Komisja Europejska chce ograniczać prędkość aut. Narzekają producenci, będą też kierowcy

Już za rok nowe samochody automatycznie obniżą prędkość lub przynajmniej skarcą kierowcę za jej przekroczenie – przynajmniej w teorii. Komisja Europejska dalej nie zarysowała wymagań technicznych dla systemu ISA. „Wprowadzenie nowych standardów jest zagrożone” – stwierdzają przedstawiciele niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego.

Od lipca 2022 roku każdy wprowadzany na rynek samochód ma być jeszcze bezpieczniejszy. Oprócz standardowego systemu ABS czy też utrzymującego pojazd na obranym kursie ESP, auta mają mieć asystentów martwego pola czy cofania, możliwość zamontowania blokady alkoholowej czy chociażby inteligentnego asystenta prędkości. Tak chce Komisja Europejska. Obowiązkowo te rozwiązania mają być montowane w każdym pojeździe opuszczającym salon już w 2024 roku. Nieco ponad rok przed wprowadzeniem systemów na drogi Komisja nie ustaliła jednak, jak mają one działać.

Wokół inteligentnego asystenta prędkości pojawia się wiele kontrowersji. W praktyce pojazd miałby odczytać dozwoloną prędkość ze znaków (lub na podstawie położenia przez GPS) i sygnalizować jej przekroczenie, a nawet samodzielnie na nią wpływać. Innym pomysłem było sygnalizowanie łamania przepisów sygnałem dźwiękowym czy wibracją pedału gazu. Przyjęte przepisy wskazują, że ISA to „układ wspomagania kierowcy w zachowaniu prędkości odpowiedniej dla środowiska drogowego poprzez przekazywanie specjalnych odpowiednich informacji zwrotnych”. Niezbyt to precyzyjne.

„Martwimy się, że wymagana strategia (…) może doprowadzić do wysokiego wskaźnika wyłączeń systemu – stwierdza dyrektor niemieckiego związku branży motoryzacyjnej Joachim Damasky. „Wielu kierowców może uznać to za irytujące” – dodaje. Niezależnie czy ISA oprze się na wibracjach, dźwięku czy innym komunikacie, już teraz Komisja zaliczyła poślizg – same konsultacje społeczne potrwają do 28 kwietnia. „Komisja Europejska nie trzyma się niezwykle krótkiego harmonogramu” – stwierdzają przedstawiciele związku.

Producenci obawiają się, że nie zdążą przetestować, zainstalować, a może – co najważniejsze — zamówić nowych układów elektronicznych zmniejszających prędkość. Warunkiem zwiększenia bezpieczeństwa – i uratowania ok. 25 tys. istnień w ciągu 15 lat – jest poprawne działanie ogranicznika. Trudno to zrobić, jeśli nie wiadomo, jak ma tak naprawdę działać.

Europejscy kierowcy mogą z obawą podchodzić do ograniczania prędkości lub sygnalizowania jej przekroczenia, jednak nie jest to zjawisko nowe. Najgłośniejszym przypadkiem ostatnich lat jest ustanowienie prędkości maksymalnej w modelach Volvo na 180 km/h. Na taki krok zdecydowali się producenci aut japońskich pod koniec lat 80. Co więcej, ich samochody nie mogły generować więcej niż 280 KM, a powyżej 100 km/h (co było maksymalną prędkością na autostradach) w kabinie rozlegał się dźwięk brzęczyka. Trzeba przyznać, że europejska motoryzacja nie jest pod żadnym względem przełomowa.

Źródło: autokult.pl