Fiskus znów odkłada prace nad ryczałtem za korzystanie ze służbowych aut…

Przedsiębiorcy są narażeni na spory z fiskusem, a budżet traci miliony złotych, bo rząd torpeduje plany, które miałyby uprościć opodatkowanie prywatnego użytkowania aut służbowych

Używając służbowych aut, firmy korzystają z ulg podatkowych. Dlatego osoby, które takim pojazdem jeżdżą do pracy, na zakupy czy na wakacje, płacą podatki za jego wykorzystanie do celów prywatnych.

Dziś w Polsce pracownik powinien uwzględnić tę korzyść w podatku PIT. Zgodnie z przepisami z 1991 r. osobie, która służbowym wozem np. dojeżdża do pracy, firma powinna zwiększyć przychód z tytułu takiego nieodpłatnego świadczenia. Wysokość oblicza się na podstawie cen rynkowych wynajmu aut.

Mętne przepisy szkodzą

W praktyce obliczanie tego podatku jest skomplikowane i niejasne. Bo zgodnie z przepisami warunki korzystania z takiego świadczenia pracodawca ustala na własną rękę.

Efekt? Zdarzają się pracownicy ukrywający przed fiskusem, że jeżdżą służbowym autem na zakupy czy na wakacje. Ale problemy mają też uczciwi. – Wielu przedsiębiorców nie ma nic przeciw temu, by płacić taki podatek. Mają za to obawy, czy odpowiednio obliczyli jego wysokość, aby nie miał zastrzeżeń urząd skarbowy – opowiadał nam Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, skupiającego przedstawicielstwa koncernów motoryzacyjnych.

Ministerstwo Finansów informowało nas, że nie wie, jakie ma wpływy z tego podatku. Bo w formularzu PIT nie ma na to rubryki.

Kres takim problemom chciało położyć Ministerstwo Gospodarki. Zapowiedziało, że wzorem innych państw Unii wprowadzi ryczałtowe rozliczenie użytkowania aut służbowych do prywatnych celów. Zaproponowany ryczałtowy podatek wyniósłby 45 zł miesięcznie.

Ten pomysł Ministerstwo Gospodarki przedstawiło w ogłoszonych rok temu założeniach ustawy o ułatwieniu wykonywania działalności gospodarczej (tzw. ustawa deregulacyjna).

Jej projekt resort gospodarki skierował właśnie do konsultacji społecznych. Ale nie ma w nim przepisów o ryczałcie za prywatne korzystanie ze służbowych aut. Dlaczego?

„Rada Ministrów z uwagi na potrzebę kompleksowej analizy problemu podjęła decyzję o wyłączeniu tej propozycji z projektu założeń” – poinformował nas resort gospodarki, dodając, że ta decyzja zapadła w kwietniu.

W rządowych dokumentach nie ma jej uzasadnienia.

Komu i w jakim terminie rząd polecił wykonać analizę? Ministerstwo Gospodarki najpierw stwierdziło, że nie wie, i odesłało nas do Ministerstwa Finansów, które nie odpowiedziało na to pytanie. Potem z własnej inicjatywy Ministerstwo Gospodarki poinformowało nas, że zajmie się analizą wraz z Ministerstwem Finansów.

Z rządowych dokumentów wynika, że wątpliwości wobec wprowadzenia ryczałtu od prywatnego użytkowania służbowych aut ustnie zgłaszał sekretarz Rady Ministrów Adam Jasser, bliski współpracownik Jana Krzysztofa Bieleckiego, głównego doradcy ds. gospodarczych premiera Donalda Tuska. Wysłaliśmy e-mail do Jassera, prosząc o wyjaśnienie jego wątpliwości, ale nie odpowiedział.

Podatkowe déja vu

Rząd kolejny raz odłożył na półkę prace nad prostymi i jasnymi przepisami o podatkach za prywatne użytkowanie służbowych aut.

Cztery lata temu Ministerstwo Finansów publicznie zapowiadało, że wzorem innych państw UE wprowadzi taki ryczałtowy podatek. Firmy miały za to dopisywać pracownikowi do przychodów 0,5 proc. wartości auta miesięcznie – stawkę kilka razy niższą niż w Niemczech czy Czechach.

Fiskus zakładał, że zarobi na tym co najmniej 240 mln zł rocznie.

Ale pod koniec 2009 r. po cichu wycofał się z tych planów. Ministerstwo Finansów informowało nas wtedy, że pomysł takiego ryczałtu odrzucił rząd, nie wskazując konkretnie, kto i za co go krytykował.

– Skoro już w Polsce jest podatek od prywatnego użytkowania aut służbowych, to racjonalnie byłoby wprowadzić proste i czytelne zasady jego naliczania, takie jak ryczałt. A jeśli jego stawki byłyby możliwie niskie, to nie sądzę, by przedsiębiorcy chcieli oszukiwać fiskus – uważa Jakub Faryś.

Ile jest w Polsce samochodów służbowych? Ministerstwo Gospodarki szacuje, że ok. 800 tys. Dane Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK) też mogą być nieprecyzyjne. Według eksperckiej firmy Samar CEPiK nie wykazuje w tej kategorii aut, które należą do spółek cywilnych i osób prowadzących działalność gospodarczą.

Kratka story

Od lat ciągnie się w Polsce spór między fiskusem i przedsiębiorcami o możliwość odliczenia podatku VAT od samochodów osobowych. Obecnie, kupując taki pojazd, od jego ceny przedsiębiorca może odliczyć 60 proc. VAT, ale nie więcej niż 6 tys. zł. Zdaniem przedsiębiorców samochody firmowe to narzędzie ich pracy i dlatego od ich ceny powinien być odliczany pełny VAT.

Z takiej możliwości od 2009 r. mogli jednak korzystać przedsiębiorcy kupujący auta z kratką. To samochody osobowe, które po niewielkich przeróbkach są traktowane jako ciężarówki – a od ceny ciężarówki prawo pozwala odliczyć pełny VAT.

Rząd uznał jednak, że w czasie kryzysu nie stać budżetu na ulgi dla aut z kratką, i za zgodą Komisji Europejskiej od 2011 r. ograniczył ulgi podatkowe dla aut z kratką do poziomu ulg dla samochodów osobowych. Te ograniczenia miały obowiązywać do końca tego roku. Jednak obecnie rząd zabiega o zgodę KE na przedłużenie do końca 2018 r. ograniczeń w prawach przedsiębiorców do odliczenia pełnego VAT od aut z kratką i samochodów osobowych.

Zgodnie z propozycją rządu przedsiębiorcy mogliby odliczyć połowę VAT od ceny takich aut, bez limitu kwoty odliczenia, a także połowę VAT od rachunków za paliwo do tych pojazdów (dziś nie mogą odliczać tego podatku). Ale jednocześnie rząd chciałby zezwolić przedsiębiorcom na odliczanie tylko 50 proc. VAT od rachunków za serwis takich (dziś 100 proc.), co zdaniem branży motoryzacyjnej doprowadzi do rozkwitu szarej strefy w warsztatach.

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.biz, Andrzej Kublik

http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,14832733,Fiskus_znow_odklada_prace_nad_ryczaltem_za_korzystanie.html