Już wkrótce może okazać się, że prywatni importerzy zaleją Polskę używanymi samochodami z silnikiem diesla. Wszystko przez pomysł kilku motoryzacyjnych koncernów zakładający atrakcyjne dopłaty do nowych aut. Z ostrożnych szacunków wynika, że z oferty może skorzystać aż 1,3 miliona Niemców.
Do Polski trafia każdego roku około miliona samochodów używanych. Prywatny import został zdominowany przez pojazdy niemieckie. Najbardziej pożądane jest Audi A4 B6 za około 20 tysięcy złotych. W czołowej dziesiątce znajdziemy też Volkswagena Golfa i Passata, Mercedesa Klasy C i BMW serii 3. Nic więc dziwnego, że motoryzacyjni giganci chcą wykorzystać niesprzyjającą dla diesli koniunkturę i przekonać użytkowników do zmiany pojazdu i rodzaju napędu.
Volkswagen, BMW i Mercedes
Te trzy koncerny chcą zapoczątkować w Niemczech modę na wymianę leciwego parku maszynowego. Rzecz ma dotyczyć samochodów wyposażonych w silniki wysokoprężne i wyprodukowane do 2010 roku. Mają też spełniać normę nie wyższą niż Euro 4. Taki zabieg jest w pewnym sensie konsekwencją afery z dieslami firmy VAG. Tym samym, użytkownicy przesiadający się na pojazdy z napędem benzynowym, elektrycznym lub hybrydowym, przyczynią się w małym stopniu do poprawy czystości powietrza. Producenci liczą na to, że przycichnie atmosfera skandalu powstała po ostatnich wpadkach.
Nawet 10 tysięcy euro dopłaty
Jeśli potwierdzą się zapowiedzi wspomnianych wcześniej koncernów, uruchomione zostaną potężne środki finansowe. Dopłaty mają różnić się wysokością w zależności od wybranego przez klienta modelu i producenta. Niemniej, maksymalna stawka ma wynieść aż 10 tysięcy euro – za auta wielkości Audi Q7 i Volkswagena Touarega. Zdecydowanie mniej, bo 2 tysiące dostaną osoby zdecydowane na miejski model up! To 20% bonifikaty odmiany bazowej – kwota robi wrażenie. Podobnymi bonusami będzie kusić kierowców BMW i Mercedes.
System sprzed 8 lat
Podobny mechanizm zachęcał Niemców w 2009. Użytkownicy, którzy postanowili wymienić samochód, mogli liczyć na bonus w wysokości 2,5 tysiąca euro. Wówczas, z programu skorzystało aż 2 miliony osób. Wobec tego, szacunkowe 1,3 miliona jest jak najbardziej realne. Problem natomiast spadnie na Europę Centralną i Wschodnią. To właśnie tam trafia najwięcej leciwych pojazdów z Zachodu. Średni wiek auta eksploatowanego w Polsce wynosi przekracza 15 lat. To oznacza, że siedmioletnie pojazdy pozwolą odmłodzić krajową flotę i przysporzyć sporych korzyści finansowych warsztatom. Warto zaznaczyć, że skomplikowanie współczesnych diesli generuje wysokie koszty eksploatacyjne. Wymaga też sumiennego serwisu.
Melodia nieodległej przyszłości
Ów program z pewnością przekona Niemców do zmiany z uwagi na nowe obostrzenia dotyczące aut z silnikami wysokoprężnymi. Monachium, Stuttgart i Hamburg już zapowiedziały zakaz wjazdu do centrum dla tego typu jednostek napędowych. W tym samym tonie wypowiadają się urzędnicy Paryża, Aten, Amsterdamu, Madrytu i Brukseli. To wszystko przyspieszy proces wypierania ropniaków z rynku i być może wpłynie na czystość powietrza. O kończącej się erze diesli świadczą też suche dane. W Niemczech zasilane olejem napędowym auta stanowiły tylko 46 procent sprzedaży (dane za 2016 rok). W lipcu bieżącego roku udział spadł do 41%. Taka tendencja znajduje również odzwierciedlenie w polskich realiach, także wśród pojazdów używanych. Coraz mniej łaskawie patrzymy na odmiany wysokoprężne. Czy znajdą się zatem chętni na setki tysięcy samochodów mających wkrótce płynąć wartkim strumieniem zza zachodniej granicy?
Źródło: www.moto.pl