Nieelastyczne prawo pracy oraz brak mechanizmów wsparcia dla zagrożonych miejsc pracy to dwa powody, przez które przegrywamy konkurencję z innymi krajami europejskimi – mówi Dariusz Banach, dyrektor personalny, Toyota Motor Manufacturing Poland.
W 2012 roku Toyota Motor Manufacturing Poland rozstała się z 200 pracownikami tymczasowymi i przeszła na system dwuzmianowy. Jak te decyzje wpłynęły na atmosferę w firmie?
– Było to dla nas jednocześnie trudne i ciekawe doświadczenie. Ale opowiem od początku. Nasz główny klient ze względu na trudną sytuację na rynku motoryzacyjnym i spadek zamówień, zmniejszył produkcję o jedną trzecią, co spowodowało u nas potrzebę redukcji zatrudnienia o ponad 20 proc.
Mając 200 pracowników tymczasowych, zdecydowaliśmy o nieprzedłużaniu i przerwaniu ich umów. Zrobiliśmy to w sposób maksymalnie przyjazny dla tych osób. Daliśmy im dwa miesiące, by przeorganizowali swoje życie osobiste. Uruchomiliśmy agencje pracy tymczasowej oraz zorganizowaliśmy lokalne targi pracy.
Udało się znaleźć im zatrudnienie?
– Tak. Część osób znalazła pracę dzięki agencji pracy czasowej także za granicą. Jeszcze przed wygaśnięciem umów udało się znaleźć pracę około 70 osobom. W ciągu następnych dwóch miesięcy zajęcie miały niemal wszystkie osoby, które chciały pracować.
Czy to ludzkie postawienie sprawy przyniosło Toyocie korzyści?
– Kiedy w styczniu bieżącego roku ponownie zatrudnialiśmy pracowników tymczasowych, 90 proc. z nich już u nas pracowało. Dzięki temu ryzyko związane z adaptacją w pierwszym okresie pracy było zdecydowanie mniejsze.
Jakie są zatem dzisiaj największe problemy dużej firmy motoryzacyjnej z punktu widzenia dyrektora personalnego?
– Po pierwsze, elastyczność prawa pracy. Bardzo trudno zarządzać czasem pracy na dzisiejszych zasadach. Kryzys rozchwiał rynek produkcji. Wcześniej różnice w wolumenie produkcji nie były tak duże i częste. Dzisiaj to się zmienia z miesiąca na miesiąc.
Od dawna postulujemy, by kwestie bilansowania czasu pracy oddać w ręce zakładów, które porozumieją się w tej sprawie ze związkami zawodowymi.
Po drugie, brakuje też wprowadzenia na stałe mechanizmu, który przewidywał pakiet antykryzysowy, czyli dopłat z budżetu państwa do zagrożonych miejsc pracy w czasie spadku wolumenu produkcji.
Tymi dwoma rozwiązaniami przegrywamy konkurencję z innymi krajami europejskimi. Bo koszty pracy są ważne, ale nie najważniejsze.
Zobacz całą rozmowę w serwisie www.PulsHr.pl
wnp.pl,
AUTOR: PULSHR.PL