Czy można poskromić szalejących kierowców aut firmowych?

Choć nie ma oficjalnych statystyk to policjanci przyznają, że kierowcy samochodów firmowych zdecydowanie „wyróżniają się” na drogach; jeżdżą szybciej niż inni i dużo bardziej niebezpiecznie. Zatrzymani przez funkcjonariuszy tłumaczą najczęściej, że muszą zdążyć na spotkanie albo że szef kazał się spieszyć.
– Nadmierna prędkość, ignorowanie zakazów zatrzymywania się, telefonowanie w czasie jazdy – Mirosław Dybich podkomisarz Wydziału Ruchu Drogowego Wojewódzkiej Komendy Policji w Katowicach.

Tymczasem nadmierna prędkość jest jedną z głównych przyczyn wypadków, których w 2012 roku najwięcej było właśnie po wakacjach – w październiku. Tylko komenda Wojewódzka Policji w Katowicach odnotowała ich 489 (plus 4194 kolizji). W ich wyniku 42 osoby zginęły, a 550 zostało rannych.

Widok auta firmowego wyprzedzającego „na trzeciego”, czy nie zwalniającego w terenie zabudowanym jest, niestety, dość powszechny. Parasolem ochronnym takich kierowców w samochodach służbowych są CB-radia i aplikacje w telefonie komórkowym, które są na bieżąco uzupełniane o aktualne pozycje patroli policji.

Zaskakujące okazały się też wyniki akcji, przeprowadzonej na początku września przez śląską drogówkę, o nazwie: „Zapnij pasy nie wystarczy.” Miała ona pokazywać rodzicom, jak napinać pasy bezpieczeństwa przewożąc dzieci w fotelikach. Nieoczekiwanie jednak okazało się, że co 10. dziecko jest przewożone przez rodziców bez pasów, a w dodatku aż 6 proc. jechało w ogóle bez fotelika.

– Stwierdziliśmy, że pasów nie zapinają dzieciom najczęściej rodzice aktywni zawodowo, wśród których duża część korzysta z samochodów służbowych – mówi podkomisarz Dybich. – Kierowcy tłumaczyli, że musieliby mieć zgodę pracodawcy na fotelik, tymczasem oficjalnie najczęściej nie mogą używać samochodu służbowego do prywatnych celów.

Agnieszka Pawlus, psycholog transportu z katowickiego Centrum Psychologii PULS przyznaje, że w Europie wiele nacji uznaje Polaków za szalonych kierowców. Potwierdzają to badania unijnego programu SARTRE, że dozwoloną prędkość świadomie przekracza aż 45 proc. polskich kierowców, najwięcej spośród 23 krajów objętych badaniem.

– Drogowe incydenty są okazją do wyładowania nagromadzonych, negatywnych emocji, dlatego do nerwowych sytuacji dochodzi najczęściej w drodze do lub z pracy – mówi Pawlus.

Zarazem w służbowym aucie łatwiej też nie liczyć się z kosztami eksploatacyjnymi, bo ponosi je firma, nie trzeba też dbać o zużycie paliwa.

Zdaniem Macieja Dreszera pewnego rodzaju „kagańcem” na szalejących autami służbowymi kierowców byłby montaż systemów kontroli GPS, które pokazują trasę przejazdu, prędkości, tankowania i czasy przestoju auta. Takie rozwiązanie byłoby jednak trudne do wprowadzenie w życie, bowiem nie wiadomo, czy pracodawcy chcieliby taki system wprowadzać.

– Najlepszym sposobem poprawy bezpieczeństwa jazdy kierowców byłyby dodatkowe, specjalistyczne szkolenia na symulatorach i w szkołach bezpiecznej jazdy – mówi Dreszer.

– Kierowca, który dwa razy wjedzie na leżącego manekina, bo nie może wyhamować, bardzo szybko zrozumie, jakie zagrożenie stwarza na drodze on i jego auto, podczas zbyt szybkiej jazdy.

AUTOR: WNP.PL (PIOTR STEFANIAK)