Koncerny samochodowe w Europie daremnie wypatrują światełka zwiastującego koniec kryzysu w motoryzacji.
W zeszłym miesiącu kierowcy w UE zarejestrowali nieco ponad 1,3 mln nowych samochodów osobowych, o ponad jedną dziesiątą mniej niż przed rokiem. Co gorsza, był to już 18. z rzędu miesiąc spadku sprzedaży – poinformowało wczoraj Stowarzyszenie Europejskich Producentów Samochodów (ACEA).
Na równi pochyłej europejską motoryzację postawił kryzys finansowy strefy euro, który rozpalił się wiosną 2011 r. Najpierw spadły obroty sprzedawców samochodów w państwach na południu Europy, we Włoszech i w Hiszpanii. Ale teraz pusto robić się także w salonach sprzedaży w najmocniejszych gospodarczo państwach Unii.
W Niemczech już pod koniec zeszłego roku kierowcy zaczęli skąpić na nowe auta. Ale w zeszłym miesiącu rejestracja nowych aut w Niemczech była aż o 17 proc. mniejsza niż przed rokiem. We Francji w marcu rynek samochodowy skurczył się o 16 proc., w Hiszpanii prawie o 14 proc. Nieco tylko lepiej jest we Włoszech, gdzie w marcu zarejestrowano o 5 proc. aut mniej niż przed rokiem, ale w całym pierwszym kwartale ten spadek wyniósł we Włoszech 13 proc.
Z dużych rynków kryzysowi opiera się Wielka Brytania. W pierwszym kwartale Brytyjczycy zarejestrowali 7,4 proc. aut więcej niż przed rokiem.
Ale ten wyjątek nie ratuje całej branży. W sumie w pierwszym kwartale kierowcy w Europie kupili niespełna 3 mln nowych aut, aż jedną dziesiątą mniej niż przed rokiem. Teraz zbyt optymistycznie brzmią prognozy bossów branży samochodowej, którzy kilka tygodni temu na targach motoryzacyjnych w Genewie przewidywali, że w tym roku rynek skurczy się tylko o 3-4 proc. Już w 2012 r. kierowcy w Europie kupili tylko 12 mln nowych aut, najmniej od 1995 r. Przed kryzysem kupowali co roku 14-15 mln sztuk nowych samochodów.
Ale od pięciu lat z rzędu kierowcy w Europie kupują coraz mniej samochodów i UE stała się teraz chorym człowiekiem światowej motoryzacji. Amerykańska motoryzacja błyskawicznie podniosła się z zapaści i już w tym roku kierowcy w USA kupią ok. 15 mln nowych aut, o jedną trzecią więcej niż na dnie kryzysu w 2009 r. Chiny, które w czasie kryzysu stały się największym rynkiem samochodowym świata, nie chcą się pożegnać z tym tytułem. W pierwszym kwartale tego roku Chińczycy kupili o 17 proc. aut więcej niż przed rokiem, czyli 4,42 mln – półtora raza więcej niż Europejczycy.
– Nie ma powodów, by europejski rynek był tak mały. Z pewnością mamy kryzys, ale jest on również w głowach. I konsumenci czekają na najmniejszy pozytywny sygnał z gospodarki, by ponownie przekroczyć próg salonów sprzedaży aut – uważa Carlos Da Silva z międzynarodowej eksperckiej firmy IHS Automotive, cytowany przez AFP.
Także zdaniem eksperta polskiego rynku motoryzacyjnego Wojciecha Drzewieckiego z firmy Samar pesymizm konsumentów jest jednym z powodów, które odstręczają od zakupów aut. W styczniu rejestracja nowych aut w Polsce była prawie o 9 proc. wyższa niż rok temu. Ale już w marcu spadła aż o 14 proc., licząc rok do roku. – Wyniki całego roku będą zależeć od decyzji Ministerstwa Finansów, które od 2014 r. chce zmienić zasady odliczania podatku od samochodów służbowych – uważa Drzewiecki.
Ale na radykalną poprawę na rynku motoryzacyjnym Europy Drzewiecki nie liczy. To źle wróży nastawionym na eksport zakładom polskiego przemysłu samochodowego. Według danych Samar w pierwszym kwartale tego roku produkcja nowych aut w Polsce spadła o jedną piątą i w tym roku za bramy fabryk w Polsce wyjedzie ok. 550 tys. aut, o połowę mniej niż przed kryzysem. Fiat już zwolnił ponad 1400 osób z fabryki w Tychach.
Inaczej dzieje się na Słowacji, gdzie w zeszłym roku wyprodukowano prawie 927 tys. nowych aut, o jedną trzecią więcej niż w Polsce. A w tym roku za bramy słowackich fabryk wyjedzie jeszcze więcej aut i zatrudnią one dodatkowo 2 tys. osób – kilka dni temu zapowiedział Jozef Holecek, szef słowackiego związku motoryzacyjnego ZAP.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.biz, Andrzej Kublik