W Niemczech, Holandii i Wielkiej Brytanii setki milionów euro są przeznaczane, żeby wspomóc rozwój samochodów elektrycznych. Podobne mechanizmy prędzej czy później zostaną wprowadzone w Polsce a wtedy kupno samochodu elektrycznego nie będzie tak drogie jak obecnie – mówi Janusz Moroz, członek zarządu RWE Polska ds. handlu.
Coraz więcej mówi się o samochodach elektrycznych – za ile lat takie samochody będą zauważalne na polskich drogach?
– Istnieją dwie opinie. Pierwsza z nich mówi, że w roku 2020 ok. 2-4 proc. samochodów jeżdżących po ulicach to będą samochody elektryczne. Odpowiedni system zachęt i kar może spowodować, że rozwój ten będzie jednak szybszy. Obecnie jesteśmy dopiero na początku drogi, w Polsce mamy pewnie kilkadziesiąt samochodów elektrycznych. W Warszawie RWE postawiło 12 stacji do ładowania i obecnie to w zupełności wystarcza. Ładowanie na tych stacjach na razie jest darmowe.
Żeby e-mobility mogło się szybko rozwijać musi istnieć system wsparcia, który będzie gratyfikował zakup samochodu elektrycznego. Taki samochód jest dziś znacząco droższy od samochodu spalinowego. Dobrymi przykładami systemu gratyfikacji są rozwiązania zastosowane w Niemczech, Holandii i Wielkiej Brytanii, gdzie setki milionów euro są przeznaczane, żeby wspomóc rozwój e-mobility. Podobne mechanizmy prędzej czy później zostaną wprowadzone w Polsce a wtedy kupno samochodu elektrycznego nie będzie tak drogie jak obecnie. Koszt typowego samochodu elektrycznego w stosunku do typowego spalinowego jest ok. 50-70 proc. wyższy, ale samochód hybrydowy jest droższy tylko o 10-15 proc.
Mówi Pan, że rozwój samochodów elektrycznych potrzebuje systemu wsparcia. Czy obecna sytuacja kryzysowa nie spowoduje, że to wsparcie będzie niższe niż koncerny się spodziewają, czy wręcz tego wsparcia nie będzie w ogóle?
– Wprowadzanie innowacji w okresie kryzysu nie jest łatwe, jestem jednak przekonany, że wszyscy dobrze wiedzą, że kryzys kiedyś się skończy i sytuacja się zmieni. Przedstawiciele koncernów motoryzacyjnych i energetycznych widzą, że warto zainwestować w e-mobility, ponieważ to jest przyszłość. Jestem optymistą i uważam, że kryzys nie powinien przeszkodzić w rozwoju samochodów elektrycznych.
Mówi Pan, że wariant umiarkowany przewiduje, że w 2020 r. ok. 2-4 proc. samochodów to będą samochody elektryczne. Jaki jest wariant optymistyczny?
– Tu możemy popuścić wodze fantazji, może to być 10-15 proc. lub nawet 20 proc., ale obecnie nie ma warunków do tak szybkiego rozwoju.
Oceniam, że e-mobility będzie się rozwijać w sposób umiarkowany, ten rozwój w dużym stopniu będzie zależny od sytuacji gospodarczej. Jak kryzys minie, to będzie łatwiej inwestować a wtedy rozwój będzie szybszy. Jeśli nie, to będziemy poruszali się w wolniejszym tempie i osiągniemy poziom 2-4 proc. samochodów elektrycznych w 2020 r.
Jak Pan ocenia zainteresowanie europejskich koncernów energetycznych samochodami elektrycznymi?
– W rozwój e-mobility zaangażowały się koncerny energetyczne oraz koncerny motoryzacyjne.
Jest kilka koncernów samochodowych, które robią to szybciej niż reszta. Prędzej czy później każdy znaczący producent samochodów włączy się w rozwój e-mobility.
Rozmawiał: Dariusz Ciepiela
AUTOR: WNP.PL (DARIUSZ CIEPIELA)