Co mają na sumieniu firmy ubezpieczeniowe?…

Jak ubezpieczyciele starają się wykiwać poszkodowanych kierowców? PZU: Trzyletni samochód na gwarancji – odszkodowanie pomniejszone o 30 proc. za zużycie części. Uniqa: Nie zapłacimy za auto zastępcze. PZU, AXA Direct, Allianz, BRE Ubezpieczenia i STU Ergo Hestia: Nowy samochód musisz kupić w 7 dni.

– Po orzeczeniach Sądu Najwyższego skarg wcale nie ubywa, wręcz odwrotnie – jest ich coraz więcej – mówiła Aleksandra Wiktorow, rzecznik ubezpieczonych, prezentując ponad 200-stronicowy raport opisujący niezgodne z prawem praktyki towarzystw ubezpieczeniowych dotyczące wypłat odszkodowań z obowiązkowych polis OC.

Rzecznik wzywa jednocześnie do interwencji Komisję Nadzoru Finansowego, żeby zmusiła firmy do przestrzegania prawa, a poszkodowany nie musiał dopłacać za naprawę z własnej kieszeni, kiedy to nie on jest winny stłuczki. Jakie to praktyki?

Auto zastępcze? Zapłać sam

Wbrew kolejnemu wyrokowi Sądu Najwyższego towarzystwa ubezpieczeniowe wciąż niechętnie pokrywają koszty wynajmu auta zastępczego z OC sprawcy. Teraz sytuacja się poprawiła, jednak wciąż większość firm stosuje pewne sztuczki, aby obniżyć sobie koszty.

Na przykład Warta uzależnia pokrycie kosztów najmu auta zastępczego od tego, czy poszkodowany „nie może w inny sposób zaspokoić swoich potrzeb życiowych, w szczególności poprzez korzystanie z ogólnodostępnych środków transportu”. Tak wynika z pisma Warty z końca czerwca 2012 r. Sąd Najwyższy zabronił takich praktyk w listopadzie 2011 roku.

Towarzystwo ubezpieczeniowe Gothaer zaczęło stosować jeszcze inną praktykę. Twierdzi, że zwrot kosztów za samochód zastępczy należy się dopiero wtedy, kiedy klient przedstawi już opłaconą fakturę. Ubezpieczyciel de facto łamał więc prawo, bo klient może przekazać ubezpieczycielowi niezapłaconą fakturę, żeby ten bezpośrednio poniósł te koszty. Podobnie postępuje również Liberty Direct.

Ciekawe jest podejście Compensy, która nakazuje poszkodowanym, aby zapłacili 20 proc. ceny najmu z uwagi na koszty eksploatacji. Według towarzystwa te koszty „wykraczają poza odpowiedzialność ubezpieczyciela”.

Z kolei Uniqa płaci za samochód zastępczy tylko wtedy, gdy poszkodowany pokaże, do czego wykorzystuje auto i… przedstawi na to dowody. Czyli jeśli tłumaczy, że samochód jest mu potrzebny do dojazdów do pracy, potrzebne jest zaświadczenie od pracodawcy o zatrudnieniu. Jeśli do zawożenia dzieci do szkoły – zaświadczenie od dyrektora, że dziecko brało udział w zajęciach. Dodatkowo rachunki za benzynę. Częściej jednak rzecznik opisuje sprawy, w których Uniqa po prostu odmawia pokrycia kosztów, bo argumenty poszkodowanego są według firmy niewystarczające. Wydatków na auto zastępcze najczęściej nie chce też pokrywać HDI Asekuracja.

Większość firm kwestionuje jednak najczęściej nie sam fakt wynajęcia auta, ale okres, za który zechce ponieść koszty. Które firmy ograniczają prawo poszkodowanych, jeśli chodzi o czas najmu auta zastępczego? Rzecznik ubezpieczonych wymienia: Link4, Warta, STU Ergo Hestia, Allianz, TU Europa, PZU, HDI Asekuracja czy MTU Moje Towarzystwo Ubezpieczeń należące do Grupy Ergo Hestia. Powód? Firmy twierdzą, że zapłacą tylko za tzw. technologiczny czas naprawy. Warsztatom jednak często trudno spełnić te normy, bo np. dłużej muszą poczekać na dostarczenie potrzebnych części.

Jeszcze gorzej jest w przypadku szkody całkowitej, czyli kiedy stłuczka była tak poważna, że samochód nadaje się do kasacji. Wtedy ubezpieczyciel – zdaniem Sądu Najwyższego – powinien zapłacić za najem auta zastępczego aż do momentu zakupu nowego samochodu. PZU daje na to poszkodowanemu… 7 dni. Identyczne praktyki stosują AXA Direct, Allianz, BRE Ubezpieczenia i STU Ergo Hestia.

Amortyzacja, czyli odszkodowania w dół o 70 proc.

Od lat towarzystwa nie zwracają kierowcom pieniędzy za nowe części. Wypłatę odszkodowania potrafią pomniejszyć nawet o 70 proc. Wcześniej tłumaczyły to amortyzacją, czyli zużyciem części. Teraz nadal tak postępują, ale zaniżanie odszkodowań nazywają „urealnieniem”. Przez to kierowcy są zmuszani do napraw z wykorzystaniem tańszych zamienników lub muszą dopłacać do naprawy z własnej kieszeni.

Ostatnio bardzo popularne wśród większości ubezpieczycieli stało się stosowanie tzw. amortyzacji mieszanej. Na czym to polega? Jeśli firma może znaleźć tańsze zamienniki części, to te ceny wpisuje do kosztorysu. Jeśli zamienników nie ma, bierze cenę części oryginalnych i obcina o 30-50, a czasem nawet 70 proc.

Ubezpieczyciele twierdzą, że części można kupić dużo taniej. Gdzie? Na przykład na Allegro…

Wyjątkowe są praktyki PZU. Nawet w przypadku aut, które są jeszcze na gwarancji, firma obcina odszkodowanie o 30 proc. ze względu na „zużycie części”. Rzecznik ubezpieczonych daje konkretne przykłady: trzyletni samochód na gwarancji – odszkodowanie pomniejszone o 30 proc. PZU jednak idzie w zaparte i twierdzi, ze nigdy nie stosowało i nie stosuje amortyzacji.

Podobnie postępują Warta, STU Ergo Hestia i towarzystwa ubezpieczeniowe należące do austriackiej grupy VIG (Vienna Insurance Group), czyli m.in. Compensa. Ta firma czasem stosuje też nowy sposób. Na fakturze dodaje adnotację: „Brak części do optymalizacji”, czyli czytaj: nie ma zamienników potrzebnych części. Mimo to obcina procentowo koszt nowych części.

Tekst pochodzi z serwisu Finanse osobiste, Anna Popiołek

http://wyborcza.biz/finanse/1,105725,15292547,Co_maja_na_sumieniu_firmy_ubezpieczeniowe_.html