fabryk.
Za co więcej
Kolejny pomysł to zwiększenie wsparcia na miejsce pracy, gdy firma obiecuje więcej etatów niż przeciętnie. — Choć i tak wsparcie nie rośnie liniowo, to premia za największe projekty jest sensownym pomysłem. Dziś, gdy firma deklaruje 600 miejsc pracy, niespecjalnie zachęcamy ją, by obiecała kolejną setkę — uważa Paweł Tynel.
Jest też pomysł, by bardziej premiować projekty w Polsce Wschodniej i proponować inwestorom granty wyższe nie o 8 proc., ale np. 20. To dlatego, że dwie duże inwestycje, które przyszły na Podkarpacie — MTU i Goodrich Aerospace — trafiły tu ze względu na Dolinę Lotniczą, a nie trochę wyższy grant.
— Każda forma zachęcająca inwestorów, by co najmniej zobaczyli lokalizacje w Polsce Wschodniej, jest sensowna — mówi Paweł Tynel. W planach jest też obniżenie z 3 do 1,5 mln nakładów inwestycyjnych wymaganych w sektorze badawczo-rozwojowym. — Dzięki temu program będzie bardziej życiowy i przyciągnie mniejsze projekty.
W trudnych czasach inwestorzy wolą zaczynać od mniejszych projektów, a potem je rozbudowywać — uważa Kiejstut Żagun z KPMG.
Poprawki do poprawek
Eksperci podpowiadają, co jeszcze można by poprawić.
— Dotychczas problemem była definicja inwestycji znaczącej, czyli spoza sektorów priorytetowych. O granty mogą się ubiegać firmy, które chcą zainwestować co najmniej 1 mld zł oraz stworzyć 1500 miejsc pracy. Te wymagania są zbyt wysokie. Warto je obniżyć lub co najmniej rozdzielić — sugeruje Paweł Tynel.
W historii programu zdarzyła się tylko jedna inwestycja znacząca — Cadbury Wedel, który wydał ponad 1 mld zł na fabryki na Dolnym Śląsku.
— Ministerstwo obawia się, że najbliższe lata nie będą dobre dla inwestycji. Skoro tak, warto się zastanowić, ile takich superprojektów, które mają dostać większe granty, pojawi się w Polsce. Dotychczas można je policzyć na palcach jednej ręki. Mamy natomiast dużo mniejszych projektów. Może warto zwiększyć wsparcie także dla nich — zastanawia się Kiejstut Żagun.
Propozycje Ministerstwa Gospodarki
Większy grant dla inwestycji strategicznej, czyli produkcyjnej, w sektorach priorytetowych, gdzie koszt jej wynosi co najmniej 800 mln zł lub tworzy ona co najmniej 1 tys. miejsc pracy.
Dopuszczenie wsparcia dla inwestycji strategicznej, gdy bezrobocie jest poniżej 75 proc. średniej krajowej.
Większe wsparcie z tytułu tworzenia miejsc pracy dla inwestycji tworzących znaczną ich liczbę, np. powyżej 1000 czy 1500.
Obniżenie dla sektora R&D minimalnych kosztów inwestycji z 3 do 1,5 mln zł.
Zwiększenie premii dla inwestycji na terenach województw Polski Wschodniej z 8 do np. 20 proc.
Puls Biznesu, Małgorzata Grzegorczyk