Przedsiębiorcy ubiegający się o środki unijne w przypadku niepowodzenia tj. negatywnej oceny ich wniosków mogą skorzystać z drogi sądowej w celu dochodzenia swoich racji. Postępowanie takie, przynajmniej w teorii, powinno szybko przynieść określone rezultaty – sądy bowiem z reguły rozpoznają tego typu sprawy w terminie 30 dni od wniesienia skargi. Kluczowe jednak jest tu słowo „z reguły”, jak się bowiem okazuje instytucje które negatywnie oceniły projekt przedsiębiorcy mogą przyczynić się do tego, że rozstrzygniecie sądu nastąpi później niż w ustawowych 30 dniach, czasami dużo później… Przykładem tego jest jedna z prowadzonych przez nas spraw.
Firma ubiegała się o dofinansowanie projektu edukacyjnego złożonego w ramach RPO jednego z województw. Projekt otrzymał ocenę negatywną, podtrzymaną następnie w rozstrzygnięciu protestu. Istotą „wadliwości” dostrzeżonej przez organ było podanie przez wnioskodawcę nieprawidłowych danych w pozycji określonej w formularzu wniosku jako „obrót” wnioskodawcy. Wnioskodawca wpisał w tym miejscu wysokość uzyskanych w ubiegłym roku przychodów z prowadzonej działalności gospodarczej, co zdaniem organu, nie było odpowiedzią prawidłową. Nie wgłębiając się w szczegóły należy podkreślić, że wadliwość oceny miała charakter oczywisty – widoczny na pierwszy rzut oka. Dokumentacja konkursowa nie zawierała definicji pojęcia „obrotu”, a przyjęte przez wnioskodawcę rozumienie tego pojęcia odpowiadało definicji zawartej w ustawie o rachunkowości, a także definicjom zawartym w dokumentacjach konkursowych z innych województw.
Tym co czyni opisywaną sprawę ciekawą i nietypową nie jest jednak kwestia merytorycznych zarzutów kierowanych przez instytucję pod adresem projektu, które ostatecznie okazały się nieuzasadnione, ale okoliczności, które spowodowały, że sprawa ostatecznie została rozpoznana dużo później niż w ustawowym terminie.
Problem ten niejako „zainicjowała” przygotowana przez nas skarga, która została wniesiona w ostatnim dniu 14-dniowego terminu, obliczanym od dnia doręczenia wnioskodawcy rozstrzygnięcia jego protestu. W tym miejscu warto wskazać, że ustawa wdrożeniowa przewiduje szczególną procedurę rozpoznawania skarg na negatywne oceny, a jej najistotniejszym elementem jest bezwzględna konieczność rozpoznania skargi w terminie 30 dni od dnia jej złożenia.
Z początku wydawało się, że wszystko zostanie załatwione zgodnie z przepisami, jednakże po dwóch tygodniach otrzymaliśmy z sądu komunikat, że sprawa nie może być załatwiona w ustawowym terminie. Jak się okazało, instytucja dysponuje jednym dokumentem, który umożliwiał sądowi stwierdzenie czy skarga faktycznie została wniesiona w terminie tj. zwrotnym potwierdzeniem doręczenia rozstrzygnięcia protestu na adres wnioskodawcy (tzw. żółta zwrotka, vide tytuł artykułu). Bez tego dokumentu sąd nie był bowiem w stanie stwierdzić, czy skarga została wniesiona w terminie, a co za tym idzie czy należy ją w ogóle rozpatrywać merytorycznie.
W opisywanej sprawie trudno orzec czy działanie instytucji miało charakter zamierzony czy też w pełni przypadkowy, jednakże nie zmienia to faktu, że instytucja przez miesiąc nie przesyłała do sądu dokumentacji zawierającej zwrotkę. Sąd został więc przez instytucję zablokowany i nie mógł przystąpić do rozpoznawania skargi.
Dopiero po ponad miesiącu instytucja przysłała do sądu swoje stanowisko, wraz ze zwrotką, a w konsekwencji rozprawa odbyła się ponad 60 dni po wniesieniu skargi. Na marginesie jedynie warto zaznaczyć, że sąd w całości zgodził się ze stanowiskiem skarżącego uchylając zaskarżoną informację.
Korzystne rozstrzygnięcie nie zmienia jednak tego, że sądowa procedura kontroli rozstrzygnięć ustanowiona w ustawie wdrożeniowej okazała się nie w pełni efektywna. Sąd wobec faktycznego blokowania przez instytucję możliwości stwierdzenia dochowania przez skarżącego terminu na wniesienie skargi nie mógł podjąć żadnych działań zmierzających do rozpoznania sprawy. Termin 30-dniowy ma zaś dla wnioskodawców znaczenie niebagatelne. Zastosowanie zwykłej procedury sądowo-administracyjnej, trwającej nierzadko ponad rok, nie gwarantowałoby bowiem wnioskodawcom należytej ochrony. W przypadku projektów, w których nacisk kładziony jest na ich innowacyjność, wnioski o dofinansowanie czy biznesplany już po kilku miesiącach mogą okazać się nieaktualne, a czasem wręcz cały projekt może okazać się bezprzedmiotowy. Kolejnym istotnym zagrożeniem związanym z długotrwałością sądowej kontroli oceny projektu może okazać się groźba wyczerpania alokacji tj. pieniędzy przeznaczonych dla przedsiębiorców w danym konkursie. Zwycięstwo przed sądem miałoby w takiej sytuacji charakter pyrrusowy gdyż nie prowadziłoby do uzyskania dofinansowania wobec braku środków w budżecie instytucji.
Źródło: www.dotacjenainnowacje.taxand.pl