KNF: Nie zaniżajcie cen. Czy to koniec tanich polis OC?

Obowiązkowe ubezpieczenia komunikacyjne mogą podrożeć. Komisja Nadzoru Finansowego nie chce, by ubezpieczyciele zaniżali ich ceny i odbijali to sobie w droższych polisach autocasco

W zeszłym roku na sprzedaży OC ubezpieczyciele stracili prawie pół miliarda złotych. To i tak o połowę mniej niż rok wcześniej. Od dna odbili się dopiero w tym roku, ale widmo powrotu wojny cenowej wciąż wisi nad rynkiem.

To, co ubezpieczyciele stracą na OC, próbują sobie odbić na sprzedaży dodatkowego autocasco. Komisja Nadzoru Finansowego powiedziała jednak basta i w opublikowanym wczoraj liście ostro skrytykowała politykę ubezpieczycieli dotyczącą ustalania składek.

Powód? Przepisy prawa mówią jasno, że składka ubezpieczeniowa powinna być skalkulowana odpowiednio do ryzyka i na podstawie danych statystycznych, a nie od widzimisię ubezpieczycieli. KNF przyznaje, że problem stanowią głównie ubezpieczenia komunikacyjne – tu obowiązkowe ubezpieczenie OC jest tanie, za to klient płaci więcej za dodatkowe ubezpieczenie autocasco.

Dzięki takiej polityce firmy mogą konkurować cenami obowiązkowych polis OC. W rezultacie ceny polis OC w Polsce są jednymi z najniższych w Europie, a sprzedaż surowych polis bez dodatkowych promocji przynosi firmom straty.

– Nasz list należy odczytywać jako ostrzeżenie i łagodne pogrożenie palcem. Tak, żeby nikt nie był zaskoczony, gdy przejdziemy do działań – mówi rzecznik KNF Łukasz Dajnowicz.

Jeśli ubezpieczyciele nie posłuchają nadzoru, grożą im kary. Przekonało się o tym Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych, które za ustalanie składki w wysokości nieodzwierciedlającej ryzyka dostało rok temu 500 tys. zł kary.

Komisja zwraca też uwagę, że niedopuszczalne są praktyki oferowania promocji ubezpieczeniowych albo oferowanie ubezpieczeń „za 1 zł”.

Przeciętny Kowalski płaci za ubezpieczenie OC 383 zł. To tylko o 20 zł więcej niż rok wcześniej.

O ile więc powinny wzrosnąć ceny OC? – Podwyżka o 30 proc. zapewniłaby bieżącą stabilność. Żeby było bezpiecznie, ceny powinny pójść w górę o 50 proc., a żeby utrzymać standard taki jak na Zachodzie, kierowcy musieliby płacić dwa razy tyle, co obecnie – podsumowuje ekspert ubezpieczeniowy Marcin Broda.

Wpływ na podwyżkę cen powinny mieć np. niedawne wyroki Sądu Najwyższego. W listopadzie 2011 r. SN uznał, że ubezpieczyciele muszą zwracać klientom koszty wynajmu samochodu zastępczego. Oczywiście pod warunkiem że poszkodowany klient przed wypadkiem nim jeździł. Z kolei w połowie marca sąd wydał uchwałę mówiącą, że ubezpieczyciel w spornych sprawach musi pokryć koszty prawnika czy kancelarii odszkodowawczej. Na początku kwietnia SN orzekł zaś, że ubezpieczyciele muszą wyliczać odszkodowania na podstawie cen części nowych, a nie używanych, jak robili do tej pory w przypadku starszych aut.

Ubezpieczyciele nie chcą komentować listu KNF. Za to z argumentami Komisji zgadza się Polska Izba Ubezpieczeń. – Cena produktu musi odzwierciedlać kryjące się za nim ryzyko. Jest to szczególnie istotne dziś, gdy nieustannie rośnie presja na wypłacanie wyższych odszkodowań i rozszerzanie odpowiedzialności zakładów ubezpieczeń. Mówiąc obrazowo, nie można latać klasą biznes za cenę klasy ekonomicznej – przekonuje prezes PIU Jan Grzegorz Prądzyński.

Innego zdania jest Marcin Broda: – Chociaż pilnowanie wysokości stawek jest słuszne, bo w Polsce ceny ubezpieczeń OC są mocno zaniżone, to jednak zalecenie kłóci się z nowoczesnym podejściem do sprzedaży. Ubezpieczyciel powinien zarabiać, sprzedając klientowi pakiet, a nie liczyć zyski z konkretnego ubezpieczenia.

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.biz, Anna Popiołek, Ireneusz Sudak