Akcyza – przekleństwo dla kierowców i… gospodarki

Jest nie­po­trzeb­nym wy­dat­kiem ha­mu­ją­cym roz­wój go­spo­dar­ki czy le­kiem na całe bu­dże­to­we zło? Ak­cy­za, bo o niej mowa, ma coraz wię­cej prze­ciw­ni­ków i coraz mniej­sze zna­cze­nie dla go­spo­dar­ki, a przy oka­zji sku­tecz­nie blo­ku­je roz­wój sek­to­ra mo­to­ry­za­cyj­ne­go.

Wraz z na­dej­ściem no­we­go roku na­stą­pi­ło wiele zmian na rynku mo­to­ry­za­cyj­nym. Mó­wiąc w wiel­kim uprosz­cze­niu, jest to po­wrót moż­li­wo­ści od­li­cze­nia VAT przy za­ku­pie sa­mo­cho­du i pa­li­wa dla firm.

Mimo to jest jesz­cze jeden czyn­nik, który nie chce drgnąć, bez wzglę­du na jego dru­zgo­cą­cy wpływ na kie­row­ców, a nawet samą go­spo­dar­kę. To ak­cy­za.

Przy­po­mnij­my, że na sa­mo­cho­dy o po­jem­no­ści sil­ni­ka do 2 li­trów wy­no­si ona 3,1 proc. Dla aut o więk­szym li­tra­żu – aż 18,6 proc. Dla­te­go wielu im­por­te­rów w ogóle nie chce spro­wa­dzać aut o więk­szej po­jem­no­ści sko­ko­wej.

Jest to na tyle nie­opła­cal­ne, że te same sa­mo­cho­dy w Nowej Ze­lan­dii czy Sta­nach Zjed­no­czo­nych, po od­li­cze­niu wszyst­kich do­dat­ko­wych opłat, kosz­tu­ją nawet o po­ło­wę mniej niż w Pol­sce.

Dla po­rów­na­nia, w Nowej Ze­lan­dii Mer­ce­des ML350 z 2003 roku, z sil­ni­kiem 3,7 litra, kosz­tu­je w prze­li­cze­niu 17 tys. zło­tych. Za ten sa­mo­chód, spro­wa­dzo­ny do Pol­ski, mu­si­my za­pła­cić 35 tys. zło­tych w naj­uboż­szej wer­sji. Ceny do­kład­nie tego sa­me­go mo­de­lu na pol­skim rynku za­czy­na­ją się od 60 tys. zł. Choć oczy­wi­ście wpływ na to ma nie tylko ak­cy­za, ale rów­nież po­da­tek VAT czy kosz­ty trans­por­tu.

Nie­ste­ty, nie ma tu furt­ki w po­sta­ci „krat­ki” czy ho­mo­lo­ga­cji na do­staw­czy sa­mo­chód. W świe­tle prze­pi­sów usta­wy, po­jaz­dy cię­ża­ro­we (ka­te­go­ria N1) kla­sy­fi­ko­wa­ne są tylko we­dług ka­ta­lo­gu ta­ry­fo­we­go. I nie ma zmi­łuj.

– Pro­blem z ak­cy­zą na spro­wa­dza­ne sa­mo­cho­dy, które sta­no­wią zna­czą­cą część po­jaz­dów na pol­skich dro­gach, jest po­dob­ny do pro­ble­mu z ak­cy­zą pa­li­wo­wą. Trans­port jest wy­so­ko na skali pre­fe­ren­cji, co ozna­cza że przy ro­sną­cych ce­nach, czło­wiek prę­dzej zre­zy­gnu­je z in­nych dóbr na rzecz moż­li­wo­ści po­ko­na­nia trasy sa­mo­cho­dem – uważa Mar­cin Ko­nop­ka, eko­no­mi­sta.

– Ktoś mógł­by po­wie­dzieć, że pań­stwo zy­sku­je na ak­cy­zie na sa­mo­cho­dy, bo z jed­nej stro­ny dba o śro­do­wi­sko, ogra­ni­cza­jąc ilość sa­mo­cho­dów na dro­gach i pro­mu­jąc trans­port pu­blicz­ny – co jest oczy­wi­stym fał­szem wy­ka­za­nym w kwe­stii wy­so­kiej pre­fe­ren­cji trans­por­tu sa­mo­cho­do­we­go nad trans­por­tem ma­so­wym; z dru­giej zaś otrzy­mu­je wpły­wy do bu­dże­tu i pro­mu­je lo­kal­nych pro­du­cen­tów. Jed­nak są to fał­szy­we prze­ko­na­nia które po­ku­tu­ją nie tylko w de­ba­cie po­li­tycz­nej ale i w dys­kur­sie na­uko­wym – do­da­je.

– Wpły­wy z ak­cy­zy na sa­mo­cho­dy wy­no­szą 2,15 proc. w struk­tu­rze samej ak­cy­zy i je­dy­nie 0,6 proc. w ca­łych przy­cho­dach bu­dże­to­wych. Do­dat­ko­wo, bio­rąc pod uwagę, że biu­ro­kra­cja po­trzeb­na na usta­no­wie­nie, kon­tro­lę i ze­bra­nie tego po­dat­ku wiąże się z do­dat­ko­wy­mi kosz­ta­mi dla pań­stwa, a sama in­fla­cja w 2012 roku wy­nio­sła aż 3,7 proc. wy­da­je się oczy­wi­stym, że wpły­wy do bu­dże­tu z racji ak­cy­zy na po­jaz­dy są zni­ko­me. Dla­te­go Po­la­cy omi­ja­li ak­cy­zę cho­ciaż­by kla­sy­fi­ku­jąc spro­wa­dza­ne sa­mo­cho­dy jako po­jaz­dy „po­mo­cy dro­go­wej”, na co ów­cze­śnie po­trzeb­ne były je­dy­nie od­po­wied­nie ozna­cze­nia ze­wnętrz­ne oraz hak ho­low­ni­czy – ko­men­tu­je.

Rok temu ta­kich przy­pad­ków było aż aż 415, a wśród nich, jako „pomoc dro­go­wa” jeź­dzi­ły mię­dzy in­ny­mi sa­mo­cho­dy ta­kich marek, jak Aston Mar­tin czy Ben­tley.

Jak mówi dalej Mar­cin Ko­nop­ka, Po­la­cy na­po­ty­ka­ją coraz więk­sze utrud­nie­nia, by spro­wa­dzić tań­szym kosz­tem sa­mo­chód z za­gra­ni­cy, przez co są zmu­sze­ni albo po­go­dzić się z więk­szy­mi kosz­ta­mi, albo łamać prawo omi­ja­jąc ak­cy­zę. Jak bo­wiem wy­ka­za­li­śmy, re­zy­gna­cja z jazdy sa­mo­cho­dem na rzecz trans­por­tu pu­blicz­ne­go nie wcho­dzi w grę.

– Zwo­len­ni­cy tzw. pa­trio­ty­zmu go­spo­dar­cze­go bę­dą­cy czę­sto apo­lo­ge­ta­mi ak­cy­zy i ba­rier cel­nych zwra­ca­ją uwagę na lo­kal­nych przed­się­bior­ców, rze­ko­mo zy­sku­ją­cych na utrud­nie­niach na spro­wa­dza­nie tych sa­mych to­wa­rów tań­szym kosz­tem z za­gra­ni­cy. Jed­nak jeśli mam moż­li­wość spro­wa­dze­nia sa­mo­cho­du z Nowej Ze­lan­dii kosz­tem 17 tys. zł lub za­ku­pie­nia tego sa­me­go po­jaz­du Pol­sce za 40tys. zł, to w mo­men­cie unie­moż­li­wie­nia mi wy­bra­nia tań­szej opcji, tra­ci­my wszy­scy jako spo­łe­czeń­stwo z wielu po­wo­dów – wy­li­cza Ko­nop­ka.

Po pierw­sze, za­miast za­ku­pić za sumę 40 tys. zł sa­mo­cho­du i wielu in­nych dóbr o do­dat­ko­wej war­to­ści 23 tys. zł je­stem w sta­nie za­ku­pić tylko sa­mo­chód, przez co tracą pro­du­cen­ci po­zo­sta­łych dóbr.

Po dru­gie traci przed­się­bior­ca, który wła­snym spry­tem, wła­sną po­my­sło­wo­ścią, za­sto­so­wa­ny­mi in­no­wa­cja­mi był w sta­nie zmniej­szyć cenę aż do 17 tys. zł.

Po trze­cie znów traci całe spo­łe­czeń­stwo, bo lo­kal­ny pro­du­cent sa­mo­cho­dów, bę­dą­cy nie­efek­tyw­nym na rynku sa­mo­cho­do­wym, mógł oka­zać się in­no­wa­to­rem w innej bran­ży, któ­rej się nie po­dej­mie, bo jego po­zy­cja na rynku sa­mo­cho­do­wym jest za­bez­pie­czo­na rzą­do­wa pro­tek­cją (de facto w po­sta­ci ogra­ni­cze­nia im­por­tu).

Na ko­niec do­da­my, że zgod­nie z usta­wą o po­dat­ku ak­cy­zo­wym, przed­mio­tem opo­dat­ko­wa­nia jest: im­port, na­by­cie we­wnątrz­w­spól­no­to­we oraz pierw­sza sprze­daż w Pol­sce.
Autor: A.K.
Źródło: Onet