„Chińska burza” zbliża się do Europy. Szef Renault ostrzega

Zdaniem szefa marki Renault chińska decyzja o ograniczeniu eksportu dwóch ważnych do produkcji samochodów elektrycznych surowców ukazuje ogromną zależność Europy od Państwa Środka i powinna stanowić bardzo poważne ostrzeżenie dla europejskich polityków. Według niego do Europy zbliża się „chińska burza”.

Zakaz sprzedaży samochodów spalinowych i systematycznie rosnąca liczba aut na prąd sprawiają, że rośnie zapotrzebowanie na potrzebne do stworzenia takich pojazdów surowce. To oczywiście wiąże się z kwestiami dostaw. Pisaliśmy już o problemie związanym z pozyskaniem litu, potrzebnego do produkcji akumulatorów. Przypomnijmy, zdaniem ekspertów z Benchmark Mineral Inetelligence tylko do 2030 roku popyt na lit wzrośnie aż pięciokrotnie. Problem dla krajów zachodnich polega na tym, że aż 60 proc. tego surowca wytwarzanych jest w Chinach. Zagrożenie płynące z Państwa Środka nie wiąże się jednak z wyłącznie z tym minerałem, ale również z innymi materiałami. 

Szef Renault ostrzega przed „chińską burzą”

Ostatnio do tego problemu odniósł się szef marki Renault, Jean-Dominique Senard. Na ostatniej konferencji poświęconej gospodarce stwierdził on, że niedawna decyzja Chin o ograniczeniu eksportu galu i germanu (potrzebnych do produkcji półprzewodników stosowanych m.in. w autach na prąd) powinna stanowić poważne ostrzeżenie dla europejskich przywódców, dlatego że „pokazuje nadmierne uzależnienie kontynentu od Chin” – podaje Automotive News Europe. Senard wprost stwierdził, że do Europy zbliża się „chińska burza”. Dodał, że pod tym pojęciem rozumie „silną presję związaną z importem chińskich pojazdów do Europy”.

Dla szefa francuskiej marki oczywistym jest, że Europa potrafi produkować pojazdy elektryczne. Według niego musi jednak zawalczyć o bezpieczeństwo dostaw surowców. Zaznaczył przy tym, że system wypracowany przez Chiny (w kontekście łańcucha dostaw) to wynik wieloletnich inwestycji. W jego opinii powtórzenie ich kosztowałoby Unię Europejską miliardy euro. 

„Chiny – i nikt nie może ich za to winić – kładą rękę na kopalniach, a zwłaszcza na transformacji metali wykorzystywanych do budowy baterii” – stwierdził Senard. Dodał przy tym, że „wojna przyszłości będzie wojną o surowce”. Według niego może to oznaczać, że w przypadku wystąpienia „prawdziwego kryzysu geopolitycznego” fabryki akumulatorów, które korzystają wyłącznie z importowanych surowców, poniosą ogromne straty.

Od sierpnia Chiny ograniczają eksport galu i germanu

Przypomnijmy, na początku lipca chińskie władze ogłosiły ograniczenie eksportu galu i germanu. W związku z tym od początku sierpnia eksport obu tych metali z Państwa Środka będzie wymagał posiadania specjalnego zezwolenia. Zgodnie z regulacjami każda firma będzie musiała podać ważne informacje dotyczące np. końcowego odbiorcy importowanych surowców, czy w jakim celu zostaną one wykorzystane. Chiny, odpowiadające za ponad połowę światowej podaży obu metali, tłumaczą takie zachowanie bezpieczeństwem i interesami narodowymi. Eksperci uważają jednak, że jest to odpowiedź na amerykańskie sankcje. 

Źródło: motoryzacja.interia.pl