Jens Ocksen o nowym Crafterze i budowie fabryki

Prezes Jens Ocksen po 27 miesiącach budowy fabryki Craftera opowiada o nowym samochodzie, i niespodziewanych kłopotach z autostradą.

Bał się pan w którymś momencie, że coś pójdzie nie tak?

JENS OCKSEN: Przez cały czas trwania budowy człowiek jest w napięciu i podenerwowany. Uspokajało nas to, że korzystaliśmy z doświadczenia naszych pracowników, którzy budowali fabryki Volkswagena na całym świecie. Po pewnym czasie zaczyna się czuć profesjonalizm i fachowość osób, które dla nas pracują, i wówczas poziom adrenaliny spada. Ale co było piękne po stronie polskich kolegów i na co wspaniale się patrzyło, to przede wszystkim to, z jakim zaangażowaniem i euforią ludzie podchodzą do pracy. Normalnie mówi się, że każde przedsiębiorstwo potrzebuje misji, wizji i celów strategicznych. Dla zakładu we Wrześni w ogóle nie potrzebowaliśmy wizji, ponieważ każda z osób odpowiedzialna zadany obszar produkcyjny miała już swoją wizję gotową w głowie. I przykładowo, taki kierownik lakierni wie, że on buduje największą lakiernię w Europie i takiej szansy ponownie mieć już nie będzie. Kierownik działu budowy karoserii buduje jedną z najbardziej złożonych i skomplikowanych hal w całej Europie. A przez to motywacja była ogromną siłą napędową. Tak, więc nie trzeba było myśleć nad oddzielną wizją dla zakładu we Wrześni, ponieważ tam motywacja i ta siła napędowa naszych pracowników były tą wizją. Ja po prostu cieszę się, że w tak krótkim czasie udało nam się zrealizować ten projekt. Miejmy nauwadze, że jesteśmy szybsi niż fabryki budowane w Chinach. Myślę, że cała nasza załoga, która składa się zarówno z polskich, jak i niemieckich kolegów, może być z tego osiągnięcia dumna.

Powiedział pan, że z czasem jak budowa nabierała tempa, adrenalina spadała. A teraz, tuż przed otwarciem, z powrotem rośnie?

Oczywiście, idzie w górę. Teraz mamy doczynienia z najciekawszą fazą. Sam pojazd i fabryka muszą do siebie pasować w każdym elemencie, tak więc w trakcie życia całego tego projektu to ten moment jest najciekawszy.

A czy jest coś takiego, co by pan zmienił? Może jednak coś inaczej by pan zrobił, zaprojektował, zatrudnił innych wykonawców?

Powiem tak: polska kultura jest pod pewnym względem specyficzna. Chodzi mi oto, że jeśli chcę z kimś konkretnym porozmawiać, to najpierw muszę znać pewną osobę, która znowu zna kogoś innego, by móc ostatecznie rozmawiać z tym konkretnym człowiekiem. To czasem komplikuje procesy decyzyjne. Jednak dzięki naszym polskim kolegom udało nam się znaleźć rozwiązania dla poszczególnych problemów. Niemniej jednak dla nas, Niemców, było to trudne do zrozumienia.

Rozumiem, że tu nie chodzi o kwestie budowy, ale bardziej o sprawy proceduralne i załatwianie spraw urzędowych?

Tak. Kwestie przede wszystkim urzędowe, związane z pewnymi procesami urzędowymi.

Teraz, kiedy budowa się kończy i jest sprawdzana i odbierana przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego czy straż pożarną, też potrzebne są takie „znajomości”?

Teraz nie mogę narzekać. Fabryka jest bardzo duża, co oznacza, że mamy wiele odbiorów i certyfikatów, wiele różnych procesów biegnie równolegle. Jest bardzo dużo pracy. Oczywiście są takie momenty, kiedy nie wszystko idzie tak, jakby się chciało. Często opinie się nie zgadzają nawet u moich pracowników. To normalne. Jeśli chodzi o moje wyczucie, to załoga nauczyła się w ramach tych procesów działać. Jeśli były takie momenty, że poziom zdenerwowania narastał, to ja się pytałem: powiedzcie, jak ten proces wygląda w Niemczech Koledzy mi podpowiadali: w Niemczech wygląda to dokładnie tak samo. Dlatego ich pytałem: to dlaczego w Polsce powinno to wyglądać inaczej niż w Niemczech.

Strona polska zobowiązała się do przeprowadzenia pewnych inwestycji: dróg, mediów itd. Czy Polacy wywiązali się Pojawiły jakieś problemy?

Są pewne zobowiązania pomiędzy państwem polskim i Volkswagenem. To zostało spełnione. Ale są inne do rozwiązania na płaszczyźnie krajowej oraz Specjalnej Strefy Ekonomicznej. W tej relacji pewne sprawy są niedokończone. Jedną z nich widać, jak jedzie się wiaduktem i skręca się do zakładu. Nie ma połączenia z autostradą! To wielka szkoda, bo z tego powodu cierpi ludność. Kiedy staniemy na wiadukcie, to widać, że po jednej stronie wybudowano ogromne przedsiębiorstwo na 400 tysięcy metrów kwadratowych, z drugiej strony zobaczymy drogę, która kończy się na nasypie. I koniec. Teraz, gdy pod koniec października będziemy świętować otwarcie zakładu, to wszyscy, ale to absolutnie wszyscy goście będą musieli przejechać tym wiaduktem i będą skazani na ten widok. Zobaczą też znak drogowy z napisem „Września”, który jest przekreślony. Wszyscy ci ludzie zaangażowani w ten proces po stronie wrzesińskiej administracji włożyli ogrom pracy i sił, żeby ta fabryka była w takim stanie, a stoimy w obliczu sytuacji, gdy brakuje 400 metrów do autostrady. Szkoda mi po prostu tych osób. Tonie jest droga, której potrzebuje tylko Volkswagen – to jest droga, której potrzebuje Września i Specjalna Strefa Ekonomiczna. Wiem, że starosta i burmistrz walczą o tę drogę, ale w tej chwili to chyba nie leży już w ich gestii.

Czy dla pana, jako Niemca jest to zrozumiałe? Jak pan to odbiera, że brakuje tych 400 metrów drogi do największej inwestycji w tym kraju. Czy w Niemczech taka sytuacja jest do pomyślenia?

Słyszałem o kilku powodach, dla których te 400 metrów nie może być wybudowane. Muszę przyznać, że staram się nie brać udziału w politycznych dyskusjach. To jest droga do Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Wydaje mi się, że te ostatnie 400 metrów to będzie sygnał dla gości, którzy tu przyjadą. To jest niezrozumiałe. Pamiętajmy, że wśród zaproszonych gości będą: prezes koncernu Volkswagen, premier Dolnej Saksonii oraz minister gospodarki Dolnej Saksonii – i każdy z nich będzie przejeżdżał obok tego miejsca. I żeby te brakujące 400 metrów nie rzucało się w oczy, mnie pozostaje ich tylko zagadywać, żeby patrzyli tylko na fabrykę.

Brakujące 400 metrów do autostrady to nie jest droga potrzebna tylko Volkswagenowi. Potrzebuje jej Września.

— przekonuje Jens Ocksen

Bardzo chwali pan burmistrza Tomasz Kałużnego i starostę Dionizego Jaśniewicza.

Kontakty z nimi mam bardzo dobre. Wprawdzie z burmistrzem Tomaszem Kałużnym i starostą Dionizym Jaśniewiczem nie spotykam się regularnie, ale zawsze kiedy jest jakiś problem do rozwiązania, to udaje się to zrobić.

Volkswagen kupił 220 hektarów, zabudował połowę z tego. Czy jest pomysł, aby zbudować za kilka, kilkanaście lat drugi zakład?

Nie mam żadnych konkretnych planów jeśli chodzi o budowę drugiej fabryki. Będziemy patrzeć, jak rynek zareaguje na nowego Craftera. Uważam, że to jest świetny pojazd. Właśnie niedawno zostałem dziadkiem – wnuczka jest świetna. Każdy dziadek tak mówi o swojej wnuczce. Muszę powiedzieć, że podobnie oceniam Craftera. Też jestem w jakimś sensie ojcem tego auta i wygląda ono świetnie.

Jens Ocksen, szef VW Poznań

Patrząc na sukces nowego Caddy’ego, można liczyć, że Crafter też będzie sukcesem.

Liczymy na to. Pamiętajmy, że przemysł motoryzacyjny przechodzi zawirowania. Wie pan, o czym mówię: dyskusja o pojazdach elektrycznych, nowa generacja baterii, fabryki budowane pod ich kątem. Przez kolejne 3-4 lata będziemy obserwować rynek i potem podejmiemy decyzje, co dalej. Spójrzmy na fabrykę w Antoninku – tam nie ma już wiele miejsca, aby rozbudować zakład.

Właśnie. Czy Września kiedyś prześcignie Antoninek pod względem produkcji i zatrudnienia?

W tej chwili produkujemy w Antoninku około 174 tysięcy aut rocznie, z tego 25-30 proc. to model T, reszta to Caddy. Fabryka we Wrześni jest przygotowana na produkcję 100 tys. aut rocznie. Ale pamiętajmy, że inżynierowie są bardzo kreatywni i gdyby doszło do sytuacji, że będziemy potrzebować więcej niż 100 tys. aut, to z pewnością znajdziemy pomysł, jak to zrobić.

Porozmawiajmy o zatrudnieniu wrześnian w nowej fabryce.

Mamy około tysiąc osób, które pracują tu, we Wrześni. Około 400-500, którzy dopiero będą montować samochody, ale już są zatrudnieni. Z tego względu duża część pochodzi z Antoninka. To jest wykwalifikowany personel, który zatrudniliśmy do uruchomienia pierwszej zmiany. Ten personel będzie wstanie kształcić pracowników, którzy będą pracować na drugiej i trzeciej zmianie. Gro z tych ludzi to pracownicy z fabryki w Antoninku, którzy mieszkają we Wrześni lub okolicach. Doszliśmy do pewnego kompromisu. Pracowników zlikwidowanej fabryki MAN-a w Sadach zatrudniliśmy w Antoninku, żeby nie wydłużać im drogi do pracy do Wrześni, a chętni mogą przejść z Antoninka do Wrześni.

Kilka lat mieszka pan w Polsce. Może kiedyś udzieli pan wywiadu po polsku?

Ubolewam nad tym, że wciągu tych lat nie udało mi się nauczyć tak języka polskiego, by móc udzielać wywiadu w języku polskim. A muszę przyznać, że brak znajomości języka polskiego utrudnia mi życie i bez tłumacza bym sobie nie poradził. Ale to ma też swoje dobre strony. Chodzi o wyszkolenie i kwalifikacje naszych pracowników. Aż do poziomu mistrza nie muszę używać języka polskiego, wszyscy świetnie mówią po niemiecku. Przez to nie jestem zmuszony, aby się uczyć polskiego. A może to po prostu leniwa wymówka. Może w przyszłości się to uda – jak fabryka stanie na nogi, będę miał więcej czasu, aby się nauczyć polskiego.

Źródło:   www.wrzesnia.info.pl