Nawet przy małej stłuczce musisz się mieć na baczności. Gdy próbujesz odzyskać pieniądze z polisy, ubezpieczalnia stara się zmniejszyć swoje straty wykorzystując twoją niewiedzę. Dlatego rynek pełny jest firm, które zapłacą za twoją szkodę – i jeszcze na niej zarobią.
Kiedy na ponad 10 tys. wyłudzeń w ubezpieczeniach ponad 8 tys. z nich dotyczy motoryzacji, nic dziwnego, że ceny polis dla kierowców rosną z dnia na dzień. Nie oznacza to jednak, że uczciwi posiadacze pakietu OC/AC mogą spać spokojnie i liczyć na pełne odszkodowania. „Sam miałem małą stłuczkę i otrzymałem 1750 zł odszkodowania. Mimo pism do firmy ubezpieczeniowej, że kwota jest zaniżona, nie uwzględnia aktualnych cen robocizny, części zamiennych, mojego zaangażowania i czasu w usuniecie szkody, nie udało się uzyskać wyższego odszkodowania. (…) Sprzedałem swoje prawa do dochodzenia roszczeń firmie X za 500 zł.” – napisał do nas pan Andrzej.
Sprzedaż szkody jest niezwykle popularna i, jak się okazuje, dochodowa. Pan Andrzej za małą stłuczkę otrzymał 1750 zł od ubezpieczyciela oraz dodatkowe 500 zł od firmy, która zajmuje się wyszukiwaniem nieprawidłowości w postępowaniach. Gdy je znajdzie, rozpoczyna batalię – często sądową – z podmiotem, który nie wypłacił pełnego odszkodowania. Pieniądze, które powinny trafić wcześniej w formie rekompensaty do mojego rozmówcy, trafią do wspomnianej firmy i będzie to znacznie więcej niż 500 zł, za które odkupiono szkodę.
Ubezpieczyciele starają się wykorzystać zawiłą terminologię i nieświadomość ubezpieczonych, którzy wolą zgodzić się na niższe odszkodowanie, aby mieć sprawę z głowy. Na tym korzystają towarzystwa sprzedające polisy. Nic dziwnego, że firm gotowych do batalii na kruczki prawne jest od groma. Gdzie najczęściej znajdują błędy?
– Najczęściej spotykamy przyjęcie bardzo niskiej stawki za roboczogodzinę zarówno prac blacharskich, jak i lakierniczych, zastosowanie cen części zamiennych, innych niż oryginalne tzw. zamienniki, (…) zakres prac nie obejmuje zazwyczaj tzw. operacji technologicznych typu zabezpieczenie antykorozyjne czy cieniowanie elementów sąsiadujących z elementami uszkodzonymi – tłumaczy Bartosz Kaczmarek z firmy Votum.
Można też usłyszeć o ugodach telefonicznych, akceptacji szkody przez aplikację, brak uwzględnienia holowania wraku. Aleksander Mokrzycki z firmy Take Care wspomina, że zakwalifikowano nawet naprawę obręczy w serwisie BMW, ale żaden serwis BMW nie ma takiej technologii.
Biuro rzecznika finansowego potwierdza sytuację i wskazuje na raport, w którym „większość opisanych tam praktyk jest aktualna”. Trzeba jednak walczyć: badania Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości wskazują, że ponad 90 proc. sporów sądowych z ubezpieczycielami zakończyło się rozstrzygnięciem na korzyść kierowcy. W praktyce rysuje to smutny obraz: biedny nie powalczy z ubezpieczycielem, bo batalia sądowa wymaga czasu i pieniędzy. Na zmiany w zakresie podważania wyceny firmy ubezpieczeniowej przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Dodatkowo w sejmie pojawiła się ustawa, która w praktyce zakaże sprzedawania swojego długu, jak i bycia reprezentowanym przez osoby trzecie. Dla firm ubezpieczeniowych byłaby to rewelacyjna wiadomość, dla osób skupujących szkody, koniec działalności. Przy okazji przepisy zablokowałyby bezgotówkową naprawę szkody, gdzie serwis sam kontaktuje się z towarzystwem ubezpieczeniowym. Przedstawiciele firm skupujących długi podają przykłady problematycznych sytuacji, np. kiedy poszkodowany będący w szpitalu, nie będzie mógł dochodzić swoich praw. Osoby związane z branżą polis podchodzą do przepisów z rezerwą, twierdząc, że do ich uchwalenia jeszcze „daleka droga”. Na razie projekt został wycofany już po pierwszym czytaniu. Na rynku ubezpieczeń bez zmian: dalej panuje tam dziki zachód.
Autor: Mateusz Lubczański
Źródło: wp.pl