Walne izby zrzeszającej towarzystwa ubezpieczeniowe zatwierdzi dziś wprowadzenie systemu bezpośredniej likwidacji szkód.
Arytmetyka jest nieubłagana. Przed dzisiejszym walnym Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU), które ma zadecydować o przyszłości bezpośredniej likwidacji szkód (BLS), przeciwnicy tego rozwiązania są w zdecydowanej mniejszości. To oznacza, że branżowa Izba zdecyduje o wdrożeniu usługi, która jest określana jako rewolucja na rynku OC komunikacyjnego. Jeszcze tydzień temu wydawało się, że przeciwnicy BLS mają szansę storpedować projekt, ale ostatnie godziny przed walnym pozbawiły ich złudzeń.
We wtorek Uniqa poinformowała, że wprowadza usługę BLS bez oglądania się na rynek. Dołączyła do PZU, który zdecydował się na to miesiąc temu. W środę poparcie dla prac nad BLS, prowadzonych w PIU, wyraził Andrzej Jakubiak, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Podkreślił jednak, że nadzór woli, żeby ubezpieczyciele porozumieli się co do przyszłości BLS, zamiast działać na własną rękę.
— Siłą branży powinno być to, że jest ona w stanie porozumieć się w najważniejszych kwestiach — mówił, otwierając kongres PIU poprzedzający walne. Wczoraj też PZU dostał pierwszą refundację odszkodowania wypłaconego w ramach BLS za inne towarzystwo ubezpieczeniowe. Oponenci stracili rezon. — Nie zawrócimy kijem Wisły — mówi szef jednej z firm, która do tej pory głośno wyrażała wątpliwości, co do sensu wprowadzania BLS w Polsce.
— Lepiej być w środku niż na zewnątrz — dodaje prezes innego ubezpieczyciela.
Co to jest BLS
Bezpośrednia likwidacja szkód oznacza, że właściciel auta uszkodzonego w wypadku naprawia je za pośrednictwem ubezpieczyciela, u którego wykupił polisę OC. Obecnie poszkodowany musi zgłosić się do ubezpieczyciela sprawcy. W nowym systemie odszkodowanie wypłaci ubezpieczyciel ofiary, a po wszystkim wystąpi o refundację do towarzystwa, w którym ubezpieczony był sprawca.
Puls Biznesu, Marcin Gawrychowski