W Polsce obowiązkowe wyposażenie samochodu obejmuje gaśnicę i trójkąt ostrzegawczy. Oprócz tego auto musi też mieć kompletne oświetlenie i być sprawne technicznie.
Przepisy niewiele mówią też o oponach. W myśl obowiązującego w Polsce prawa na jednej osi muszą znajdować się opony o bliźniaczej rzeźbie bieżnika, a jego wysokość nie może być mniejsza niż 1,6 mm. Coraz więcej wskazuje jednak na to, że kodeks drogowy czekają wkrótce daleko idące zmiany…
Jak informowała niedawno „Rzeczpospolita”, posłowie z sejmowego zespołu ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego przygotowali projekt dotyczący wprowadzenia obowiązku stosowania w samochodach osobowych opon zimowych. Przedstawiciele władz chcą, by przepisy weszły w życie jeszcze w tym roku. Jeśli tak się stanie, w okresie od 1 listopada do 31 marca kierowcy zobligowani będą do stosowania w swoich autach tzw. zimówek.
Pomysł posłów wywołuje spore kontrowersje wśród kierowców. Eksperci zgodnie twierdzą, że nowy przepis na pewno poprawiłby poziom bezpieczeństwa na naszych drogach w zimie, wielu przyznaje jednak, że wprowadzenie sztywnych ram czasowych nie sposób nazwać w inny sposób niż tylko głupotą.
Wszyscy wiemy, że pogoda często nas zaskakuje. W ostatnich latach listopad był bardzo ciepły, również w marcu temperatury przekraczały nierzadko + 15 stopni Celsjusza. W takich warunkach na drodze zdecydowanie lepiej radzi sobie opona… letnia. Zapewnia większą przyczepność i – zazwyczaj – lepiej radzi sobie z odprowadzaniem wody. Mimo to, zgodnie z nowym projektem, poruszając się w marcu na oponach letnich narazilibyśmy się na mandat.
Co więcej, wprowadzenie obowiązku jazdy na zimówkach, wbrew pozorom, może wywołać skutek odwrotny do planowanego i przyczynić się do wzrostu liczby wypadków. Jak to możliwe?
Trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że najbezpieczniejszym okresem na polskich drogach jest właśnie zima. Trzy najbezpieczniejsze miesiące to: styczeń, luty i marzec. W tym czasie na drogach ma miejsce prawie o połowę mniej wypadków niż np. w czerwcu, sierpniu czy wrześniu. Za taki stan rzeczy odpowiada właśnie aura – kierowcy, którzy nie czują się na siłach, lub ci, których nie stać na zakup opon zimowych, najczęściej przesiadają się wówczas do środków komunikacji publicznej. Pozostali po śniegu jeżdżą znacznie wolniej niż w lecie po suchym asfalcie.
W zimie co prawda lawinowo rośnie liczba stłuczek, ale liczba ofiar śmiertelnych zdecydowanie spada (co ma związek z dużo mniejszymi, wobec czego zamiast wypadków dochodzi do stłuczek).
Można rzecz jasna twierdzić, że obowiązek posiadania opon zimowych sprawiłby, że liczba wypadków w trzech pierwszych miesiącach roku jeszcze by zmalała, istnieje jednak ryzyko, że nowe przepisy w niekorzystny sposób odbiją się na poziomie bezpieczeństwa w pozostałych miesiącach.
Wypada zauważyć, że obecnie zakup opon zimowych jest dobrowolny, więc decydują się na niego jedynie bardziej uświadomieni kierowcy i tacy, którzy po prostu mogą sobie pozwolić na dodatkowy wydatek. Niemal wszyscy kierowcy po zimie powracają do opon letnich.
Trudno przypuszczać, by wprowadzenie obowiązku jazdy na zimówkach w magiczny sposób poprawiło kondycję finansową tych kierowców, których obecnie nie stać na taki zakup. Oznacza to, że po wprowadzeniu nowych przepisów będziemy mieć do czynienia z patologiczną sytuacją – kierowcy, zamiast kupować letnie i zimowe opony, przez cały rok jeździć będą na tych „obowiązkowych”, czyli zimówkach… Jak wpłynie to na bezpieczeństwo jazdy latem, czyli wówczas, gdy na polskich drogach ginie najwięcej osób? Niestety, niezbyt dobrze…
Z testów przeprowadzonych przez niemiecki ADAC wynika, że w wysokich temperaturach opony zimowe zachowują się zdecydowanie gorzej od letnich czy tzw. wielosezonowych. Zimówki nie tylko gorzej odprowadzają wodę (szybciej wpadają w tzw. aquaplaning), ale też – co najważniejsze – zapewniają zdecydowanie gorsze hamowanie.
Z testów wynika, że różnica w drodze hamowania auta z prędkości 100 km/h na oponach letnich i zimowych w lecie wynosić może nawet 16 metrów, czyli aż cztery długości samochodu! Jakby tego było mało, prędkość auta poruszającego się na oponach zimowych w punkcie, w którym zatrzymuje się samochód na oponach letnich, jest wystarczająca do (tu cytat): „zabicia pieszego” lub poważnego uszkodzenia przodu w wyniku zderzenia z innym pojazdem.
Przypominamy, że średnia długość drogi hamowania przeciętnego nowego samochodu z prędkości 100 km/h (zakładając suchą nawierzchnię i idealny stan techniczny auta) wynosi 40 metrów. Trudno przypuszczać, by wydłużenie jej o 1/3 nie wpłynęło na zwiększenie liczby ofiar śmiertelnych…
To co, panie i panowie posłowie? Po „A” wypadałoby powiedzieć również „B” i wprowadzić obowiązek jazdy latem na oponach letnich… Oczywiście, pod rygorem ukaranie mandatem.
Niestety, tu chcielibyśmy znów uprzedzić parlamentarzystów, nie rozwiązuje to kwestii kupowania opon używanych, które są znacznie tańsze od nowych, ale które również – mimo zachowania wymaganej przepisami głębokości bieżnika – na skutek starzenia się opony zapewniają gorszą przyczepność.
Czyli: mówimy „C” i wprowadzamy przepis mówiący, że nawet nieużywana opona z pełnym bieżnikiem, ale starsza niż X lat, nie może być używana w samochodzie.
I na koniec mały „hint”, czyli podpowiedź dla palących się do pracy posłów. Powyższe propozycje są żartem, nie róbcie z siebie pośmiewiska i nie traktujcie ich serio…
Interia.pl, Paweł Rygas