Stacje kontroli domagają się zwrotu kosztów wynikających ze zwiększenia podatku z 22 do 23 proc. Ich roszczenia mogą sięgnąć 40 mln zł.
Do Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju (MIR) wpływają wezwania do zapłaty od właścicieli stacji diagnostycznych. Do tej pory resort otrzymał 45 pism, ale ich liczba może wzrosnąć do kilku tysięcy (stacji diagnostycznych w Polsce jest ponad 4 tys.). – Wezwania mają charakter ugodowy. Przewidujemy też pozew zbiorowy, a jeśli przegramy w Polsce, sprawa trafi do Brukseli – zapowiada Leszek Turek, prezes Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów (PISKP).
Zgłoszone do tej pory roszczenia sięgają 400 tys. zł. Jeśli pozostałe stacje zażądają podobnych kwot, można szacować, że suma wyniesie niemal 40 mln zł. Co zamierza zrobić w tej sytuacji MIR? – Obecnie sprawa ta jest przedmiotem analizy prawnej – mówi Piotr Popa, rzecznik resortu.
Dlaczego stacje diagnostyczne domagają się zwrotu pieniędzy? Przyczyną jest zmiana stawki VAT z 22 do 23 proc. w styczniu 2011 r. To zwiększyło obciążenia podatkowe przedsiębiorców prowadzących stacje kontroli pojazdów. – To nie jest zgodne z dyrektywą unijną, która mówi o niezależności tego podatku, tzn. że dodatkowe koszty płaci kierowca, a nie przedsiębiorca – uważa Leszek Turek.
Na ten problem nałożył się kolejny. – Od 11 lat tabela opłat nie była w ogóle zmieniana. A koszty funkcjonowania stacji diagnostycznychwzrosły w tym czasie o 64 proc. Problem w tym, że kwoty w tabeli są kwotami brutto i nie możemy pobierać opłat innych niż określone w cenniku. Po zmianie stawki VAT przedsiębiorcę obciążono dodatkowo. Dlatego przy badaniu okresowym z pobieranej opłaty 99 zł płacimy dodatkowo 66 gr podatku z naszych środków – wskazuje prezes PISKP.
Diagności pisali o swoim problemie do Ministerstwa Finansów. Odesłano ich do resortu infrastruktury, gdyż to w gestii MIR jest ustalanie wysokości opłat w stacjach diagnostycznych (m.in. za badania okresowe samochodów).
Niektóre środowiska diagnostów postulują, by badania okresowe, zamiast obecnych 99 zł w przypadku aut osobowych, kosztowały nawet 150 zł. Wydaje się jednak, że zanim jakakolwiek podwyżka mogłaby nastąpić, branża powinna uporać się z patologiami, z których zresztą sama zdaje sobie sprawę. Zdarzają się np. przypadki wstawiania stempla do dowodu rejestracyjnego bez badania auta.
W Polsce tylko niecałe 2 proc. samochodów nie przechodzi pomyślnie badań technicznych. Przy czym średni wiek samochodu to 15 lat. Rocznie z zagranicy sprowadzamy ponad 300 tys. aut starszych niż dziesięcioletnie. W krajach skandynawskich samochody są młodsze, a mimo to odsiewanych jest 25–30 proc. Na Łotwie nawet połowa.
W 2013 r. resort transportu powołał grupę roboczą, która miała za zadanie m.in. przyjrzeć się branży. Jedna z propozycji zakłada, że zanim dojdzie do badania technicznego, konieczne będzie wykonanie dokumentacji fotograficznej pojazdu (jako dowód, że był w stacji diagnostycznej), wpisanie numeru rejestracyjnego do rejestru badań czy pobranie opłaty za badanie techniczne jeszcze przed jego wykonaniem (by kierowca nie chciał od razu jechać na konkurencyjną stację, która wystawi pozytywny wynik).