Epidemia koronawirusa zbiera na Półwyspie Apenińskim śmiertelne żniwo. Wynikający ze środków ostrożności brak rąk do pracy daje się we znaki producentom pojazdów.
O zamknięciu fabryk w Maranello i Modenie, w związku z szerzącą się pandemią, poinformował właśnie zarząd Ferrari. To pierwsza taka decyzja w historii włoskiego producenta. Do tej pory żadne inne wydarzenie nie było w stanie zmusić producenta do wstrzymania produkcji.
Oficjalnym powodem zawieszenia działalności fabryki są problemy z utrzymaniem łańcucha dostaw. Wg wstępnych ustaleń przerwa w produkcji potrwać ma co najmniej do 27 marca. W tym czasie do pracy stawiać się mają osoby, które nie są bezpośrednio związane z produkcją. Firma uspokaja, że przymusowa przerwa nie wpłynie na wysokość wynagrodzenia – około czterech tysięcy jej pracowników otrzymać ma wypłaty w pełnej wysokości.
Kilka dni wcześniej podobną decyzję ogłosiło szefostwo należącego do koncernu Volkswagena Lamborghini.
Nieplanowana przerwa w produkcji może pokrzyżować ambitne plany poprawy ubiegłorocznego, historycznego, wyniku Ferrari. Anno domini 2019 zamknął się dla marki rekordowym wynikiem ponad 10,3 tys. sprzedanych pojazdów. Producent zanotował wówczas najwyższe w historii przychody sięgające 3,8 mld euro.
Niestety, wiele wskazuje na to, że ubiegłoroczny rekord zapisze się w historii marki na dłużej. Szalejąca na Starym Kontynencie pandemia poskutkowała skokowym załamaniem popytu na nowe auta w Europie. Dla Ferrari to szczególnie zły prognostyk, bowiem blisko połowa sprzedaży (w ubiegłym roku ponad 4,9 tys. sztuk) marki trafia właśnie na rynki Starego Kontynentu. W tym przypadku nie można oczywiście mówić o krachu, bo klienci Ferrari to wyjątkowo majętna i cierpliwa grupa nabywców. Nie zmienia to jednak faktu, że zatrzymanie fabryki nie pozostanie bez wpływu na wykonanie planów produkcyjnych.
Źródło: motoryzacja.interia.pl
Źródło: motoryzacja.interia.pl