Przy okazji wizyty w fabryce opon w Dębicy Moto.pl miało okazję porozmawiać chwilę z Ireneuszem Maksymiukiem, Prezesem Firmy Oponiarskiej Dębica S.A. Poruszyliśmy kilka tematów.
Dębica obchodzi urodziny. Wszystko zaczęło się w 1937 roku od decyzji o wzniesieniu fabryki jako ważnego elementu Centralnego Okręgu Przemysłowego. Od 1995 roku dębicka fabryka jest częścią amerykańskiego koncernu Goodyear i produkuje opony wielu marek z portfolio inwestora. Amerykanie zainwestowali w naszą fabrykę ponad 500 milionów dolarów. To ich największe zakłady w Europie i trzecie na całym świecie.
Filip Trusz: To już 85 lat Dębicy w Polsce. Jest to największa fabryka Goodyeara w Europie, prawda? Czy są jeszcze jakieś plany ekspansji w Polsce?
Ireneusz Maksymiuk: Myślę, że Dębica jest już na tyle dużą i mocną pod względem możliwości produkcyjnych fabryką, że najlepszym scenariuszem jest po prostu skupienie się na jej dalszym rozwoju. Cały czas mamy solidny plan modernizacji zakładu, który wdrażamy. Unowocześniamy naszą bazę produkcyjną, szkolimy pracowników i opracowujemy nowe produkty. Wprowadzamy nowe opony odpowiadające na potrzeby rynku, mające coraz lepsze parametry. Nasza fabryka trzyma się mocno.
Poza celami produkcyjnymi, mocno angażujemy się w działalność na rzecz społeczności lokalnej w Dębicy. To są nasze priorytety. Nasz kierunek to nieustanny rozwój.
A jakie są teraz trendy na rynku opon, które zauważacie? Na pewno na topie były i są SUV-y. Jest cały czas szał na takie samochody. Teraz wszyscy mówią też o elektromobilności. Czy Dębica jakoś specjalne skupia się na elektrykach?
Tak, jak najbardziej. Trendy na rynku oponiarskim w dużej mierze wynikają z działań producentów samochodów, którzy wyznaczają kierunki rozwoju motoryzacji. Na przykład SUV-y cieszą się rosnącą popularnością na przestrzeni ostatnich lat, a to oznacza istotny wzrost zapotrzebowania na opony do tego typu pojazdów. Można przypuszczać, że wzrostowy trend będzie się utrzymywał, więc my też będziemy rozwijać się w tym kierunku.
Pojazdy elektryczne są także pewniakiem jeśli mówimy o trendach przyszłości. Opony do elektryków mają specyficzne wymagania, wynikające z większej wagi samochodów obciążonych bateriami, a także z racji dużego momentu obrotowego ich silników, który sprawia, że przyspieszenie niemal wciska w fotel…
Tak, nawet w bazowych modelach…
Z pojazdami elektrycznymi wiążą się też wyzwania innej natury – ich silniki są ciche. Opony muszą mieć zatem niższe opory toczenia, aby nie zakłócały tej ciszy wynikającej ze specyfiki pojazdu i będącej przecież jego zaletą. Niższe opory toczenia to też lepszy zasięg pojazdu, co jest kluczowe – producenci aut elektrycznych nieustannie pracują nad wydłużeniem zasięgu, bo to jeden z kluczowych parametrów z punktu widzenia kierowcy. Opony mogą w tym wydłużaniu pomóc.
W portfolio Goodyear mamy oczywiście opony, które dzięki wzmocnionej konstrukcji i specjalnym rozwiązaniom technologicznym odpowiadają na potrzeby aut elektrycznych. Od tego roku opony Goodyear oznaczone są na ścianie bocznej symbolem „EV Ready”, żeby ułatwić kierowcom orientację i wybór podczas zakupów. Co ważne, te same opony można stosować też w autach hybrydowych i spalinowych, co jest ważnym ułatwieniem z punktu widzenia dystrybucji i magazynowania przez naszych partnerów handlowych.
Obserwuję, nawet po statystykach naszej strony i zainteresowania czytelników, że wzrasta popularność opon wielosezonowych. Czy w Dębicy również zauważacie, że Polacy coraz częściej sięgają po jedne opony na cały rok?
Oczywiście, widzimy ciągły wzrost udziału opon wielosezonowych w ogólnej sprzedaży opon. Według danych PZPO, w 2023 roku udział opon całorocznych w rynku wyniósł 21%, o 3 punkty procentowe więcej niż w 2022 roku. Dynamika wzrostu nieco wyhamowuje względem poprzednich lat, ale wciąż jest to zauważalny wzrost.
Trzeba pamiętać, że opony wielosezonowe są swego rodzaju kompromisem pomiędzy oponami letnimi i zimowymi – opona wielosezonowa musi łączyć najważniejsze właściwości charakterystyczne dla opon sezonowych. Wielu kierowców zadaje sobie pytanie, czy to opona dla mnie. Wszystko zależy od stylu jazdy i sposobu użytkowania. Jeśli mówimy o kierowcy, który mieszka w mieście, nie jeździ w wysokie góry, a latem nie użytkuje samochodu w sposób ekstremalny, to takie opony będą doskonałym rozwiązaniem.
Myślę, że gdy spojrzymy na liczbę zużywanych kompletów opon w cyklu życiu pojazdu, wynik pewnie będzie podobny dla opon sezonowych, jak i wielosezonowych. Z użytkowaniem opon całorocznych wiąże się po prostu ten rodzaj komfortu, że nie musimy ich zmieniać dwa razy w roku, dzięki czemu oszczędzamy czas i pieniądze, szczególnie, gdy ktoś musi zapłacić za ich przechowywanie poza sezonem. Warto jednak pamiętać, że opona całoroczna nie jest oponą bezobsługową – przynajmniej raz w roku powinniśmy pokazać ją fachowcowi w serwisie i ocenić jej kondycję.
Prognozujecie dalszy wzrost udziału opon wielosezonowych na polskim rynku? Ostatnio bardzo zelżały nam zimy.
Łagodniejszy klimat ma wpływ na to, że rynek przesuwa się w kierunku opon wielosezonowych. Ale ocieplenie klimatu powoduje też pogodowe extrema i nietypowe sytuacje, jak to miało miejsce w zeszłym roku, kiedy zima przyszła praktycznie w listopadzie, i to taka śnieżna i mroźna z dużym lodem. W takich chwilach ludzie jednak przypominają sobie o oponach zimowych.
Tematem, który od jakiegoś czasu wybrzmiewa, jest obrona amerykańskich i europejskich marek przed zalewem chińskiej motoryzacji. Czy na rynku opon również obserwujecie napływ Chin? Taką presję z ich strony. W markach samochodowych jest to teraz jeden z głównych tematów.
W przypadku opon mówimy bardziej ogólnie o oponach azjatyckich, które wchodzą na rynek coraz szerszym strumieniem i kuszą konsumentów niższą ceną. Dzieje się to w segmencie, w którym konsument jest bardzo wrażliwy na cenę, gdzie czasem różnica kilku złotych na oponie może przesądzić, że kupi taki tańszy produkt nie zdając sobie sprawy z różnic w jakości. A te różnice są. Najlepszym dowodem jest niedawny test opon zimowych i całorocznych przeprowadzony przez Polski Związek Przemysłu Oponiarskiego wraz z Politechniką Rzeszowską. Zimowa opona spoza Europy w porównaniu do budżetowej opony od renomowanego producenta miała w nim gorszy wynik hamowania aż o 10 metrów! Warto więc zadać sobie pytanie, czy za różnicę 10 złotych na oponie warto zaryzykować opóźnione hamowanie o tak znaczący dystans? To ponad dwie długości samochodu, które mogą zaważyć na czyimś zdrowiu czy życiu.
Pamiętajmy, że opony to jedyne punkty styku pojazdu z podłożem, każdy o wielkości mniej więcej kartki formatu A4. Istotne jest więc, jakiej są jakości, skoro opieramy na nich swój pojazd i jego pasażerów.
Wybór należy oczywiście do konsumentów. Mogę tylko powiedzieć, że w przypadku konkurencji ze strony azjatyckich producentów, nie zamierzamy konkurować z nimi ceną. Konkurujemy jakością, oferując lepsze parametry.
Jest to jednak jakiś temat? Przyznam, że jak obserwuję, jak się rozwijają chińskie samochody, to tak z perspektywy Europy, jest to imponujące tempo. To jest potężny rozwój praktycznie z modelu na model. Możliwe, że azjatyckie opony za parę lat mogą być naprawdę na poziomie tych europejskich. Chyba, że Chińczycy akurat w kwestii opon na razie odpuszczają.
Tego nie wiemy, dowiemy się pewnie na przestrzeni kilku najbliższych lat. W tej chwili mamy przewagę pod względem elastyczności dostosowania się do popytu. Azjatyckie opony mają długi czas dostawy ze względu na transport, który zajmuje kilka miesięcy. Proces zamawiania także jest dość długi. W przypadku niespodziewanej zimy, my jesteśmy w stanie szybko zareagować na wzrost popytu, podczas gdy producenci chińscy nie zawsze mogą to zrobić. Dlatego mamy szansę utrzymywać przewagę, choćby przy krótszych terminach dostaw.
Parametry jakościowe azjatyckich opon na pewno będą się poprawiały, bo wszyscy się rozwijają i uczą. Ale właśnie – my też nie stoimy w miejscu. Nasze centra innowacji nieustannie pracują i mamy ambicję być wciąż krok przed, oferując coraz to lepsze parametry.
No dobrze, to już tak na koniec. Co jest teraz takim największym wyzwaniem w branży oponiarskiej, przed którym stoicie?
Za sobą mamy całą serię wyzwań, które zaczęły się wraz z pandemią, gdy świat zamarł w lockdownach, spadła mobilność. Produkcja została ograniczona, doświadczyliśmy zakłóceń w łańcuchach dostaw i wzrostu kosztów zarówno surowców, jak i samego transportu, co osłabiło znacząco rynek w 2020 roku.
W 2021 roku nastąpiło odreagowanie, ale z kolei pojawiło się widmo konfliktu zbrojnego za naszą wschodnią granicą, wywołując znów niepewność na rynku surowców, głównie gazu i ropy, i powodując szybki wzrost cen. Produkcja opon jest w znacznej mierze oparta na ropie, jej cena kształtuje koszt tej produkcji. Gdy w lutym 2022 roku wybuchła wojna w Ukrainie, inflacja stała się powszechnym wyzwaniem. Z drugiej strony, klienci nie wiedzieli, czy towar będzie dostępny, chcieli zapełnić magazyny w jak największym stopniu, przez co ten rok był duży pod względem wolumenu sprzedaży. Dlatego spadek rynku zaobserwowany w 2023 roku powinien być postrzegany w pewnym stopniu jako efekt wysokiej bazy z roku poprzedniego, choć inflacyjne wyzwania, wtedy odczuwalne już w skali globalnej, też miały tu swoje znaczenie.
W tej chwili mamy do czynienia z uspokojeniem rynkowych nastrojów. Wolumenowo jesteśmy na podobnych poziomach. Widzimy pewne oznaki stabilizacji, szczególnie jeśli chodzi o inflację. Nie jest już dwucyfrowa, jak to miało miejsce jeszcze niedawno. Mamy nadzieję, że da to konsumentom większe możliwości jeśli chodzi o siłę nabywczą i kolejne zakupy.
Czyli kończymy pozytywnie.
Myślę, że tak. Długoterminowa prognoza jest pozytywna, szczególnie w kontekście wszystkich zawirowań, o których wspomniałem, a które – mam nadzieję – są już na dobre za nami.
Dziękuję bardzo.
Wywiad: Filip Trusz
Źródło: moto.pl