Polisy OC drożeją z dnia na dzień, ubezpieczyciele mają wreszcie na nich zarabiać. To dobrze, tylko dlaczego mają zarabiać także na właścicielach aut, którzy wcale nie generują ryzyka?
W Polsce polisa OC posiadacza samochodu, wbrew temu, co wynika wprost z przepisów, nie służy wyłącznie ochronie poszkodowanego, by dostał, co mu się należy od sprawcy wypadku i nie musiał ścigać latami gołodupca, który wprawdzie miał pieniądze na samochód, ale na to, by zapłacić odszkodowanie, to już nie.
Autorzy obowiązujących przepisów wiele lat temu zapewne zamyślili sobie, że OC będzie jednocześnie po pierwsze, zniechęcać do posiadania wielu aut, a po drugie, wymusi na właścicielach różnego złomu, by dbali o porządek w obejściu i papierach: jeśli ktoś ma pojazd, który już nie nadaje się do jazdy, to powinien go wyrejestrować. Nie wyrejestruje – ma co rok płacić haracz.
Tyle, że aby samochód wyrejestrować, trzeba się go pozbyć: zezłomować, sprzedać, stracić. Problemu złomu zalegającego na podwórkach to nie rozwiązało – jak ktoś musiał, to zgłaszał sprzedaż auta Janowi Kowalskiemu o wymyślonym peselu, i załatwione. Jak ktoś miał trzy lub cztery samochody, a korzystał z dwóch, to płacił OC za wszystkie, wspierał biednych ubezpieczycieli, kupując jedną czy dwie polisy górką, ale nie protestował, bo czerpali z naszych kieszeni małą łyżeczką. Że zaniżali odszkodowania, to już inna sprawa – taki rodzaj nieformalnej umowy społecznej.
Patologia na rynku ubezpieczeniowym kończy się jednak w błyskawicznym tempie, przynajmniej w rozumieniu ubezpieczycieli. Stawki za polisy OC rosną. Dochodzi do takich absurdów, że konsultantka z infolinii ubezpieczyciela proponuje mi ubezpieczenie auta już za 900 zł, a na ich stronie internetowej wciąż tę samą polisę można kupić za 600 zł – to obrazuje skalę podwyżek. Media donoszą, że właściciele aut coraz częściej, słysząc, ile mają zapłacić za OC, rezygnują. Z polisy oczywiście, nie z samochodu, za co zresztą w swoim czasie dostaną rachunek.
Źródło: AutoŚwiat.pl