Ośmioro producentów aut rozszerza właśnie – największą w dziejach motoryzacji – akcję serwisową. Chodzi o wadliwe poduszki powietrzne japońskiej firmy Takata
Przypominamy, że powodem naprawy są tzw. „inflatory”, czyli – w dużym uproszczeniu – generatory gazu poduszek powietrznych. Wadliwe podzespoły, które – w czasie detonacji poduszki – mogą rozpaść się na kawałki zasypując pasażera metalowymi odłamkami, trafiły do milionów aut na całym świecie.
W samych tylko Stanach Zjednoczonych sprzedano 34 mln pojazdów, które mogą być wyposażone w wadliwe airbagi. W najgorszym przypadku – w skali globalnej – wymiany wymagać może aż 287,5 mln niesprawnych poduszek. Bardziej optymistyczne plany mówią o konieczności wymiany… 50 mln stwarzających zagrożenie podzespołów. Do tej pory wadliwe inflantory były powodem śmierci co najmniej 13 osób. Kolejnych 100 pasażerów i kierowców – w wyniku ich awarii – doznało poważnych obrażeń ciała.
Rozszerzana właśnie o kolejne roczniki i modele akcja serwisowa dotyczy amerykańskiego rynku. Do tej pory, do amerykańskich serwisów, na wymianę poduszek powietrznych wezwano już m.in. 4,5 mln właścicieli aut spod znaku Hondy i przeszło 4,3 mln aut koncernu Fiat Chrysler Automobiles. W sumie, w niemal 24 mln pojazdów wymienić trzeba przeszło 28,8 mln wadliwych poduszek.
Teraz, na przymusową naprawę, trafić ma kolejnych 12 mln aut. Aż 2,3 mln z nich to pojazdy objęte już wcześniejszą akcją. Oznacza to, że producenci wymieniać będą kolejne poduszki powietrzne, w których zainstalowano wadliwe podzespoły. Fakt, że naprawa nie została dokonana za pierwszym razem może świadczyć o tym, że producent poduszek nie poinformował producentów o innych wadliwych partiach.
Już w zeszłym miesiącu przedstawiciele Takaty prognozowali, że wymiana jednej wadliwej poduszki to koszt rzędu 9 tys. jenów, czyli około 300 zł. Wg wstępnych analiz wymiana wadliwych inflatorów kosztować może nawet 24 mld dolarów! Lwią część tej kwoty zmuszone są pokryć koncerny motoryzacyjne. Obecny majątek firmy Takata nie wystarczy na pokrycie nawet połowy kosztów.
Nie dziwi więc, że japońska firma intensywnie szuka inwestora. Nieoficjalne informacje mówią, że toczą się rozmowy z jednym z amerykańskich funduszy inwestycyjnych. Przedstawiciele funduszu, podobnie jak Takaty, uchylili się od komentarza, nie chcąc potwierdzić tych doniesień. Tymczasem spekuluje się, że Amerykanie mogliby objąć 60 proc. akcji Takaty, stając się tym samym większościowym udziałowcem.