Firmy nie chcą ubezpieczać elektryków. Samochody idą na złom nawet po małych stłuczkach

Jeszcze kilka lat temu samochody elektryczne były rarytasem dla nielicznych, ale w związku ze spadkiem cen i większą dostępnością, coraz więcej osób decyduje się na zakup takiego typu pojazdu, a co za tym idzie, musi go także ubezpieczyć. Okazuje się, że tu pojawia się problem – firmy nie chcą ubezpieczać aut z napędem elektrycznym, bo po prostu jest to dla nich nieopłacalne.

Elektryk to problem dla ubezpieczyciela

Brytyjska firma Thatcham Research zajmująca się badaniem ryzyka w branży motoryzacyjnej poinformowała, że brak dokładnych informacji na temat naprawy lub diagnostyki powypadkowej pojazdów elektrycznych stanowi bardzo duże wyzwanie dla ubezpieczycieli. Niestety kończy się na tym, że firmy muszą wydawać polecenia utylizowania takich samochodów, nawet jeśli są one nieznacznie uszkodzone.

Brak szczegółowych danych na temat akumulatorów pojazdów elektrycznych nadal stanowi wyzwanie dla ubezpieczycieli, którzy są zmuszeni do złomowania pojazdów elektrycznych nawet po łagodnych wypadkach – twierdzi brytyjska organizacja Thatcham Research.

I tu pojawia nam się paradoks – auta elektryczne, które miały być tańsze w utrzymaniu, będą miały wysokie ceny ubezpieczeń, jeśli ta sytuacja się nie zmieni. W raporcie „Wpływ przyjęcia BEV (battery electric vehicle) na sektory napraw i ubezpieczeń” czytamy, że brak możliwości realnej oceny stanu baterii po nawet niewielkim wypadku komunikacyjnym, dyskwalifikuje możliwość kontynuowania korzystania z takiego samochodu. Lądują więc one na złomowisku mimo niewielkich usterek i małego przebiegu.

Jaki jest stan baterii po wypadku? Nie wiadomo

Najważniejszym wnioskiem z raportu jest to, że producenci nie mają wpływu na żadną część procesu rozpatrywania roszczeń z tytułu ubezpieczenia komunikacyjnego. Chociaż sami ubezpieczyciele muszą się jeszcze wdrożyć do oceny wniosków związanych z samochodami elektrycznymi, to co muszą zrobić, to m.in. określić ilościowo skutki dla możliwości napraw, kosztów i trwałości pojazdów elektrycznych w całym cyklu życia.

Okazuje się, że wymiana baterii jest nieekonomiczna, ponieważ to akumulator stanowi znaczny procent pierwotnej wartości pojazdu. Jak możemy dowiedzieć się z raportu, krzywa amortyzacji oparta na koszcie akumulatora w porównaniu ze średnią wartością zużycia pokazuje, że wydatki na wymianę akumulatora przekraczają wartość użytkową większości pojazdów typu BEV już po roku.

Same za siebie mówią liczby – według raportu reklamacje BEV są już o ~25,5% droższe niż ich odpowiedniki ICE, a naprawa trwa ~14% dłużej. Różnice są także znaczne, jeśli chodzi o możliwość usterki akumulatora:

Wyniki wykazały, że prawdopodobieństwo uszkodzenia akumulatora HV w przypadku pojazdów BEV z jednostrefowym uszkodzeniem nadwozia wynosi od 1,5% do 7,5%. Dla porównania, prawdopodobieństwo uszkodzenia akumulatora HV w przypadku pojazdów BEV, które uległy uszkodzeniu w wielu strefach, wynosi od 25% do 35%. Uznano, że uszkodzenie spodu pojazdu wiąże się z 85% prawdopodobieństwem uszkodzenia akumulatora HV.

Czy jest na to sposób?

Oczywiście to nie jest tak, że sprawa jest nie do rozwiązania. Problem pewnie stanowi perspektywa czasowa – samochody elektryczne od kilku lat dość szybko zyskały na popularności, czego nie można powiedzieć o reszcie szeroko pojętej infrastruktury dookoła nich, w tym systemu ubezpieczeń i schematów oceny ryzyka. Jak zaznacza kierownik działu badań inżynieryjnych Thatcham, Adrian Watson, idealna rzeczywistość zakładałaby, że ubezpieczyciele mogliby rzetelnie i bezpiecznie decydować o naprawie samochodów elektrycznych lub ich utylizacji w oparciu o sprawdzone dane.

Obecnie nie mamy takiej sytuacji. Dzięki diagnostyce, którą dysponujemy, nie można naprawdę dowiedzieć się, jaki jest stan akumulatora – Adrian Watson

Jaki z tego morał? Samochód elektryczny można mieć, ale lepiej nie brać udziału w żadnym wypadku 🙂

Źródło: android.com.pl