Polski rząd chciałby wykreślenia z KPO podatku od aut spalinowych, ale Komisja Europejska stawia opór. Może kompromisem okaże się propozycja zakładająca modyfikację obecnej akcyzy poprzez uzależnienie jej wysokości od poziomu emisji szkodliwych substancji.
Kilka tygodni temu przedstawiciele polskiego rządu zapowiedzieli, że na forum Unii Europejskiej podejmą działania zmierzające do wykreślenia z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) zapisu o wprowadzeniu w Polsce podatku od samochodów spalinowych (zgodę na to wyraził w negocjacjach z UE poprzedni rząd). Polscy negocjatorzy sugerowali, że będą nieugięci w swoim postanowieniu i asertywni podczas negocjacji z Komisją Europejską w tej sprawie. Tymczasem okazało się, że rozmowy z KE nie są łatwe, a uzyskanie zgody na wykreślenie proekologicznego podatku coraz bardziej staje pod znakiem zapytania. Strona polska zaczęła więc szukać możliwości wypracowania kompromisowego rozwiązania. Takiego, które z jednej strony pozwoliłoby zachować twarz przed wyborcami (obietnica niewprowadzania tego „skrajnie niesprawiedliwego” podatku, jak niedawno ujął to Jan Szyszko, wiceminister funduszy i polityki regionalnych), a z drugiej umożliwi przystanie na unijne żądania wprowadzenia proekologicznych regulacji podatkowych w transporcie (KE nie bardzo przy tym interesuje, że do wprowadzenia wspomnianego podatku zobowiązał się inny rząd).
Fiskus proponuje zmiany w akcyzie
Takim kompromisem – o czym w mediach zaczęli mówić przedstawiciele polskich władz – mogłyby być zatem zmiany w funkcjonowaniu obecnej akcyzy od samochodów. Redakcja IBRM Samar spytała w Ministerstwie Finansów, czy w kontekście negocjacji dotyczących rewizji KPO, resort prowadzi prace nad alternatywą w postaci zreformowanego podatku akcyzowego, którego wielkość będzie uzależniona np. od normy emisji CO2 czy wieku samochodu. – Ministerstwo Finansów informuje, że najlepszym sposobem realizacji kamienia milowego E3G: Wejście w życie aktu prawnego wprowadzającego opłatę rejestracyjną od posiadania pojazdów związanych z emisjami zgodnie z zasadą „zanieczyszczający płaci”, będzie modyfikacja istniejącego podatku akcyzowego, poprzez uzależnienie jego wysokości od wysokości emisji szkodliwych substancji. Rozwiązanie to pozwoli uniknąć wprowadzania dodatkowej opłaty dla obywateli, z jednoczesnym dostosowaniem już istniejącego obciążenia do zasady „zanieczyszczający płaci” – poinformował nas Wydział Prasowy Ministerstwa Finansów, bez podawania szczegółów dotyczących tego rozwiązania.
Warto dodać, że obecnie w Polsce nadal obowiązuje mocno przestarzały system akcyzowy, który przewiduje, że stawka akcyzy zależy od pojemności silnika. Co do zasady w przypadku, gdy pojemność silnika jest mniejsza lub równa 2 000 cm3 stawka wynosi 3,1 proc., a powyżej 2 000 cm3 – 18,6 proc. Podstawą opodatkowania jest wartość auta. Zgodnie z ustawą o elektromobilności i paliwach Alternatywnych, z akcyzy zwolnione są auta elektryczne (bateryjne i wodorowe), a hybrydy (w różnym stopniu) korzystają z ulg w uiszczaniu tego podatku.
Czy kompromis jest możliwy?
Można domyślać się, że propozycja ta została zgłoszona jako stanowisko negocjacyjne polskiej strony w rozmowach z Komisja Europejska. Nie wiadomo na razie czy spotka się z pozytywnym odbiorem. Niedawno Jan Szyszko pytany przez dziennikarkę redakcji PAP Biznes, czy w zamian za odejście od wymogu wprowadzenia podatku spalinowego w Polsce, KE oczekuje jakiegoś alternatywnego rozwiązania, odparł, że Komisja oczekuje realizacji tego, co jest zapisane w tym kamieniu milowym KPO, czyli działań, które będą promowały zmniejszenie emisji spalin z transportu w Polsce. – Zbliżamy się do kompromisu, ale jeszcze nie mogę powiedzieć na czym może polegać ten kompromis. Powiedziałbym, że na ten moment jestem w tej sprawie umiarkowanym optymistą. Myślę, że w ciągu najbliższych tygodni będziemy mieli już oficjalną informację, natomiast rozmowy z KE przebiegają dobrze i w zrozumieniu – zaznaczył minister Szyszko w rozmowie z PAP.
Pieniądze, ale i zobowiązania
Przypomnijmy, że na początku czerwca 2022 roku Komisja Europejska zaakceptowała przygotowany przez rząd PiS Krajowy Plan Odbudowy, w ramach którego Polska ma otrzymać z unijnego Funduszu Odbudowy 59,8 mld euro (268 mld zł), w tym 25,27 mld euro (113,28 mld zł) w postaci dotacji i 34,54 mld euro (154,81 mld zł) w formie preferencyjnych pożyczek. Środki te mają zostać przeznaczone na wzmocnienie polskiej gospodarki po pandemii COVID-19, przestawienie jej na nowe tory rozwoju oraz uczynienie bardziej odporną na wszelkie kryzysy. Jednocześnie jednak KE postawiła Polsce pewne dodatkowe warunki, zwane „kamieniami milowymi”, od spełnienia których zależy otrzymanie przez Polskę środków ze wspomnianego funduszu. Wśród nich ważną rolę odgrywają kwestie związane z rozwojem nisko- i zeroemisyjnego transportu.
Miały być dwa podatki
Polska zobowiązywała się zatem wtedy m.in. do podwyższenia do 2024 r. opłaty rejestracyjnej dla samochodów spalinowych zgodnie z zasadą „zanieczyszczający płaci”. Po drugie, nasz kraj ma do 2026 roku wprowadzić podatek od własności pojazdów emitujących spaliny. Nowa danina miała być powiązana z wielkością emisji dwutlenku węgla (CO2) oraz tlenków azotu (NOx) z samochodów. Dochód z tego podatku miałby zostać przeznaczony na „ograniczenie negatywnych efektów zewnętrznych transportu oraz rozwój niskoemisyjnego transportu publicznego zarówno na obszarach miejskich, jak i wiejskich”.
Reforma akcyzy ma już długą historię
Ministerstwo Finansów już blisko 20 lat temu kierowało do prac legislacyjnych projekty podatku uzależnionego od parametrów środowiskowych, mającego zastąpić akcyzę. Pierwszy, z 2005 roku, zakładający oparcie podatku o pojemności skokową i normę Euro, został odrzucony przez Sejm w I czytaniu. Kolejny, podobny projekt pojawił się w 2006 roku i podzielił losy poprzednika. W latach 2008-2009 w resorcie finansów trwały prace koncepcyjne nad tzw. podatkiem ekologicznym, ale ze względu „na negatywny odbiór społeczny prac tych zaniechano”. Jedyną zmianą w akcyzie w ostatnich latach było podwyższenie w 2009 roku stawki za auta z silnikami powyżej 2 l. z 13,6 do 18,6 proc. Od tamtej pory żadnych prac w tym zakresie nie prowadzono. Aż do 2016 roku, gdy senator Grzegorz Peczkis (PiS) zaproponował obniżenie stawek na auta z silnikiem pow. 2 l. Wskutek obawy MF o utratę wpływów do budżetu z tego pomysłu nic nie wyszło. Nieco później grupa senatorów z PiS wraz z resortem finansów przygotowali projekt ponownie przewidujący, że akcyza zostanie oparta o pojemność silnika i normę euro. Projekt ten znowu nie zyskał politycznej akceptacji i w 2017 roku został pogrzebany. Ścisłe kierownictwo tzw. Zjednoczonej Prawicy miało wtedy uznać, że proponowane zmiany opodatkowania aut uderzą w najuboższych obywateli. A to mogłoby zrodzić zbyt daleko idące konsekwencje polityczne. Jak będzie tym razem?
Opracowanie: Paweł Janas
Źródło: SAMAR