Unia Europejska zakazała produkcji samochodów spalinowych po 2035 roku. Polski rząd od początku był na „nie”, podnosząc postulaty wolności i sprzeciw wobec „ekoideologii”. Tymczasem nowy zapis może być dla gospodarki kraju niebywałą szansą.
We wtorek 28 marca Rada UE w ramach pakietu Fit for 55 przyjęła restrykcyjne przepisy. Jednym z nich jest 100 proc. redukcji emisji CO2 zarówno dla nowych samochodów osobowych, jak i dostawczych od 2035 roku. W praktyce oznacza to zakaz rejestracji nowych samochodów z silnikiem spalinowym od 2035 roku. Wyjątkiem są paliwa syntetyczne, tzw. e-paliwa.
Temu zapisowi od początku sprzeciwiał się polski rząd. Polska była ostatecznie jedynym krajem, który zapis odrzucił – od głosu w tej sprawie wstrzymały się Bułgaria, Rumunia i Włochy.
Premier Mateusz Morawiecki wprost nazwał nowe prawo „ekoideologią”.
– Zakaz sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku to pomysł nie do zaakceptowania przez rząd PiS; zrobimy wszystko, żeby ochronić polskie rodziny przed kolejnym pseudoekologicznym wymysłem bogatych krajów i biurokratów z Brukseli – grzmiał Morawiecki podczas konferencji prasowej.
Motoryzacja mówi twarde „nie”
Janusz Kobus, prezes Polskiej Izby Motoryzacji (PIM), mówi w rozmowie z 300Gospodarką, że producenci aut opowiadali się za przedłużeniem okresu przejścia na samochody elektryczne. Co prawda sami zainwestowali duże pieniądze w elektryfikację i będą wycofywali się z produkcji aut spalinowych wcześniej. Ale tak szybkie przejście na elektryki może stanowić nie lada wyzwanie dla branż pokrewnych. np. dla sprzedawców samochodów.
– Skutek może być taki, że ok. 30 proc. dostawców motoryzacyjnych umrze śmiercią naturalną. W Polsce zniknie 50 tys. miejsc pracy. A producenci aut? Po prostu zmontują inne auto – mówi Janusz Kobus w rozmowie z 300Gospodarką.
Kobus podkreśla, że nowe prawo odbije się negatywnie nie tylko na przemyśle, ale także na „zwykłym Kowalskim”.
– Średni koszt nowego auta elektrycznego to obecnie ok. 51 tys. euro wobec 6 tys. euro za używane auto spalinowe. Straci na tym zwykły konsument, którego nie będzie stać na nowy pojazd, a będzie zmuszony wciąż naprawiać stary samochód. Idziemy więc w stronę Kuby, będziemy musieli wciąż naprawiać auto – dodaje.
I podkreśla, że zakaz aut spalinowych na niewiele się zda także w kwestii ekologii. Polska ma bowiem zbyt niski udział OZE w miksie energetycznym.
– Z punktu widzenia ekologii w Polsce ten zakaz nie ma sensu przez najbliższych kilkanaście lat, dopóki nasza energia nie stanie się zielona – tłumaczy.
Produkujemy baterie na potęgę
Ale zakaz rejestrowania nowych samochodów spalinowych od 2035 r. ma też potencjalnie dobre strony. Zwracali już na to uwagę w zeszłym roku Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) i Fundacja Promocji Pojazdów Elektrycznych (FPPE). Z opublikowanego przez nich raportu wynika, że zakaz produkcji aut spalinowych to olbrzymia szansa dla gospodarki. Polska jest bowiem jednym z potentatów w produkcji baterii litowo-jonowych, wykorzystywanych w samochodach elektrycznych.
Według tych danych, polskie PKB może wzrosnąć dzięki temu o 2,6 proc. Bilans netto produkcji wyrobów motoryzacyjnych i bateryjnych w 2035 r. może wynieść w Polsce 16,9 mld euro. Na zakazie produkcji zwykłych aut, kraj straci natomiast 7 mld euro.
Bilans jest więc korzystny, choć prezes PIM Janusz Kobus zwraca uwagę, że firm tych jest stosunkowo mało, z równie niewielką liczbą osób w nich zatrudnionych.
– Polska nadal jest czołowym producentem baterii jonowo-litowych, polski rząd nadal chce uruchomić produkcję chińskich pojazdów elektrycznych w Jaworznie, pod logiem Izera, samorządy zmieniają autobusy na elektryczne itd. – komentuje natomiast Jacek Grzeszak, ekspert ds. transportu i mobilności z ramienia Miasto Jest Nasze oraz Minds&Roses.
Działania rządu ekonomista ocenia krytycznie, jako „czysto polityczny teatr, nastawiony na wyborców i budowanie wizerunku przed wyborami”.
– Mówiąc lekko złośliwie, o tempie przejścia do elektromobilności w Polsce nie będą decydowały głosy polskiego premiera czy ministrów, a sytuacja na rynku motoryzacyjnym w Niemczech. To zza Odry trafia do Polski większość aut używanych, które z kolei stanowią większość nabywanych przez Polaków aut. Niemcy mocno przyspieszyły w ostatnich latach odchodzenie od pojazdów spalinowych, więc prawdopodobnie te pojazdy używane zaczną do nas trafiać za jakieś 7-8 lat – opowiada 300Gospodarce.
Czy ten zapis pomoże polskim miastom, walczącym ze smogiem? Grzeszak jest sceptyczny. Uważa, że w tym aspekcie zakaz produkcji aut spalinowych w ogóle nie jest istotnym tematem. Jego zdaniem znacznie ważniejsze są strefy czystego transportu i ograniczanie ruchu aut w zatłoczonych miastach.
– Największymi trucicielami są stare diesle, a nie nowe pojazdy benzynowe – ale tak naprawdę każdy pojazd w centrum miasta dokłada swoje chmurki spalin do wiszącego nad nami smogu. Tutaj potrzebne są rozwiązania w miastach, a nie w europejskim przemyśle – tłumaczy.
Źródło: www.300gospodarka.pl