Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o elektromobilności. Zawarto w nim szereg zachęt dla użytkowników aut elektrycznych. Rząd chce w ten sposób walczyć o czyste powietrze. Ale czy auta na prąd faktycznie są ekologiczne?
Projekt ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych został przygotowany przez Ministerstwo Energii. Ministerstwo poinformowało na Twitterze, że przyjęta przez Radę Ministrów ustawa może wejść w życie już w pierwszych miesiącach tego roku. Ma na celu popularyzację samochodów elektrycznych i zmniejszenie zależności Polski od ropy naftowej. Jeśli pomysł się sprawdzi, na krajowych drogach może zacząć pojawiać się dużo więcej niż dotąd pojazdów elektrycznych. Polaków mają przekonać ulgi przy zakupie aut na prąd, darmowe parkowanie w płatnych strefach, możliwość korzystania z buspasów, etc. O szczegółach pisaliśmy tutaj: Milion aut elektrycznych przestaje być mrzonką.
Projekt ustawy to tak naprawdę wynik presji UE. Moda na wdrażanie stosownych regulacji dotyczących elektromobilności przybiera na sile w całej Unii. Wspólnota naciska na producentów, by przyspieszali prace nad samochodami elektrycznymi, a koncerny się temu podporządkowują.
Nagonka na spalinowe napędy nie ustaje, choć „elektryki” to wciąż kropla w morzu globalnego rynku. Mimo że wolumen sprzedaży pojazdów elektrycznych pozostawia wiele do życzenia, to jednak powoli wzrasta.
To natomiast wiąże się z zagrożeniami dla środowiska oraz wielu światowych gospodarek opierających budżet na wydobywaniu paliw kopalnych.
Samochody elektryczne wciąż pozostają niszą
Niecały 1 procent. Taki obecnie udział w rynku nowych samochodów w Wielkiej Brytanii mają pojazdy z napędem elektrycznym. W 2016 r. do klientów na Wyspach trafiło blisko 2 miliony 700 tysięcy aut.
W tej kwestii lepsi są tylko Niemcy, którzy kupili 3 350 000 pojazdów. W tym ogromnym biznesie samochody elektryczne stanowią niecały 1 procent. To niewiele ponad 250 tysięcy maszyn.
Według deklaracji rządu brytyjskiego, w 2050 roku z ulic całkowicie znikną silniki spalinowe. Takie założenia mają również Niemcy, Francuzi, a także Skandynawowie. Zakaz wjazdu do centrum zadeklarowało już wiele miast na Starym Kontynencie. To nie tylko Bruksela i Paryż, lecz również Ateny, Monachium, Stuttgart oraz Madryt. Do nowego trendu przyłączają się kolejni, w tym Polska z przyjętą ustawą dotyczącą elektromobilności.
Świat przestał się przyglądać, zaczął działać
Rząd Indii zadeklarował, że od 2030 roku Hindusi będą produkować wyłącznie samochody elektryczne. Do ekologicznego chóru dołączyli Chińczycy. W 12-milionowym Shenzhen, niedawno zakończono wymianę floty transportu publicznego na elektryczne odpowiedniki.
W podobnym tonie wypowiadają się włodarze między innymi Volvo, Jaguara, Renault, Mercedesa, a także koncernu VAG. Stopniowo intensyfikują prace nad elektrycznymi napędami, o czym przekonamy się już wkrótce, gdy do oferty dołączą w pełni przyjazne środowisku modele. To jednak również doskonały pretekst, by włączyć się do walki o tort warty fortunę. Według szacunków międzynarodowych agencji analitycznych, w 2025 roku rynek samochodów elektrycznych ma być wart ponad 100 miliardów dolarów.
Trudno w to uwierzyć, bo globalna sprzedaż „elektryków” nie nadąża za śmiałymi prognozami analityków. Jeśli jednak rynek zacznie dynamicznie się rozwijać, staniemy przed nie lada problemem.
Ogniwa litowo-jonowe
Póki naukowcy nie opracują nowej technologii magazynowania energii, jesteśmy skazani na akumulatory litowo-jonowe. W znacznym stopniu to właśnie one przyczyniają się do utrzymywania wysokiego poziomu emisji dwutlenku węgla i negatywnego wpływu na globalne ocieplenie.
To skutek technologii ich produkcji oraz utylizacji. Do ich wytworzenia potrzeba kobaltu, litu i niklu. Złoża tych pierwiastków znajdują się w głównej mierze w krajach trzeciego świata – Boliwia, Demokratyczna Republika Konga i Zambia, gdzie europejskie normy wydobycia i troski o środowisko są tematem marginalnym.
Ogromne zapylenie, toksyczne opary, zatrucie rzek i zanieczyszczenie powietrza dotykają póki co lokalne społeczności, ale po latach problem może przenieść się na resztę globu. Dodatkowy kłopot stanowi nieprzestrzeganie praw człowieka oraz przypadki pracy niewolniczej.
Skąd brać pierwiastki?
10 kilogramów kobaltu. Tyle potrzeba do wyprodukowania jednej baterii umieszczanej w samochodzie elektrycznym. To tysiąc razy więcej niż w akumulatorach montowanych w smartfonach. Warto też wspomnieć, że litowo-jonowe magazyny energii już teraz pochłaniają 40 procent światowego wydobycia pierwiastka odkrytego w 1735 roku przez Georga Brandta.
Jeżeli rządowe plany masowej elektryfikacji floty pojazdów w Europie, Ameryce Północnej, Chinach, Japonii oraz Indiach zostaną zrealizowane, świat stanie przed koniecznością sięgnięcia po zasoby znajdujące się pod dnem morskim.
Problem zaczynają dostrzegać producenci. W lipcu ubiegłego roku Związek Przemysłu Niemieckiego wydał komunikat przedstawiający katastrofalną dla gospodarki wizję – „bez dostatecznych dostaw grafitu, kobaltu, litu i magnezu, w Niemczech nie będzie przemysłu”.
Wynika to z globalnego wzrostu zapotrzebowania na te pierwiastki, których występowanie w przyrodzie jest ograniczone. Wyjściem z patowej sytuacji ma być zabezpieczenie długoterminowych kontraktów na dostawy niezbędnych surowców do produkcji samochodów elektrycznych.
Wzrost podaży samochodów elektrycznych to też problem z utylizacją starych akumulatorów. Według ostrożnych szacunków już za 7 lat świat stanie przed wyzwaniem przetworzenia 11 milionów ton zużytych baterii. Dziś recykling jednego kilograma wyeksploatowanego akumulatora wiąże się z kosztem jednego euro.
Modernizacja infrastruktury – mamy mało wydajną sieć, a produkcja prądu jest brudna
Premier Morawiecki zapowiedział, że w 2025 roku po polskich drogach będzie jeździć milion samochodów elektrycznych. Ma w tym pomóc niedawno przyjęta ustawia dotycząca elektromobilności.
To ogromne wyzwanie dla krajowej sieci energetycznej, która będzie musiała wytrzymać dodatkowe obciążenie. Hipotetyczny problem dotyczy nie tylko Polski, lecz również pozostałych państw stawiających na ekologiczne pojazdy. Czarne scenariusze pisane przez sceptyków zakładają, że lokalnie będą mogły występować przeciążenia prowadzące do awarii typu „blackout”.
Dyskusje nie ustają też nad systemem podatkowym obejmującym wzrost akcyzy na prąd. Przy zmniejszonym zużyciu oleju napędowego i benzyny, światowe gospodarki będą musiały zrekompensować sobie straty.
Amerykańskie agencje analityczne sugerują, że przez wprowadzenie pojazdów autonomicznych i rozpowszechnienie idei współdzielenia samochodów, ilość aut na drogach zmniejszy się nawet o 20 proc.
Bilans zysków i strat jest jednak szacunkowy. Faktem jest natomiast negatywny wpływ na środowisko, problemy z przetwarzaniem odpadów i pozyskiwanie energii ze spalania węgla. W Polsce zaledwie kilka procent prądu pochodzi ze źródeł odnawialnych. W Niemczech ta wartość przekracza 30 proc., a w krajach skandynawskich jest jeszcze wyższa.
Jaki wobec tego będzie rachunek za elektryfikację? Na to pytanie ma odpowiedzieć między innymi pozarządowa organizacja Global Strategy Alliance, której działalność zapoczątkowało Światowe Forum Ekonomiczne. Na efekty jej pracy trzeba poczekać przynajmniej do końca bieżącego roku.
Źródło: www.moto.pl