Otrzymanie wsparcia publicznego przez dużą firmę będzie graniczyć z cudem. Strefy i PAIIZ są zaniepokojone. Zaczyna się wyścig z czasem
Komisji Europejskiej nie podoba się, że kraje członkowskie wspierają inwestycje dużych przedsiębiorców. Wytyczne w sprawie pomocy regionalnej na lata 2014-20 nie zostawiają złudzeń: koniec z tym. Poziom wsparcia na pewno będzie niższy od obecnego, a otrzymanie dotacji czy zwolnienia podatkowego w przypadku koncernu będzie szalenie trudne. Duże firmy czeka mnóstwo ograniczeń.
— Będą mogły ubiegać się o dotację na inwestycję greenfield lub projekt związany ze zmianą profilu działalności, ale już nie na rozbudowę zakładu. Zmiana działalności będzie oceniana na podstawie czterocyfrowego kodu klasyfikacji działalności gospodarczej NACE, który jest bardzo szeroki. To nie będzie tak, że poddostawca branży motoryzacyjnej zacznie produkować inny element wykorzystywany do produkcji samochodu — mówi Paweł Tynel z EY.
Tymczasem reinwestycje są w naszym kraju ważniejsze niż przeciętnie na świecie. Stanowią blisko 40 proc. bezpośrednich inwestycji zagranicznych, a wśród projektów obsługiwanych przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIIZ) to prawie połowa (patrz wykresy). Także w specjalnych strefach ekonomicznych spora część zezwoleń wydawana jest firmom, które się rozbudowują. Takie projekty rozważają m.in. General Motors w Tychach (1,5 mld zł) i Michelin w Olsztynie (390 mln zł). Jeśli nie zdecydują się przed zmianami prawa, z pomocy publicznej, na którą liczą, nici.
— Jeżeli interpretacja będzie restrykcyjna, będzie niewesoło. Trudno sobie wyobrazić, żeby GM nagle dostał zezwolenie na produkcję pralek, a Electrolux — samochodów, a tylko w ten sposób firmy będą mogły skorzystać z pomocy — komentuje Piotr Wojaczek, prezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Realizuje się czarny scenariusz dla stref. Ministerstwo Finansów od dawna postuluje, by zwolnień podatkowych nie dostawały działające fabryki. Wydawało się, że resort gospodarki wygrał, bo zmian nie wprowadzono, ale teraz chce tego Bruksela.
Czarny humor
Utrudnień dla dużych jest znacznie więcej.
— KE przewiduje dwa scenariusze, w którychduży przedsiębiorca wykaże efekt zachęty, czyli udowodni, dlaczego pomoc publiczna była niezbędna. Pierwszy scenariusz obliguje do wykazania że bez przyznanej pomocy inwestycja nie byłaby wystarczająco rentowna. To nierealne, żeby firmy inwestowały w nieopłacalne projekty, więc ten plan odpada. Drugi przewiduje, że pomoc jest zachętą, bo rekompensuje wybór danej lokalizacji. To oznacza, że firma nie wybiera lepszego miejsca pod inwestycję, tylko gorsze — wyjaśnia Paweł Tynel. Na dodatek w tym drugim przypadku wysokość pomocy nie będzie obliczana na podstawie całej inwestycji, lecz różnicy między wartością projektu w miejscu, w którym firma dostaje dotację, a inwestycją w innej lokalizacji. Oznacza to koniec złotych czasów, gdy koncerny dostawały granty pokrywające 30 proc. wartości inwestycji, czasem po kilkadziesiąt milionów złotych. Do tego należy dodać ograniczenia nowej mapy pomocy regionalnej, która jest częścią wytycznych. Większość regionów zaoferuje niższy niż dotychczas maksymalny poziom wsparcia.
Inwestycyjna alternatywa
Eksperci nie mają wątpliwości, co to oznacza.
— Życie nie znosi próżni i może się okazać, że w najbliższych 20 latach eldorado będzie w tych krajach Europy, które dopiero aspirują do wejścia do UE, ale niezbyt szybko się w niej znajdą — uważa Piotr Wojaczek.
— Alternatywą będą inwestycje poza UE, np. w Serbii, na Ukrainie, w Turcji — dodaje Paweł Tynel. W tej sytuacji można zrobić tylko jedno.
— KE daje wszystkim w Europie dziewięć miesięcy, podczas których mogą korzystać z zasad pomocy publicznej, które znamy i lubimy. Po 1 lipca 2014 r. będzie to o wiele trudniejsze — mówi Paweł Tynel.
— Będziemy zachęcać wszystkich inwestorów, żeby do lipca postarali się o zezwolenia nawet gdyby projekty miały się rozpoczynać dopiero za 2-3 lata — wtóruje mu Piotr Wojaczek. Zdaniem Krystyny Sadowskiej z krakowskiej strefy, jest jeszcze wiele niejasności.
— Przepisy unijne idą w kierunku uniemożliwienia prostego przenoszenia produkcji. Na szczęście ograniczenia nie dotyczą małych i średnich firm — pociesza Krystyna Sadowska. Sławomir Majman, prezes PAIIZ, uważa, że jeszcze nie wszystko stracone.
— Wytyczne są bardzo niepokojące. Za kilka dni w PAIIZ odbędą się konsultacje społeczne z udziałem organizacji samorządu gospodarczego, firm konsultingowych i izb bilateralnych — mówi Sławomir Majman.
Puls Biznesu, Małgorzata Grzegorczyk