W polskiej branży automotive brakuje pracowników na 30 proc. miejsc. Tymczasem zapowiedzi wielu firm wskazują, że produkcja w tym sektorze będzie rosła, a więc potrzebna ilość pracowników także.
Według organizacji producentów ACEA po pięciu miesiącach liczba rejestracji w UE urosła o 6,8 proc. i nadal może rosnąć, bo niskie ceny ropy sprzyjają wzrostowi popytu. W Europie rośnie więc produkcja samochodów, a co za tym idzie także części do nich.
Pod tym względem staliśmy się potęgą, na co wskazują dane Stowarzyszenia Dystrybutorów Części Samochodowych. Według nich w ubiegłym roku w branży produkcji części działało 900 firm, zatrudniających ponad 116 tysięcy osób. Przychody ze sprzedaży tych firm wyniosły łącznie 60 mld zł. Cały sektor automotive, obejmując pracujących w fabrykach samochodów, a także zatrudnionych przez świadczące usługi dla branży motoryzacyjnej agencje pracy to blisko 270 tys. osób. Liczba ta może się zwiększyć, bo według opublikowanego niedawno raportu „Badania opinii i nastrojów przedstawicieli Automotive” aż 39 proc. respondentów chce w ciągu najbliższych 6 miesięcy zwiększyć zatrudnienie – głównie nastawiając się na pozyskanie pracowników produkcji.
Według analityków deficyt zatrudnienia w sektorze przekracza już 30 proc., co jest problemem szczególnie odczuwalnym w Wielkopolsce czy na Śląsku, gdzie lokowane są największe inwestycje motoryzacyjne. – Obecnie w regionie mamy około 500 otwartych wakatów, od najprostszych produkcyjnych, po wyspecjalizowane i menadżerskie. Kandydatów brakuje na każdym szczeblu – tłumaczy Agnieszka Kolanowska, regional manager w firmie Randstad.
Konieczność pozyskania dodatkowych pracowników zapewne doprowadzi do wzrostu wynagrodzeń w sektorze, w którym już dziś są one najwyższe spośród wszystkich gałęzi przemysłu. Według raportu Sedlak & Sedlak mediana wynagrodzeń pracownika produkcji zatrudnionego w motoryzacji wyniosła w ubiegłym roku 4500 zł brutto. To o 1000 zł więcej niż płaci się w branży hutniczej i o blisko 1500 zł więcej niż w branży meblarskiej.
Jak w takiej sytuacji utrzymać konkurencyjność? Dziś łączymy wysoką jakość z niewysokimi kosztami pracy, choć według analiz już kilka lat temu wyścig o montownie samochodów Kia i Hyundai przegraliśmy nie tylko ze względu na niższe dotacje, ale także z powodów wyższych kosztów pracy. Jednym ze sposobów na utrzymanie konkurencyjności po podniesieniu wynagrodzeń jest większe niż obecnie wykorzystanie potencjału pracowników.
– Wbrew pozorom nie chodzi o to, by pracownika zmusić do cięższej pracy, ale tak nim zarządzać i tak zaplanować jego rozwój, by przełożyło się to na większą wydajność pracy. Można to osiągnąć lepiej definiując kompetencje na poszczególnych stanowiskach i przydzielając pracownikom zadania najbardziej adekwatne do ich wiedzy i umiejętności – przekonuje Anna Węgrzyn, wieloletni praktyk HR, kierownik projektu mHR w BPSC.
Zdaniem Anny Węgrzyn z punktu widzenia inwestorów bardzo ważnym atutem polskich firm może być zaplecze technologiczne.
– Na przestrzeni ostatnich lat przedsiębiorstwa zainwestowały duże środki w modernizację linii produkcyjnych oraz informatyzację. Dzięki temu nasze zakłady produkcyjne należą do najnowocześniejszych w Europie. Mają duże moce wytwórcze i potrafią produkować nie tylko tanio, ale też dostarczać produkt spełniający rygorystyczne normy jakościowe – tłumaczy Węgrzyn.
AUTOR: WNP.PL (PIM