Socjalistyczny rząd Francji potwierdził zamiar wprowadzenia podatku ekologicznego od ciężarówek, zaznaczając, że nie ugnie się przed demonstracjami protestacyjnymi w tej sprawie, do jakich doszło w Bretanii.
Demonstracjom towarzyszyło zniszczenie ponad dwudziestu kosztownych rejestratorów przejazdu ciężarówek na głównych drogach. Tak poważnych aktów przemocy skierowanych przeciwko polityce podatkowej nie było od czasu objęcia w ubiegłym roku władzy przez prezydenta Francois Hollande’a.
Na Bretanię przypada znaczna część francuskiej hodowli zwierząt rzeźnych i produkcji mięsa, ale w ostatnich latach pozamykano tam szereg zakładów przetwórczych, które nie mogły sprostać tańszej zagranicznej konkurencji. Protestujący obawiają się, że nałożenie podatku na transport samochodowy dodatkowo pogorszy ich sytuację rynkową.
W ubiegłym miesiącu rząd zgodził się na zawieszenie wprowadzenia tego podatku. Zlekceważył jednak żądanie, by do środy w południe ogłoszono jego całkowite anulowanie, gdyż w przeciwnym wypadku protesty będą kontynuowane.
„Rząd rozumie, jak duże są trudności. Ale na ultimatum nie ma w Republice Francuskiej miejsca – w taki sposób nie pracujemy” – powiedział radiu France Inter minister obrony Jean-Yves Le Drian, który sam jest Bretończykiem.
Z inicjatywą wprowadzenia „ekopodatku” wystąpił poprzedni prawicowy prezydent Nicolas Sarkozy, argumentując, że zwiększy on atrakcyjność transportu wodnego i kolejowego oraz zapewni budżetowi państwa miliard euro rocznie. Po wygraniu wyborów prezydenckich w maju 2012 roku Hollande postanowił dalej forsować ten podatek, w czym wspierali go współtworzący koalicję rządową Zieloni.
Interia.pl, PAP