Od 30 października, odwiedzając stację kontroli pojazdów, za przegląd trzeba będzie zapłacić, zanim samochód wjedzie na ścieżkę diagnostyczną. To jednak dopiero pierwsza z szeregu zapowiedzianych zmian dotyczących przeglądów.
Raport Najwyższej Izby Kontroli nie pozostawił suchej nitki na polskim systemie dopuszczania samochodów do ruchu. Zdaniem NIK-u po naszych drogach poruszają się setki tysięcy samochodów, które ze względu na swoje usterki w ogóle nie powinny wyjeżdżać na ulice. Część winy za ten stan rzeczy ponosi system kontroli pojazdów, w którym klient stacji płaci za usługę po sprawdzeniu auta. Duża konkurencja na rynku stacji kontroli pojazdów sprawia, że część diagnostów obawia się negatywnego opiniowania samochodów. Wyjątkiem są bardzo rażące przypadki. Czeka nas jednak zmiana przepisów.
Od 30 października za przegląd techniczny zapłacimy z góry – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Opłata będzie musiała być wniesiona niezależnie od tego, czy samochód przejdzie badanie pozytywnie czy negatywnie. W tym drugim przypadku nie będzie ona zwracana.
Rządowy plan zakłada ponadto, że spóźnialscy kierowcy będą musieli głębiej sięgnąć do kieszeni. Zmotoryzowany, który pojawi się na stacji kontroli pojazdów ponad 30 dni po terminie, będzie musiał zapłacić dwukrotną wartość stawki. Dziś to 98 zł, ale za rok ma ona wzrosnąć do 102 zł netto. To ukłon rządu w stronę środowiska diagnostów, które od dawna wskazywało na konieczność podniesienia kwot z uwagi na rosnące koszty funkcjonowania stacji oraz brak korekty stawki po podniesieniu kwoty podatku VAT do 23 proc.
Zmianie ulegnie również struktura systemu kontroli pojazdów. Obecnie stacje są pod nadzorem starostów. Kontrola NIK-u wykazała jednak, że jest on zwykle tylko formalny. Starostowie nie delegują urzędników w celu sprawdzenia działania stacji, a jeśli już, to często są to osoby o zbyt słabej wiedzy merytorycznej, by zakwestionować działania diagnosty. Począwszy od września 2017 r. nadzór nad funkcjonowaniem stacji kontroli pojazdów ma przejąć Transportowy Dozór Techniczny. W efekcie stacje mają być lepiej rozliczane z jakości sprzętu, jakim dysponują, a także sposobu prowadzenia kontroli.
Korzystną dla kierowców zmianą będzie to, że nie trzeba będzie zmieniać dowodu rejestracyjnego po skończeniu się w nim miejsc na pieczątki przeglądu. Zamiast wymieniać dokument, będzie można wozić ze sobą potwierdzenie zaliczenia badania technicznego wydawane przez diagnostę.
Wiele zmian czeka nas również w związku z inicjatywami Ministerstwa Cyfryzacji. Jak informuje Centralny Ośrodek Informatyki, w październiku 2017 roku planowane jest wejście w drugi etap rozwoju nowej bazy CEPiK 2.0. Jeśli uda się dotrzymać założonych terminów, już przed końcem 2017 roku będzie można zrezygnować z wożenia ze sobą prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego. Wówczas w razie kontaktu z policją wystarczy nam telefon.
Osoba, która zdecyduje się na usługę elektronicznych dokumentów, podczas rejestracji w systemie wprowadzi numer telefonu, z którego korzysta. Kiedy zostanie zatrzymana przez policję, poda funkcjonariuszom swoje imię i nazwisko oraz numer PESEL. Funkcjonariusz wprowadzi dane za pomocą interfejsu urządzenia zamontowanego w radiowozie. Wtedy na telefon kierowcy przyjdzie SMS z kodem dostępu. Należy podać go policjantowi, by ten uzyskał dostęp do elektronicznej wersji dokumentów ze zdjęciem ich posiadacza.
W dalszej kolejności planowana jest usługa przypominania kierowcy o zbliżającej się dacie końca ważności przeglądu i polisy OC, możliwość łatwego regulowania mandatu za pomocą bankowości elektronicznej czy sprawdzenia zdawalności absolwentów poszczególnych szkół jazdy. Na nie będziemy jednak musieli jeszcze poczekać.
Źródło: wp.pl